Szukając Ani

aAaAaA
Fot. Anna Kaczmarz

Ucieszyłam się, naprawdę – to duża frajda zobaczyć Anię z Zielonego Wzgórza na scenie. Tym bardziej że należę do pokolenia, które z wypiekami na twarzy pochłaniało kolejne tomy przygód dziewczyny, którą – choćby po części – chciała być każda z czytelniczek. Jak wiadomo, urok dziecięcych czy nastoletnich lektur pozostaje. Nieco spatynowany, przyprószony nowymi literackimi olśnieniami, ale kto z nas z nostalgią nie wspomina nocy, kiedy po kryjomu przed rodzicami – bo przecież trzeba wstać rano do szkoły – czytało się jeszcze jeden rozdział, a potem następny…

Do Groteski szłam więc zaciekawiona. Po pierwsze czy cykl powieści Lucy Maud Montgomery nadal wzbudza tak silne emocje jak kiedyś? Czy dzieci – młodsze i starsze – zachwycą się opowieścią o dorastaniu z dala od zgiełku, ale za to w epicentrum dziewczęcych rozterek, nie tak w końcu błahych? Co dziś może porwać w historii sieroty, która nie dysponuje ponadludzkimi możliwościami ciała i umysłu, nie ciąży nad nią klątwa czarodzieja, tylko jest zwykłą dziewczynką pragnącą miłości? Po drugie czy ja sama odnajdę w sobie dawną radość z obcowania z rezolutną rudowłosą Anią?

Niewątpliwie największym atutem spektaklu są dwie role – Dominiki Guzek (Ania; nie widziałam przedstawienia z Natalią Hodurek) i Anny Sokołowskiej (Maryla). Ania Dominiki Guzek jest dziewczyną żywiołową, bardzo wrażliwą, naturalną; młody widz może odnaleźć w niej swoje emocje, niespełnienia i pragnienia. Maryla Sokołowskiej budzi zaufanie, mimo pozornej szorstkości emanuje ciepłem i dobrocią. Te dwie aktorki – młoda i dojrzała – właściwie organizują świat przedstawienia, nadają mu ton. Sympatię widzów zdobywa Olga Przeklasa jako sąsiadka Małgorzata Linde; ciekawa jest również postać Diany (Diana Jędrzejewska) – przyjaciółki Ani, zrazu nieufnej, potem jednak akceptującej „inność” dziewczyny.

Bo Ania z Zielonego Wzgórza w Teatrze Groteska dotyka tematu inności – w scenariuszu Małgorzata Zwolińska skupiła się na tych epizodach powieści, w których bohaterka musi zmierzyć się ze światem. Najpierw z faktem, że jest sierotą, potem, że dziewczynką – a przecież wiadomo, że do pracy w gospodarstwie bardziej przyda się chłopak. I wreszcie z kompleksami typowymi dla każdej nastolatki – urodą, niekoniecznie doskonałą.

Pamiętamy: powieściowa Ania była ruda, co przysparzało jej udręk – nie dość, że odróżniała się od koleżanek, to jeszcze kolor włosów niekiedy stanowił temat żartów i zaczepek. W spektaklu „problem urody” wybrzmiewa nie tylko w lamentach bohaterki – jest również tematem jednej z piosenek. Ania z Zielonego Wzgórza jest bowiem przedstawieniem z piosenkami – i to jedna z jego głównych zalet. Piosenki nie tylko o urodzie, która, jak wiadomo, bywa względna, ale również o modzie (niezapomniana sukienka z bufkami) czy o słuszności najprostszych wyborów nie tylko pomagają mieszkańcom Zielonego Wzgórza rozwiązać własne sprawy, ale również zjednują publiczność. Są melodyjne, a jednocześnie proste – widziałam, jak dzieci reagują na słowa utworów, jak się cieszą, gdy pojawia się kolejny utwór.

A jednocześnie mam spore poczucie niedosytu. Historia Ani została opowiedziana bardzo tradycyjnie, w zgodzie z duchem powieści. Nic w tym złego, nie oczekuję niespodziewanych reinterpretacji prozy Lucy Maud Montgomery – takie próby nie tylko mogłyby okazać się chybione, ale również kompletnie nie interesować młodych widzów. Rzecz w tym, że nie została uruchomiona wyobraźnia, czyli ta zdolność nieprzeciętnej dziewczynki, która pozwala jej przetrwać w nieprzyjaznym świecie. Krótko mówiąc, nie tylko scenografia i kostiumy są brzydkie, ale zabrakło chyba pomysłu na to, w jaki sposób wykreować świat powieści. Pośrodku sceny stoi makieta drzewa, podobnego do tych z płócien Gustava Klimta. Ornamenty w tym samym stylu okalają scenę, niebezpiecznie zbliżając się do postaci – w połączeniu z piosenką o przemijaniu ma to, jak sądzę, symbolizować upływ czasu. W niektórych scenach pojawiają się pojedyncze domowe sprzęty, te z kuchni lub z salonu. Ale najbardziej rozczarowują kostiumy – nawet wymarzona sukienka Ani okazuje się nieładna, właściwie trudno uwierzyć, że dziewczynka może ucieszyć się z takiego prezentu.

Świat Zielonego Wzgórza nie przypomina mitycznej krainy dzieciństwa, do jakiej wracać się będzie wspomnieniem. Wydaje się dziwnie pusty, trochę doraźny. Ale, jak wspomniałam, o uroku spektaklu decydują role Dominiki Guzek i Anny Sokołowskiej.

A wracając do pytania z początku: czy losy Ani mogą porwać współczesnego czytelnika i widza? Wydaje się, że tak – są uniwersalne. Byłam jednak rozczarowana: pamiętałam Anię jako żywioł, który wtargnął do spokojnego domu starszego rodzeństwa i dokonał rewolucji. Przyniósł nie tylko miłość, ale i radość codzienności. W krakowskim przedstawieniu zabrakło właśnie energii, witalności, jaka może zmienić świat i odczarować los – również cudzy. Oglądamy historię zgrabnie opowiedzianą, dobrze zagraną, ale nie wierzymy, że możemy spotkać dziewczynkę, dzięki której odnajdziemy dobro i piękno.

12-10-2015

 

Teatr Groteska w Krakowie
Ania z Zielonego Wzgórza
na podstawie powieści Lucy Maud Montgomery
scenariusz z oryginału: Małgorzata Zwolińska
reżyseria: Adolf Weltschek
scenografia: Małgorzata Zwolińska
muzyka: Piotr Klimek
choreografia: Marzena Biesiadecka
charakteryzacja: Krystyna Zięć
obsada: Dominika Guzek/ Natalia Hodurek, Anna Sokołowska (gościnnie), Włodzimierz Jasiński, Olga Przeklasa, Diana Jędrzejewska, Monika Filipowicz, Katarzyna Kopczyk, Bartosz Watemborski
premiera: 25.09.2015

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Teatr GroteskaTeatr Groteska

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.