O „Polacy, nic się nie stało”
„…tylko nie Siopena, tylko nie Siopena!…” – podsłuchana przez Białoszewskiego odpowiedź dziecka zapytanego o to, jakiej muzyki chce posłuchać.
Tylko nie o polityce, tylko nie o wyborach!
* * *
A jednak to zdumiewające. I gorzkie. I głęboko pouczające. Przegrałem wybory prezydenckie, ale nie jest to przecież jakaś megatragedia, zwłaszcza że przegrałem w kulturalnym towarzystwie. Chociaż moja żona, zwykle stonowana, poderwała się raptownie z kanapy i oznajmiła: „Idę spać!”. Po czym trzasnęła drzwiami… Co ją ugryzło?
A jednak to pouczające. I gorzkie. Kiedy ponad dwadzieścia lat temu Tadeusz Mazowiecki – sam Tadeusz Mazowiecki! – przegrywał ze Stanem Tymińskim, przybyszem z Peru, wydawało się, że uznam ten fakt za dostatecznie dotkliwy, aby raz na zawsze wyleczyć się ze złudzeń, że moje umiarkowane, postępowo-konserwatywne, patriotyczno-szydercze, pobożno-antyklerykalne, słowem: przeciętne, przeciętnie wyważone poglądy należą do większości obywateli naszej ojczyzny-matczyzny. Ale nie. Oblepia się człowiek rutyną. Usypia. Zapomina.
Wydawałoby się niemożliwe, aby człowiek, który pół roku temu był anonimem w sensie publicznym, może stanąć na czele polskiej armii. Nie przewodnicząc wcześniej żadnemu gremium nawet na poziomie gminy, może teraz przewodniczyć Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. Ale jednak. Może.
To się nie mieści w pale, ale musi się zmieścić. Nie mam na myśli nowego Prezydenta, ale kruchość umowy społecznej, która, albo Polaków wiąże, albo… Tadeusz Mazowiecki.
Pouczające i gorzkie. Przepraszanie za Jedwabne okazuje się w języku publicznym nowego Prezydenta Polski nadal moralnym, duchowym, intelektualnym luksusem, fanaberią. Pozostanie trwałym zadaniem dla mniejszości. Bo okazuje się, że nic nie przyschło. Nic się nie wyjaśniło, mimo że tylekroć powtarzane. Ta zmora trwa. Religia smoleńska, która wybuchnie teraz z całą mocą, jest łatwiejsza do przekroczenia i uśmierzenia, i wyzwolenia niż ten śmiertelny, niechciany, bezradny grzech „Polaka, który patrzy na getto”.
* * *
Komorowski strzelał do zwierząt, był, a może i nadal jest w Związku Łowieckim, tylko zawiesił działalność. (Oto dalszy ciąg mojego listu miłosnego do Olgi Tokarczuk). To jest jego grzech śmiertelny. To jest jego grzech – strzelanie do saren. Ale kiedy przyszło co do czego, kiedy był już Prezydentem, to przeczytał list Tadeusza Mazowieckiego w Jedwabnem. Przeczytał.
* * *
Prawie połowa Polaków nie zabrała głosu. Demirskiemu i Strzępce, z którymi nie zgadzam się w większości diagnoz i decyzji, zawdzięczam spektakl W imię Jakuba S. Nigdy wcześniej nie uświadamiałem sobie przerażającej, pasywnej potęgi tej połowy Polski, która nigdy nie uczestniczyła w żadnych wyborach. Która milczy, a czasem tylko złowrogo pomrukuje.
* * *
„Polska nie igła, nie trzeba jej szukać w stogu siana” – powiadał niechętnie Zagłoba, wzywany do ruszenia dupska. Miał rację. Koń jaki jest każdy widzi. Zagłoba zachęca mnie do wyluzowania. Mecyje. Raz jedni wygrywają, raz drudzy. Moje koty też jakoś się nie przejęły, mruczały rozciągnięte na kanapie, nawet trzaśnięcie drzwiami mojej żony nie zrobiło na nich wrażenia. Uwielbienie dla temperamentu mojej żony, ale także dla kotów, gdyby jeszcze mogło być pełniejsze – to właśnie teraz nastąpiłaby pełnia.
* * *
Nie cierpię zwrotu „w tym kraju…”. Ten, kto tak mówi, usadawia się w Toskanii, mimo że na co dzień mieszka w bloku i spłaca kredyt. W poniedziałek powyborczy podsłuchałem rozmowę studentów. Dominowała wyluzowana drwina. Wszyscy są, kurwa, na Majorce. Nagle wszyscy stają się inteligentni, żart się wyostrza. Mnie też. TVN już zaciera komercyjne ręce, bo słupki oglądalności Szkła kontaktowego przebiją sufit. Wszyscy się sycą wieśniacką Polską, absurdem mgły Macierewicza i kosmicznym cynizmem Kurskiego, od którego Urban mógłby brać lekcje. Wszyscy przegrani stają się lepsi, szlachetniejsi i mądrzejsi. Srutu tutu.
* * *
Jak to się ma do teatru? Ma się tak, jak wszystko wokół.
Demirski i Strzępka w zrozumiałej i uzasadnionej proletariacko opozycji do Szkła kontaktowego oddychają pełnymi piersiami i obejmują na fali opozycyjnego wzmożenia dyrekcję którejś z narodowych scen. Może nie doceniłem. Demirski i Strzępka na ministrów kultury.
* * *
Nadawałoby się na koniec jakieś Pismo Święte, jakiś Kohelet, ten od „marności nad marnościami”. No i mam, z pamięci, bez zaglądania: „Widziałem sługi na koniach i królów idących za nimi jak sługi…”
27-05-2015
Oglądasz zdjęcie 4 z 5