Traktat o godności kelnerstwa polskiego, czyli kiedy pluć do zupy
Zaklęte rewiry, reż. Igor Gorzkowski, Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu

fot. Krzysztof Bieliński
Kalisz. Restauracja w klubie wioślarskim, najlepsza w mieście. Niejaka Roma (Kinga Bobkowska) stara się o pracę kelnerki. Ma odpowiednie wykształcenie plus jakąś tam praktykę. Stopień rozgarnięcia też nienajgorszy. Ma jednak poważny feler: jest z Ostrowa (widownia wydaje z siebie szmerek: aluzju poniali). No, ale spektakl musi się jakoś potoczyć dalej, więc pełen wyższości, wyniosłości tudzież ogólnogastronomicznej wiedzy szef, niejaki Pancer (Lech Wierzbowski) w końcu daje się przekonać i ją przyjmuje.
Dialog między nimi toczy się na wyłożonym kafelkami zapleczu restauracyjnej sali. Oprócz dystrybutora piwa, kantorka i nieodłącznie knajpianych wahadłowych drzwi, uwagę widzów przykuć mogą dwa wiosła, przymocowane poziomo do ściany po obu stronach wahadłowego przejścia do części konsumpcyjnej (Erving Goffman nazwałby ją na pewno „sceną”).
Dalej… Im dalej, tym gęściej od problemów: gastronomiczny rollercoaster kelnerskiego zaplecza zmienia się co rusz, znajdując wstępną kulminację w zbiorowym, ciut ekstatycznym nawet „balecie ogólnokelnerskim”, ustawionym choreograficznie przez samą panią dyrektor Polskiego Teatru Tańca. Poza tym ustawiczne kołowanie sceny co rusz odsłania restauracyjną salę, którą w drugiej części spektaklu zapełniają konsumenci. Jak się po jakimś czasie orientujemy, role klientów tego zakładu grają też widzowie siedzący pod sceną przy ustawionych tam stolikach. Zresztą kaliska gastronomia osacza wręcz widownię za sprawą krzątających się tu i tam, także za naszymi plecami reprezentantów i reprezentantek stanu kelnerskiego. Serwowane przez nich i przez nie „dania” to płaskie, najpewniej plastikowe atrapy – śmieszne, nader prowizoryczne, odbiegające swą prezencją i nastrojem od powagi poruszanych tymczasem na scenie (i wokół sceny) problemów.
A tych ostatnich jest co niemiara, mamy tu bowiem: ewidentne molestowanie seksualne (homo i hetero), przemocowość relacji międzyludzkich (wyzwiska, policzkowanie, poniżanie młodszych przez starszych), tuszowanie konfliktów, podbieranie napiwków, kradzież talerzy i sztućców, a nawet kostek cukru z cukiernic; prócz tego oszustwa kasowe, oszustwa w odmierzaniu alkoholu, popadnięcie w obłęd (kto popada? oczywiście, skołowany, ciężko doświadczony kelner, który nie wytrzymał ciśnienia). Ponadto: nieco już zapomniany, a tu skutecznie zrealizowany mooning (tzn. publiczne pokazywanie gołej d…), a na koniec rytualne plucie do zupy serwowanej niezbyt sympatycznemu klientowi. Przy czym kelnerski etos wymaga ponoć, by delikwent o tym wiedział, bo bez tego nie ma pełnego kelnerskiego wywyższenia z poniżenia.
Całość akcji można pokrótce streścić właśnie jako ciągłe przechodzenie od wywyższeń do poniżeń, a potem znowu do wywyższeń, a potem znowu do poniżeń w relacjach międzyludzkich zarówno na zapleczu, jak i w restauracyjnej sali – na scenie. Poniżają się nawzajem i wywyższają kelnerki oraz kelnerzy między sobą, a także kelnerki oraz kelnerzy i konsumenci. Role nietypowych, na ogół mocno denerwujących konsumentów gra wciąż jeden i ten sam Zbigniew Antoniewicz, błyskawicznie się przebierając i wcielając się a to w pana inżyniera, a to w pana mecenasa, a to (dla odmiany) w nieśmiałego geja, który podrywa młodego kelnera (Kamil Owczarek). Gry o władzę i desperacka walka o kelnerską godność wypełniają całe dwie godziny i czterdzieści minut – do przysłowiowego zdechu.
Obejrzałem ten spektakl ponad miesiąc po premierze. Sala, nie powiem, była pełniusieńka, na widowni, oprócz jednej wycieczki składającej się z państwa w wieku dojrzałym, zasiedli widzowie z własnego wyboru. Przyszli, żeby obejrzeć „kawał samego życia” pokazany im zza knajpianych kulis. I do pewnego momentu się nie zawodzili – krwisto-mięsiste kawały życia rzucane były im ze sceny w nadmiarowym wymiarze oraz ilościach i gęstościach niespotykanych w banalnej, nużącej codzienności. Gdy jednak na scenie zagościła wykładana w nastroju i terminologii wysoce filozoficznych etyka stanu kelnerskiego rodem jednak chyba, mimo wszystko, sprzed wojny, z powieści Worcella, nastrój na widowni siadł i zaczęło się kręcenie, szuranie tudzież pokasływanie.
Gdy szef kelnerów z klubu wioślarskiego, niejaki Grela (Dariusz Sosiński) raczy nas gastronomicznie uniwersalną tezą, że godność jest czymś wartościowym, lecz ona nie dla kelnerek i kelnerów, na scenę się zakrada lekka żenada.
Spektakl zagrany jest sprawnie, aktorki i aktorzy wykonują swe zadania w stopniu co najmniej poprawnym, szybkie tempo jest do pewnego momentu utrzymane; opada dopiero pod koniec i widzowie od razu na to reagują: gdy złowroga pani Fornal (Ewa Kibler) wygłasza monolog o swej niegdysiejszej pomyłce w kwestii obuwia (do pracy zabrała niewłaściwe i to się zemściło), na widowni czuć ewidentną dekoncentrację. Czyli: tempo dobre, problemy mięsiste, etos wyrazisty, kelnerstwo i konsumenctwo obnażone do szpiku kości…
Jest to ewidentnie spektakl popularny, „dla ludzi”, pokazujący kawałek „samego życia”, tyle że strasznie płytki w swym przesłaniu i przeraźliwie długaśny, wyczerpujący dla „osób teatralnych” po obu stronach rampy. Niemniej będzie chyba dość długo grany, co instytucji Teatru im. Bogusławskiego wyjdzie na dobre. A ponieważ wypada jej dobrze życzyć, kończę już niniejszym to srożenie i stroszenie się, mając nadzieję, że przynajmniej zespół kaliskiego teatru czerpie nieco satysfakcji ze swego udziału z Zaklętych rewirach gastronomii.
PS Naprzeciw Teatru im. Bogusławskiego, na drugim brzegu Prosny funkcjonuje od dawien dawna, to znaczy jeszcze od przedwojnia, restauracja KTW Park. KTW to Kaliskie Towarzystwo Wioślarskie, funkcjonujące nad Prosną od 1894 roku. Mam nadzieję, że umiejscowienie akcji omawianego tu spektaklu akurat w miejscu nasuwającym ewidentne skojarzenia z tą przepełnioną chlubną tradycją gastronomiczno-towarzyską instytucją zostało uzgodnione z jej właścicielami. Bo jeśli nie…
<p class="text-align-right">24-12-2025</p>
Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu
Zaklęte rewiry
na motywach powieści Henryka Worcella
Adaptacja i reżyseria: Igor Gorzkowski
Scenografia i kostiumy: Joanna Walisiak
Muzyka: Michał Łaszewicz
Ruch sceniczny: Iwona Pasińska
Konsultacja kelnerska: Marek Chojnacki
Konsultacje merytoryczne: Anna Tabaka
Kierownik muzyczny: Maciej Bąk
Obsada: Kinga Bobkowska, Ewa Kibler, Magdalena Lamża (gościnnie), Aleksandra Lechocińska, Zbigniew Antoniewicz, Filip Kempiński, Krzysztof Oleksyn (gościnnie), Kamil Owczarek, Wojciech Masacz, Dariusz Sosiński, Michał Wierzbicki, Lech Wierzbowski
Wokal: Dorota Wróblewska/Małgorzata Biniek
Saksofon sopranowy: Daria Bączyk
Klarnet: Adam Wójtowicz
Perkusjonalia: Mirosław Skowroński
Instrumenty klawiszowe: Maciej Bąk
Inspicjentka-suflerka: Agnieszka Wierzbowska
Asystentka reżysera: Aleksandra Lechocińska
Premiera: 8 listopada 2025
Zaklęte rewiry, reż. Igor Gorzkowski, Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu
Oglądasz zdjęcie 4 z 5















