Solą w oku

Chlebem i solą, reż. Rafał Cieluch, Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy i Akademicki Obwodowy Teatr Muzyczno-Dramatyczny im. Iwana Franki w Iwano-Frankowsku
aAaAaA
Chlebem i solą, fot. Karol Budrewicz

W zderzeniu z historiami, jakie opowiada w najnowszej online’owej premierze Teatru Modrzejewskiej w Legnicy Rafał Cieluch, jej tytuł, Chlebem i solą, nabiera gorzko-ironicznego zabarwienia. Bohaterowie tej opowieści, którzy przybyli do Polski za chlebem, są dla wielu miejscowych solą w oku.

W Chlebem i solą najciekawsza i najbardziej teatralna jest umowność. W tym dokumentalnym zestawie etiud wyreżyserowanym przez Rafała Cielucha legniccy aktorzy grają Polaków i Ukraińców, podobnie jak artyści związani z Akademickim Obwodowym Ukraińskim Teatrem Muzyczno-Dramatycznym im. Iwana Franki w Iwano-Frankowsku. Ten zabieg wyrzuca nas poza stereotyp, pozwalający wygodnie odnaleźć się w rzeczywistości. Tu nie dostajemy łatwych wskazówek, bo to nie wschodni, miękki akcent zaznaczy linię podziału na „nas” i „ich”.

Legnicka scena nie jest pierwszą, która zauważyła teatralny potencjał w zderzeniu języków i kultur: ukraińskiej i polskiej, z którym mamy do czynienia od kilku lat w polskich miastach i miasteczkach. We Wrocławiu spektakl Nowi, również w formule teatru dokumentalnego, przygotował Kuba Tabisz w ramach „Teatru na faktach”, projektu Instytutu Grotowskiego. Wtedy historie o miejscach, z których pochodzą, i o spotkaniach z Polakami, o tym, co ich dziwi, cieszy, niepokoi, zaskakuje, opowiadali, lepiąc pierogi, mieszkający we Wrocławiu przybysze z Ukrainy. Ci sami, których historie, opracowane przez Tabisza i Marinę Mashtaler, złożyły się na reporterski scenariusz przedstawienia. Później Wrocławski Teatr Współczesny pokazał Cicho/Тихо na podstawie tekstu Magdaleny Drab Lekcja/Temat/Igor – przedstawienie w reżyserii Katarzyny Dudzic-Grabińskiej było koprodukcją WTW i offowego Układu Formalnego. I również zostało oparte na prawdziwych historiach mieszkających we Wrocławiu przedstawicieli mniejszości ukraińskiej. Formuła dalece steatralizowana, tekst podzielony na sceny-lekcje, obsadowy pomysł polegający na zderzeniu młodych aktorów Układu z Maciejem Tomaszewskim, grającym rolę Igora, nowego ucznia w klasie, w polskiej szkole – to wszystko oddalało spektakl od nieco surowej poetyki verbatimu. Podobne przykłady można znaleźć także w innych miastach – choćby w Poznaniu, gdzie Teatr Biuro Podróży od 2017 roku realizuje kolejne projekty ze środowiskiem mieszkających tam Ukrainek i Ukraińców. Temat współczesnej emigracji z narosłymi przez lata stereotypami i uprzedzeniami, ale też z historyczną pamięcią zderzyła Katarzyna Szyngiera w wyreżyserowanym w rzeszowskim teatrze spektaklu Lwów nie oddamy.

Twórcy części z tych realizacji próbują szukać różnic i podobieństw, przekonując koniec końców, że tak naprawdę niewiele nas od siebie dzieli, a stereotyp jest tyleż szkodliwym, co zawodnym kluczem, żadnych drzwi nie otworzy, nie pozwoli się porozumieć. Podobnie jest z legnickim Chlebem i solą, zbiorem filmowo-teatralnych etiud, w którym przeplatają się historie Ukraińców osiadłych w Polsce.

W większości dostajemy to, czego się spodziewamy – i na tym polega największy problem z tą realizacją. Dostajemy historie, które znamy z łamów gazet, z internetowych i telewizyjnych newsów, albo ich kolejne warianty: opowieść o pobiciu pary Ukraińców, o śmierci człowieka pracy, który w Polsce chciał zarobić na studia syna, o pomiataniu pomocą domową zza wschodniej granicy. Poruszające, budzące zbiorowy wyrzut sumienia, ale przez formę spektaklu, który w pół godziny mieści kalejdoskop ludzkich losów, potraktowane zbyt skrótowo, żeby wyjść poza myślowy schemat, w którym mieści się biedny, wykorzystywany emigrant ze wschodu i nasz rodak-ksenofob. Ten schemat łamią dwie historie taksówkarzy – jeden wywiesi w swoim samochodzie obwieszczenie: „Nie rozmawiam o Wołyniu”, bo o Wołyń właśnie będą go najczęściej nękać, nie wiedząc, że do Polski uciekł przed własną, całkowicie współczesną wojenną traumą. I drugiego, tym razem Polaka, zaskoczonego, że ukraińska rodzina nie przyleciała do Polski za chlebem, ale zwyczajnie wraca przez nasz kraj do domu z wakacji w Hiszpanii. Niby mamy tu zderzenie dwóch perspektyw – o relacjach łączących (i dzielących) Polaków z osiadłymi tu Ukraińcami opowiadają i twórcy z Legnicy, i z Iwano-Frankowska – ale na poziomie treści nie ma tu istotnych różnic. Jeśli potraktować ten zbiór opowieści jako rodzaj diagnozy, to wskazuje ona przede wszystkim na – w najlepszym wypadku – niezrozumienie we wzajemnych relacjach, po naszej, Polaków, stronie często podszyte agresją i pogardą. Łamie tę regułę jeden wyjątek, opowiadający historię podróży w odwrotną stronę. Oto Marek Patryn, ojciec legnickiej aktorki, relacjonuje swoją odyseję przez Ukrainę z umieszczoną na dachu samochodu łodzią, polskim darem dla żeglarzy znad Morza Czarnego.

W formie jest wymuszony przez pandemię zabieg, który każe jednej i drugiej ekipie grać zarówno Polaków, jak i gości ze Wschodu, co przekłada się na nieco teatralny efekt wspomniany we wstępie – w części etiud jedni i drudzy posługują się czystą polszczyzną, w pozostałych – mówią po ukraińsku i po polsku z wyraźnym akcentem. Legnica próbuje ten efekt jakoś podbić, grając z teatralną konwencją – Joanna Gonschorek i Bartosz Bulanda w etiudzie o pobiciu ukraińskiej pary są ucharakteryzowanymi na ofiary aktorami, którym podczas przesłuchania pozostali aktorzy zmywają z twarzy siniaki i zadrapania. Iwano-Frankowsk rezygnuje z podobnych zabiegów, stawia na surowość i prostotę przekazu – zrealizowane tam etiudy robią wrażenie amatorskich nagrań, home video z użyciem wcale nie najnowszej technologii. Wygląda to, jakby także w sposobie realizacji odzwierciedlał się podział, który jest tematem Chlebem i solą, którego nie sposób zasypać wspólnym, partnerskim projektem. Nie poskleja też skutecznie wszystkich wątków szamanka czy szeptunka Joanny Gonschorek, postać pojawiająca się między kolejnymi etiudami, wywołująca dobre i złe duchy, które wciąż jednak częściej dzielą niż łączą.

„Tego się nie da zrobić. To są zbyt skomplikowane relacje” – słyszymy w prologu do Chlebem i solą. A w finale pada znane z polskich ulic hasło, skierowane tym razem do tych wszystkich, którym produkcja się nie spodobała. Zanim więc zniknę, dodam tylko, że tej komplikacji w Chlebem i solą nie widać. Z tropów, które wybrał Cieluch, można uszyć opowieść o naszych i obcych, przybyszach z biedniejszych rejonów pod każdą szerokością geograficzną – są tyleż uniwersalne, co typowe. A jeśli w dodatku obcy będą też troszeczkę swoi i nie przyjadą z dalekiego końca świata, zawsze znajdzie się jakiś Wołyń, który będzie można im wypomnieć.

16-12-2020


Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy i Akademicki Obwodowy Teatr Muzyczno-Dramatyczny im. Iwana Franki w Iwano-Frankowsku
Chlebem i solą
tłumaczenie: Anna Ursulenko
scenariusz i reżyseria: Rafał Cieluch
reżyseria obrazu i montaż: Bartosz Bulanda
zdjęcia: Karol Budrewicz, Nazar Paniw, Jura Paływoda
opracowanie muzyczne: Andrzej Janiga
kostiumy: Małgorzata Bulanda
obsada: Hałyna Barankewycz, Joanna Gonschorek, Małgorzata Patryn, Iwanna Sirko, Bartosz Bulanda, Jurij Chwostenko, Rafał Cieluch, Pawło Kilnycki, Mateusz Krzyk, ze specjalnym udziałem Marka Patryna
premiera online: 22.11.2020

Chlebem i solą, reż. Rafał Cieluch, Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy i Akademicki Obwodowy Teatr Muzyczno-Dramatyczny im. Iwana Franki w Iwano-Frankowsku

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w LegnicyTeatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.