Psycho-pułapka
Tadeusz Różewicz-dramatopisarz ma pecha. Za półtora miesiąca dobiegnie końca jego jubileuszowy rok, a my pozostaniemy ze świadomością, że szczególny historyczny czas, jaki teraz przeżywamy, stracony sezon 2020/2021 z pozamykanymi teatrami, życie artystyczne na pół, a może i ćwierć gwizdka, niepewność jutra – wszystko to sprawiło, że zasmucająco mało odbyło się w tym roku różewiczowskich premier. Na ich zliczenie wystarczy zapewne palców jednej ręki.
Najnowsza, dana kilka dni temu w warszawskim Teatrze Dramatycznym w reżyserii Wojciecha Urbańskiego, ratuje po trosze honor teatralnego domu – choć można i pewnie należy się spierać z inscenizatorem i reżyserem Pułapki o kształt tekstu przedstawienia, redukcję o te fragmenty kanonicznego tekstu Różewicza umieszczające życie Franza Kafki w kontekście Zagłady, której jemu nie dane było dożyć; zmarł 15 lat wcześniej. Często po przedstawieniu w Dramatycznym przywołuje się to legendarne, zrobione przez Jerzego Grzegorzewskiego vis-à-vis, na scenie Teatru Studio, 37 lat temu, czy równie słynne, późniejsze o 8 lat wrocławskie przedstawienie Jerzego Jarockiego z 1992 roku, grozę, która szła ze sceny na publiczność. Urbański te wizyjne fragmenty ominął.
Na małej scenie Teatru Dramatycznego pozostała historia neurotyka z nieprzepracowanymi traumami dzieciństwa i młodości, chorobliwie nieśmiałego, niezdolnego do stworzenia trwałych związków, żyjącego ze świadomością „uwięzienia w pułapce” własnego ciała, z której ucieczką jest przeczuwana rychła śmierć. Minimalistyczna, ambientowa muzyka, monochromatyczna, niemal umowna scenografia, czarny stół, dwie ciemne secesyjne szafy, czarne łóżko – małżeńskie łoże Kafków, w innych scenach łóżko z sypialni Franza, ciemna kanapka, na której Greta będzie uwodziła Maxa, czarno-białe projekcje łączące najważniejsze sceny przedstawienia. Dziecko (zapewne sam Franz) w najmłodszych latach szlachtowane przez Ojca niczym ofiara rzeźnika; ten sam malec ze strużką krwi wypływającą z ust; szafa, w którą można się schować (kłania się stary doktor Freud z symboliką szafy jako kobiecości i matczynego schronienia!); ilustracje sennych koszmarów Franza pokazują, że jego psychika jest ludzkim piekłem, z którego nie ma jak umknąć. Świat przytłaczający, groźny, par excellence kafkowski. Ale jest w tym ciężkim przedstawieniu, wyraźnie przechylonym w stronę czystej psychologii (złośliwi nazywają je – i pewnie nie bez racji – obyczajowym), pewien paradoks. Bowiem ta historia Kafki ma – być może nawet niezamierzony – wydźwięk optymistyczny. Życiowego potrzaskańca, emocjonalnego impotenta czeka ocalenie, a jest nim twórczość. Dwa fragmenty Procesu, początek i finał powieści, pokazują, że to skomplikowane, nieudane przecież, przedwcześnie zakończone życie było wartościowe, bo jego sensem jest pozostawione dzieło, nawet jeśli nie doczekało się natychmiastowego uznania. Skazane przez Franza na spalenie rękopisy książek ocaleją, przeżyją swego twórcę. Co – paradoksalnie i cokolwiek na przekór tekstowi Różewicza – niesie nadzieję utalentowanym artystycznie nadwrażliwcom tego świata.
Dystansując się nieco od takiego adaptatorskiego zabiegu, przyjmując za to czysto zawodowy punkt widzenia, należy uznać konsekwencję reżysera w przeprowadzeniu tego obyczajowo-psychologicznego założenia, wykreowaniu tego scenicznego świata, przygniatającego, nieledwie klaustrofobicznego, zespołowi aktorskiemu zaś uznanie należy się za bardzo wyrównany poziom wykonania tej Pułapki.
Ma to przedstawienie rolę w moim przekonaniu najpełniejszą i najbogatszą w tym inscenizacyjnym założeniu, pełną do tego stopnia, że odnosi się czasem wrażenie, że to przedstawienie jest właściwie o tej postaci. Ojciec, grany przez Roberta Majewskiego, absolutnie, nieledwie werystycznie prawdziwy. Żadnego fałszu w intonacji, głos bezbłędnie oddający każdą emocję. Studium domowego tyrana, toksycznego, zadręczającego otoczenie nieustannymi pretensjami. Ale to tylko z pozoru zrzęda wykłócający się o niewłaściwy smak zupy. Od rzekomo niedobrej zupy kieruje pretensje w stronę rodziny, nieudanych w jego pojęciu dzieci, które się w niego nie wdały. To jest ustawianie „piramidy żalu”, nieustannie rosnącej w jakiś niebotyczny absurd. Ale jest w tych tyradach coś benhardowskiego. Bo tak jak bohaterowie Bernharda wiodący nieskończone monologi, „samoindukujący się”, niepotrzebujący właściwie żadnych zewnętrznych impulsów, żeby zalewać świat kaskadami słów – tak działa ten Ojciec na Małej Scenie Teatru Dramatycznego. I jest w nim chyba ten sam bernhardowski strach: zamilknięcie oznacza nieistnienie. Tyranizowanie najbliższych maskuje strach, a ten pojawi się w ostatniej sekwencji przedstawienia, w przeczuciu nadciągającej Zagłady, w gorączkowym obliczaniu, ile osób może pomieścić domowa szafa, w panicznym wstawianiu do niej krzesła, bezradnym okryciu się narzutą. Agresja to tarcza skrywająca strach. A więc stosownie do tego psychologicznego klucza, jakim Urbański otwiera tekst Różewicza, jest to postać najpełniejsza, świetnie poprowadzona, z pewnością najbogatsza w psychologiczne niuanse.
Można się oczywiście spierać, czy ten psychologiczno-obyczajowy klucz otwiera na oścież świat Pułapki, czy to zaledwie uchylenie drzwi. Przedstawienie omija szerokim lukiem poetycki walor dramatu, tu pozostawia zatem niedosyt. Z drugiej strony zagrane jest na bardzo wysokim poziomie zawodowej sprawności dialogu i tworzenia postaci, co na naszych scenach, na których coraz częściej się występuje, a coraz rzadziej rzetelnie gra – jest już wartością. Casus Pułapki Urbańskiego pokazuje – z innej jeszcze strony – odwrót poezji i metafory w naszym teatrze, a więc tego, co dekady temu stanowiło jego siłę.
Kończy się ten niespełniony teatralnie Rok Różewiczowski. Jeśli nie w nim, to w następnym chciałoby się zobaczyć kilka tytułów. Choćby takich Świadków, znanych lepiej jako Nasza mała stabilizacja. Pełne samozadowolenia konstatacje, że to się kupiło, ma się to, ma się tamto i nagła refleksja, że to wszystko można bardzo szybko stracić, zabrzmiałyby dziś wyjątkowo sarkastycznie i gorzko. I bardzo na czasie.
Postscriptum.
Przedstawienie Urbańskiego przy wszystkich pytaniach, do których prowokuje, przy wątpliwościach, niedosytach, pokazuje jedno: Teatr Dramatyczny jest dziś instytucją i zespołem stabilnym. Tadeusz Słobodzianek przejął Dramatyczny po fatalnej dyrekcji poprzednika, który „wystawiał najczęściej premiery”, jak w teatralnym żargonie określało się kiedyś klapę za klapą. Odbudowany został zespół. Jak w każdym teatrze są tu i przedstawienia zasługujące na podziw albo uważne przyglądanie im się, są i wypadki przy pracy. To jest w działaniu teatru nieuniknione, ale od dawna nie ma tu już „samych premier”. Teatr Dramatyczny i wszystkie jego sceny, zwane czasem złośliwie „sloboplexem”, działają, mają swoją publiczność. Tu znów się przychodzi. Ta refleksja podyktowana jest troską – czas na nową kadencję, a na dyrektorski fotel w Dramatycznym spoglądają chętnie postacie o niewątpliwych kwalifikacjach artystycznych i umysłowych. Tak niewątpliwych, że ich porządki w Dramatycznym doprowadziłby szybko do powrotu nowej świeckiej tradycji „samych premier”. W epoce zamętu, rozpadu wszystkiego, co udało się zbudować, nie czas na kolejne artystyczne eksperymenty z łatwym do przewidzenia skutkiem. Bo zwyczajnie nas na coś takiego nie stać. Ja sam wolę pospierać się o Pułapkę, niż wychodzić z teatru, wzruszając ramionami nad którymś już z kolei modnym głupstwem.
I chyba nie jestem w tym odosobniony.
19-11-2021
Teatr Dramatyczny w Warszawie
Tadeusz Różewicz
Pułapka
reżyseria: Wojciech Urbański
scenografia i kostiumy: Joanna Zemanek
opracowanie muzyczne: Wojciech Urbański (Rysy)
reżyseria świateł: Paulina Góral
projekcje: Stanisław Zaleski
obsada: Lidia Pronobis, Karolina Charkiewicz, Marta Król, Anna Szymańczyk, Michał Klawiter, Robert T. Majewski, Marcin Stępniak
premiera: 12.11.2021
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.