Spirala
Czy istnieje dziś w Polsce teatr psychologiczny i co to właściwie znaczy? Otóż istnieje, tworzy go Marcin Wierzchowski.
fot. Artur Wesołowski
Czy istnieje dziś w Polsce teatr psychologiczny i co to właściwie znaczy? Otóż istnieje, tworzy go Marcin Wierzchowski. Jego kolejne przedstawienie jest o tym, o czym poprzednie, czyli o konfrontacji z zapisaną w nas przeszłością. Jedno zdanie i już manowce. Zapis i przeszłość sugerują bierność, tymczasem mowa o procesach, które rozpoczęte przed laty wciąż trwają i są elementem teraźniejszości, a zatem wpływają na przyszłość. Kłopot w tym, że pozostają nieuświadomione. I o tym uświadamianiu jest opowieść zrealizowana w Warszawie z nowym sezonowym zespołem Teatru Ochoty. Zrealizowana fachowo i potoczyście (w pierwszym akcie), ale też cokolwiek pośpiesznie i mętnie (to w drugim).
Wierzchowski potrafi konstruować filmowe historie. Przykładem nagradzana ostatnio Piękna Zośka z Teatru Wybrzeże czy starsze i rewelacyjne Sekretne życie Friedmanów z Teatru Ludowego. Po tamtej stronie jeziora napisane wspólnie z Danielem Sołtysińskim też wygląda na niemal gotowy scenariusz netflixowego dramatu, a przy odrobinie pracy starczyłoby tej historii na cały serial. Efektowny, bo łączący nastoletnie przygody z rozterkami młodych dorosłych, a wszystko choć współczesne, to na tle dramatycznych wydarzeń z czasów powojennych. Netflixowy znaczy bardziej gatunkowy niż oryginalny. To nie musi być wada, dobre historie bronią się same. A ta jest niezła. Dzieje się w opustoszałej już wsi o wdzięcznej nazwie Kamień. Nad jeziorem, opodal poniemieckich bunkrów. Warmia czy Mazury? Miejscowości o tej nazwie znajdziemy i tu, i tu, ale chyba Mazury, bo bohaterowie wspominają Giżycko i Ostródę. Grunt, że na poniemieckim, czyli w miejscu, które wojna nie tyle zniszczyła, ile przemieniła. Takie miejsca są jak fotografie wykonane aparatem z zaciętą migawką. Kadry nakładają się na siebie, przezierają jeden przez drugi. I już nie wiadomo, który jest właściwy.
Na marginesie warto odnotować, że przybywa ostatnimi czasy dzieł podkreślających unikalną tożsamość Prus, zwłaszcza Warmii. Dość wspomnieć o głośnych powieściach: Toń Ishbel Szatrawskiej oraz Król Warmii i Saturna Joanny Wilengowskiej. Na lokalne powoli otwiera się też teatr w Olsztynie. Mała ojczyzna to wciąż ważny i żywy temat. Wierzchowski i Sołtysiński obrali jednak inną drogę. Dominuje polska, centralna perspektywa – zróżnicowana jednak i niejednoznaczna. Oto kolejna trudna historia, która zmusza nas do kwestionowania klisz. Niemiec nie musi być zły, a Polak dobry. Ale to potem.
Zaczyna się od spotkania po latach. Dawno niewidziani znajomi z różnych powodów wracają do Kamienia. Za dzieciaka spędzali tu czas, wizytując dziadków. Dziś około trzydziestoletni rozprawiają się z dziedzictwem i swoim stosunkiem do przeszłości sprzężonej z konkretną przestrzenią. „Miejsca nas wołają” – powie później Ina (Aleksandra Tokarczyk). Jej pozycja jest szczególna. Nie ma wspomnień związanych ze złowrogim jeziorem ani z tajemniczymi bunkrami, do których kiedyś zeszli pozostali. Co im się tam przytrafiło, dlaczego nie chcą o tym mówić? To zagadka napędzająca fabułę. Ina trafia do Kamienia jako partnerka Janka (Piotr Kulesza). Studiowała dziennikarstwo i jest kimś w rodzaju detektywa. Buszuje w archiwum i na strychu, a czego się dowie, to rozpisze kredą na ścianie, tłumacząc widzom genealogiczne meandry konieczne do zrozumienia opowieści. Ich streszczenie przeniosłoby ten mętlik tutaj i w niczym nie pomogło. Poprzestańmy więc na podstawach.
Dwóch braci: neurotyczny i wrażliwy Kosma (Piotr Gadomski) i cwaniacko buńczuczny Damian (Maciej Walter) sprzedają dom dziadków, który chce kupić Kiki (Barbara Liberek) – dawna, niespełniona miłość Kosmy. Kiki sprzedała dom swojej babci, ale czuje, że powinna wrócić do Kamienia, że to jej miejsce. To najciekawsza rola w przedstawieniu. Liberek gra silną, pewną siebie dziewczynę. Dręczy ją jakiś niepokój, z którym zdaje się fatalistycznie pogodzona, ale jednocześnie nie chce mu całkowicie ulec. Inaczej niż Kosma, który zdaje się programowo odpuszczać, jakby uznawał, że emocjonalny nurt sam znajdzie ujście, wystarczy mu się poddać.
Fabuła jest poplątana i intrygująca. Jak kable wypadające ze skrzynki, którą otwiera młotkiem Damian, usiłując włączyć prąd. Znajdujemy się w pustym starym domu. Wyjdziemy z niego na pomost, a potem zejdziemy do bunkra. Scenografia (Barbara Ferlak) jest prosta – podłoga z desek, pas czarnej ziemi i ledwie kilka rekwizytów: krzesła, stół, regał. Z desek zbudowano też dominującą ścianę w głębi, w której trzy płócienne ekrany jak trzy okna, a na nich projekcje: najpierw miejsc, potem bohaterów w międzyczasie nieszczęśliwe abstrakcje (wideo Alex Dulak). Między podłogą a ścianą szpara – z niej światło i dym, a później zmaterializowana przeszłość.
Co i rusz pojawiają się znaki potwierdzające, że przeszłość nie znika bez reszty, a nasz los jest pochodną decyzji innych ludzi. Choćby ta tajemnicza umowa o dziesięciu procentach wartości właśnie sprzedawanego domu, którą niespodzianie na strychu znalazł Janek. Co nas obchodzi umowa naszych pradziadków? – pyta Damian. No właśnie, na ile obowiązują nas ustalenia przodków? Czy obciążają nas ich czyny, czy możemy się nimi szczycić, czy winniśmy się ich wstydzić? Przecież prawie niczego o tych ludziach nie wiemy, co uświadamia nam Ina na początku drugiego aktu, zadając publiczności kilka pytań o dziadków i pradziadków. Odpowiedziom towarzyszy rozumiejące westchnienie – no rzeczywiście, nie wiem i tego też nie wiem, a tego to już w ogóle, no bo kto by wiedział, co robiła jego prababcia w jego wieku? A może robiła to, co my? Wierzchowski sugeruje, że czyny naszych przodków dzieją się wciąż i wciąż, jakby zapętlone w przecinającej czas spirali.
Tak się bowiem złożyło, że pradziadkowie i prababcie całej piątki bohaterów spotkali się w Kamieniu w 1947 roku. I wtedy też były między nimi miłości i animozje, ale były też brutalna przemoc i niedająca się zapomnieć krzywda. Nie było dzieci, byli dorośli, którzy jeszcze nie wrócili z wojny, co to się podobno skończyła. Byli przegrani i zwycięzcy – tylko, co to znaczy? Czy jeśli żołnierz AK bierze odwet na niemieckim majątku to dobrze, czy źle? Nie wiemy, co sam w wojnie stracił. Może przejmując najlepszy we wsi dom, wyrównuje jakichś rachunek. Ale bierze też odwet na żyjącej w nim kobiecie. I tego relatywizować już nie sposób. Niepokoi mnie ta moja łatwość w rozporządzaniu racjami i dobytkiem bohaterów i bohaterek (cóż, że fikcyjnych). Mógłbym się łudzić, że to efekt historycznego dystansu, ale przecież rozpoznaję tę łatwość choćby w myśleniu o Ukrainie, gdy ktoś zapyta: a nie mogliby tego Donbasu tym ruskim oddać? No właśnie, nie mogliby? Donbas może by i mogli, na co im on. Ale rodzinny dom pod Donieckiem?
Historia się nie kończy, tylko zapętla. Podpowiada Wierzchowski, ale zaraz wyciąga pomocną dłoń i proponuje rozwiązanie. Przedziwna halucynogenna sesja terapeutyczna – bo tak można nazwać to, co spotyka bohaterów w bunkrze – choć śmiertelnie niebezpieczna, prowadzi do uzdrowienia. Do zrozumienia wzajemnych relacji i rozwiązania ciągnących się od dzieciństwa i niemożliwych do złagodzenia napięć. Mam poczucie, że ta część spektaklu, zdawać by się mogło najistotniejsza, dzieje się w pośpiechu, po łebkach i zbyt łatwo. Jakby fabularne poplątanie pierwszej części domagało się czegoś więcej niż szybkiego poukładania klocków wzorem finałowego odcinka serialu. Wrażenie potęgują aktorskie nierówności. Młodzi artyści znakomicie radzili sobie ze współczesnymi bohaterami, również dzięki żywym dialogom, ale podróże w czasie i wcielanie się w przodków nie wypadają już tak gładko.
Ostatecznie nie chodzi jednak o klarowność happy endu, a o pytania, które narzucają się, gdy zaczniemy analizować te międzypokoleniowe procesy przyczynowo-skutkowe. Czy gwałt, którego ofiarą padła prababka Kiki, może tłumaczyć jej orientację seksualną? Czy Ina poszła na dziennikarstwo, bo jej prababcia odeszła z tego zawodu? Czy okrucieństwo pradziadka Damiana wyjaśnia jego rozdarcie między opieką a manipulacją, wspieraniem a podstawianiem nogi młodszemu bratu? Czy nasze zachowania i cechy charakteru mają swoje uzasadnienie w postępowaniu ludzi, o których nic nie wiemy? A jeśli tak, to jaki jest margines wolności? Na ile jesteśmy rzeczywiście samodzielni i niezależni? Z tym nas artyści zostawiają.
Czy istnieje dziś w Polsce teatr psychologiczny i co to właściwie znaczy? Istnieje i nie robi go wyłącznie Wierzchowski, ale też na przykład młodsza o pokolenie Katarzyna Minkowska. Jest to jednocześnie teatr opowieści. Dobrze napisane historie wciąż okazują się świetną pożywką do autorefleksji. I Wierzchowski, i Minkowska (ale przecież nie tylko oni) robią teatr po terapii. A może nawet – teatr na terapii. Tworzą spektakle, w których kluczowa jest analiza relacji rodzinnych, a najistotniejszą kategorią zdaje się wyrozumiałość – co nie znaczy pobłażliwość lub lekceważenie. Wierzchowski fascynuje się ustawieniami hellingerowskimi. Minkowska niekoniecznie. Nie jest jednak przypadkiem, że obydwoje mają teraz swój czas. Robią dużo i zgarniają kolejne nagrody. Chcemy takiego teatru. Chcemy opowieści, w której odnajdujemy schematy porządkujące nasz wewnętrzny chaos. Jeśli jesteśmy skutkiem, poszukajmy przyczyny. Skoro można porządkować siebie, można też porządkować świat. Najlepsze do tego są narracje.
05-02-2025
Teatr Ochoty w Warszawie
Daniel Sołtysińki, Marcin Wierzchowski
Po tamtej stronie jeziora
Reżyseria: Marcin Wierzchowski
Muzyka: Michał Lazar
Scenografia, kostiumy: Barbara Ferlak
Dramaturgia: Daniel Sołtysiński, Vika Dulak
Wideo: Alex Dulak
Ruch sceniczny: Patrycja Grzywińska
Asystent reżysera: Szymon Szczęch
Asystentka scenografki i kostiumografki: Antonina Dutkiewicz
Reżyseria światła: Zofia Krystman
Charakteryzacja, make-up: Ali Kosoian-Kozbielska, Katarzyna Bielińska
Realizacja światła: Zofia Krystman, Witold Juralewicz
Realizacja dźwięku: Piotr Trojanowski, Mateusz Skoczek
Multimedia: Mateusz Skoczek
Budowa scenografii: Krzysztof Nowak, Wiktor Korzeniewski
Inspicjenci, montażyści: Marcin Chojnacki, Wiktor Korzeniewski, Piotr Piechowicz
Garderoba, rekwizyty: Ilona Giżycka, Jolanta Sikorska, Grzegorz Sikorski
Kierownictwo produkcji: Agnieszka Kołodyńska-Iglesias, Aleksandra Ślązak
Obsada: Piotr Gadomski, Piotr Kulesza, Barbara Liberek, Aleksandra Tokarczyk, Maciej Walter
Premiera: 9 listopada 2024
Czy istnieje dziś w Polsce teatr psychologiczny i co to właściwie znaczy? Otóż istnieje, tworzy go Marcin Wierzchowski.
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.