„w celu rozchmurzenia melancholijnych dusz”
Dziś właściwie trudno to sobie wyobrazić: wstęp na przedstawienia jest darmowy, bo honoraria artystów wypłacane są z miejskiej kasy, ale aby aktorzy mogli zaprezentować swój kunszt, muszą wnosić do burmistrza i rady miejskiej kolejne supliki, przekonując, że ich sztuki nie zawierają nieobyczajnych treści. Co więcej, zgody wydaje się dość niechętnie, a gdy zespoły pobierać już będą opłaty za wstęp na spektakl, ich wysokość określą włodarze miasta. Część zysków musi zasilić więzienie, terminy występów są ściśle wyznaczone, a każdy kolejny dzień pobytu zespołu negocjowany – najczęściej bez powodzenia.
Gdański teatr „elżbietański” Jerzego Limona, jak autor deklaruje we Wprowadzeniu, „koncentruje się na działalności angielskich wędrownych zespołów teatralnych […] w pierwszej połowie XVII wieku i dziejach pierwszego na terenie Polski teatru publicznego, zwanego Szkołą Fechtunku”. Pierwsza połowa XVII wieku to „okres w dziejach teatru w Gdańsku, który tworzyli i kształtowali aktorzy angielscy”. Dla teatrologów nie jest to zaskakujące: angielskie zespoły, wówczas uważane za najlepsze w swoim fachu, pielgrzymowały po kontynencie, występując na dworach, w zamożnych i biednych miastach. Podróże nie były łatwe (ani bezpieczne), uzyskanie zgody na występy – jeszcze trudniejsze. Konieczne okazywały się listy polecające od protektorów, a kolejne supliki kierowane do rad miejskich są dziś przejmującym świadectwem kondycji tego zawodu. Jak pisze Jerzy Limon, „status społeczny aktorów był właściwie żaden i traktowano ich niekiedy – podobnie jak w ojczyźnie – jak zwykłych «włóczęgów i wagabundów», nie wpuszczając nawet w obręb murów miasta. Wiedli życie z dnia na dzień, w poniżeniu i biedzie, często na dnie rozpaczy, bez widoków na przyszłość. Przetrwać pozwoliła im chyba w głównej mierze niezłomna wiara we własne powołanie, determinacja, z jaką realizowali je na scenie, występując w dziesiątkach miast i miasteczek”.
Właśnie owa „niezłomna wiara” i „determinacja” wydają się głównymi bohaterami książki profesora Limona. Książki, trzeba to zaznaczyć, wydanej po raz drugi – wcześniej opublikowało ją Ossolineum w 1989 roku. Nowa edycja, starannie opracowana graficznie, jest również hołdem dla niezłomnej wiary i determinacji autora, bo właśnie dzięki jego wieloletnim staraniom powstał Gdański Teatr Szekspirowski – w 1990 roku Jerzy Limon założył Fundację Theatrum Gedanense, działającą na rzecz powstania teatru w miejscu dawnej Szkoły Fechtunku, a więc sceny, na której występowały angielskie trupy. Dziś Gdański Teatr Szekspirowski w Manifeście Artystycznym deklaruje: „Jesteśmy teatrem dwóch czasów. Czerpiemy z tradycji i historii oraz kreujemy teraźniejszość i przyszłość”.
Książkę Jerzego Limona z ogromnym zainteresowaniem przeczyta nie tylko osoba zajmująca się historią czy zafascynowana fenomenem teatru elżbietańskiego. Gdański teatr „elżbietański” okazuje się nie tylko fragmentem z historii polskiego teatru, choć zbudowana najpewniej w 1610 roku Szkoła Fechtunku była, jak już wspomniano, „pierwszym na terenie Polski teatrem publicznym”. To przede wszystkim opowieść o ludziach – aktorach, których nazwisk niekiedy nawet nie znamy, a którzy „tworzyli i kształtowali” nie tylko pejzaż kulturalny Gdańska, „największego i najbogatszego miasta Rzeczypospolitej szlacheckiej”, ale również gusty ówczesnych widzów i widzek, pochodzących z różnych klas.
W dwóch częściach książki (Angielscy komedianci w Gdańsku i Gdańska Szkoła Fechtunku) znajdujemy dokumenty z epoki: supliki aktorów angielskich z lat 1611–1655, jakie zachowały się w Archiwum Państwowym w Gdańsku, w aneksach – poza powyższymi – również Patent elektora brandenburskiego dla aktorów angielskich i Kontrakt na budowę teatru „Fortune”. Właśnie cytowane w tekście głównym supliki (w Aneksach przytoczone są w oryginale) okazują się pasjonującą lekturą, pokazując, z jakimi trudnościami spotykali się angielscy komedianci, jakich argumentów używali, by skłonić „pana burmistrza” i „szlachetnych, czcigodnych i wielce rozumnych panów” zasiadających w miejskiej radzie do wydania zgody na wystawianie „przeróżnych sztuk w Szkole Fechtunku w celu rozchmurzenia melancholijnych dusz”.
Imponująca jest nie tylko determinacja, z jaką członkowie kolejnych zespołów starali się pozyskać zezwolenie na „służenie naszymi zdolnościami wedle życzenia”, by „w ten sposób zarobić na kawałek chleba”. Niektóre z suplik, jak choćby ta z 1616 roku, skierowana do rady miejskiej przez kompanię Johna Greena, świadczą o wyjątkowej świadomości funkcji i rangi sztuki teatru: „[…] To pewne, że nic wierniej nie oddaje biegu rzeczy tego świata niźli tragedie i komedie ukazujące ludzi i ich losy jak w zwierciadle, w którym każdy może ujrzeć i rozpoznać samego siebie. […] Będzie ona [sztuka] trwała, podziwiana i miłowana przez światłych ludzi również w naszych czasach, żyjąc w naszej mowie i obyczajach dopóty, dopóki świat będzie istniał”. Rzecz jasna, zwierciadło, „w którym każdy może ujrzeć i rozpoznać samego siebie”, wywołuje skojarzenia ze słowami Hamleta, tłumaczącego jednemu z przybyłych do Elsynoru aktorów swój inscenizacyjny zamysł. Dzięki książce Jerzego Limona ten najbardziej chyba znany cytat z Szekspira (w Polsce – również dzięki Hamletowi Stanisława Wyspiańskiego) nabiera zupełnie nowego wymiaru: zespół Johna Greena i wiele mu podobnych uparcie, rok po roku, przemierzały kontynent, by pokazywać „światu i duchowi postać ich i piętno”. Ci zmagający się z biedą artyści, często podróżujący z rodzinami, wytrwale negocjujący nie tylko terminy występów, ale przede wszystkim prawo do pobytu w kolejnych miastach i miasteczkach, negocjujący warunki występów z innymi użytkownikami budynków, w których grali (na przykład szermierzami), najprawdopodobniej mieli realny wpływ na kształt architektoniczny Szkoły Fechtunku, a ponadto zaszczepili w ówczesnej widowni zamiłowanie do sztuki teatru na najwyższym poziomie. Czy nie powinniśmy być im wdzięczni?
21-02-2024
Jerzy Limon, Gdański teatr „elżbietański”, słowo / obraz terytoria, Gdańsk 2022, 260 s.
Oglądasz zdjęcie 4 z 5