„Wsiadaj, bracie, dalej – hop!”
Z reprezentacją wsi Pacholewo my – reprezentacja obozu w Nieszawce – graliśmy dwa razy. Raz wygraliśmy 4:1, a ja strzeliłem pierwszą bramkę – piękną: przyjąłem centrę na udo, podbiłem i walnąłem z woleja pod poprzeczkę. Miodzio! Tyle że następne trzy bramki strzelił niejaki P. z klasy wyżej i potem to on poderwał tę dziewczynę z drugiej de, a ona mi się tak podobała!
Najgorsze dokonało się jednak następnego lata, w czasie kolejnego obozu: przegraliśmy z Pacholewem 1:2, a ja zawaliłem stuprocentową sytuację – przeniosłem nad poprzeczką z dwóch metrów! To mi się do dzisiaj śni…
Za to tego drugiego lata odkuliśmy się na Długiej Goślinie – po porażce 2:3 teraz wygraliśmy 2:1, a nasz kapitan, Olek pięknie przechytrzył bramkarza, ładując mu z karnego „szmatę” w sam środek bramki.
A rok wcześniej, na Mistrzostwach Szkoły… A dwa lata wcześniej, na finale Pucharu Szkoły… A te warty koedukacyjne na obozach w Nieszawce… A te zabawy taneczne na obozie językowym w Gnieźnie…
Reisefieber, czyli podróż w nieznane w poznańskim Teatrze Polskim prowokuje, śmiem twierdzić, wszystkich mężczyzn w wieku (zaryzykuję) postudenckim do takich wspomnień (od razu uspokajam kobiecą część potencjalnej przyszłej widowni: na panie to też działa, sprawdziłem poprzez krótką pospektaklową ankietę). Na ogół, tak jak bohaterowie sztuki Piotra Rowickiego i spektaklu Piotra Ratajczaka, przypominamy sobie chwile niespełnienia, czyny niedoszłe, niedokończone, spaprane, których już nigdy się nie spełni i nie naprawi. Co prawda młodsi widzowie płci obojga nie znają już smaku konserwy tyrolskiej i oranżady w proszku zlizywanej wprost z dłoni, a słowo „Pewex” nie wzbudza już w ich duszach lirycznych uniesień (młodsze sektory widowni nie reagowały na oczywiste dla nas-starszych impulsy zaszłościowe), ale przecież i oni zaznali już w swym krótkim życiu paru niespełnień i teraz jeszcze (zasadniczo-pobieżnie) mogliby być może podjąć śmiałą, chwilami desperacką próbę ich spełnienia, w pełnym blasku dojrzałej perfekcji, z jasną do bólu świadomością śmieszności swych szczeniackich błędów.
Na scenie mamy taką właśnie prostą i obiecującą dramaturgicznie sytuację wyjściową: podczas hucznej imprezy kilku panów, przekraczających właśnie „smugę cienia”, oraz dzielnie towarzysząca im koleżanka z klasy (kochali się w niej bez wyjątku wszyscy) postanawiają powtórzyć młodzieńczą przygodę i pojechać autostopem do Międzywodzia – miejsca swych niegdysiejszych wakacyjnych przygód, uniesień, błędów, wypaczeń i niespełnień. Następny poranek jest jednak bezlitosny: okazuje się, że tylko dwaj z nich – Poldek (Jakub Papuga) i Duduś (Michał Kaleta) wytrwali w postanowieniu i stawili się na trasie wylotowej, by podjąć wyzwanie. Tu czeka nas kolejna ciekawa niespodzianka: w dalszej akcji bierze udział wszystkich sześciu męskich uczestników imprezy, podzielonych na trzy pary grające Poldka i Dudusia Jest więc Przemo-Poldek 2 (Przemysław Chojęta), Kazik-Duduś 2 (Piotr Kaźmierczak), Wujek-Poldek 3 (Wiesław Zdanowicz) i Prezes-Duduś 3 (Andrzej Szubski). Ich koleżanka (ksywka „Łysa”), grana przez Barbarę Prokopowicz, zamienia się natomiast w bardzo różnorodne kobiece postaci „z drogi”: Dziewczynę, Tirówkę, Barmankę, Królową Autostopu i w zwiewną, zjawiskową Dziewczynę-Wspomnienie.
Na scenie mamy trzy pary starych, zużytych samochodowych foteli, w głębi od samego początku rozpostarte są ekrany, na które rzucane są wizualizacje – wielkomiejskie skrzyżowanie i wielki blok mieszkalny (to przed rozpoczęciem spektaklu i w pierwszej scenie), potem droga szybkiego ruchu, szosa, leśne gałęzie oraz inne elementy scenerii okalającej kolejne przygody autostopowiczów. Z tyłu, z lewej strony majaczy maska białego fiata 125p, który kilkakrotnie wjedzie na scenę. I wtedy okaże się, że to polski fiat kabriolet – przedmiot marzeń znacznej części męskiej populacji PRL z lat 70. i 80. Po obu bokach z przodu sceny rozstawione są doniczki z jakimiś trzcino-szuwarami. Mamy więc proste, czytelne zderzenie cywilizacji z naturą – idealne dla „opowieści drogi”.
A w środku tego wszystkiego mamy koncert aktorskiej gry, wsparty pięknym tekstem, napisanym i skomponowanym ze smakiem, bez najmniejszego, przelotnego choćby fałszu. Sześciu panów przemierza w drodze z Poznania do Międzywodzia rozliczne mielizny swego życia: dzielą się ze sobą solidarnie lękami, nędzami, wstydami, ale też doznają nieoczekiwanych spełnień, jak Prezes-Duduś 3, który wreszcie może udać się w głąb lasu z Tirówką, czy jak obaj bohaterowie, którzy jakimś cudem spotykają gdzieś po drodze swych dawnych, o dwadzieścia lat starszych futbolowych rywali z Kutna (Zdanowicz, Szubski oraz „akompaniujący” w kilku rolach wiodącej szóstce Mariusz Adamski) i mogą w końcu z nimi wygrać, bo tym razem Duduś- Kaźmierczak nie pudłuje z karnego.
Dialogi są gorzko-smutne, przesycone głęboko przeżywanym poczuciem oddalania się od młodości, a zbliżania do nieuchronnego końca. Są poza tym mądre, niebanalne, śmieszno-straszne, a czasem po prostu tak „sucharowato”
A w środku tego wszystkiego mamy koncert aktorskiej gry, wsparty pięknym tekstem, napisanym i skomponowanym ze smakiem.śmieszne, że aż przepona boli. Aktorzy, niesieni wartkim nurtem zgrabnie zarysowanej akcji i dającego się z rozkoszą smakować dialogu, dają z siebie wszystko. Nie szarżują – nie potrzebują „zagrywania się”. Tekst sam ich niesie ku kolejnym śmieszno-tragicznym, wysoce „energetycznym”, mistrzowsko rozegranym minietiudkom. Przygrywa temu wszystkiemu muzyka „z epoki”, bardzo eklektyczna – od Led Zeppelin poprzez Beatlesów, Phila Collinsa, Sztywny Pal Azji, po Ryszarda Rynkowskiego.
Gdy w końcu docierają do Międzywodzia, symbolizowanego szumem morskich fal („morza szum, ptaków śpiew, złota plaża pośród drzew…”) i kiedy Duduś cudownym zbiegiem okoliczności odnajduje butelkę po piwie EB, którą zakopał na plaży dwadzieścia pięć lat temu (wrzucił do niej karteczkę z marzeniami o swej przyszłości), przeżywamy moment iście kantorowski: trzy butelki, solidarnie i równolegle odrzucone przez trzech Dudusiów, toczą się z łoskotem po podłodze sceny. Marzenia nigdy się nie spełnią, rzeczywistość nigdy im nie dorówna. Ale czy to powód do popadania w depresję?
Ze sceny pada ostatni „suchar” opowiedziany przez Dudusia (Jakuba Papugę), widzowie znów ćwiczą przepony, a potem mamy chóralne odśpiewanie kolejnej optymistycznej pieśni „z epoki”. Życie jest, jakie jest, a więc żyjmy dalej z pieśnią na ustach i z kolejnymi marzeniami o lepszej przyszłości w głowie!
Mamy więc hit: nostalgiczny, mądry, dowcipny, świetny literacko tekst i ośmioro wybornych aktorów, których gra w tym spektaklu autentycznie cieszy i bawi. Co udziela się natychmiast widzom. Obok dużej ilości komicznych scen i „sucharów”, które autentycznie śmieszą, jest sporo mądrej refleksji o przemijaniu, no i akcja, która wszystkie te przemyślenia uwiarygodnia. A na deser parę wzruszających scen, które zapadają głęboko w pamięć.
Koledzy z klasy zadzwonili do mnie kilkanaście lat temu z wieścią, że jadą właśnie do naszej mitycznej Nieszawki. Pan prezes dużej firmy handlującej sprzętem AGD i wybitny informatyk po nastoletniemu chichotali i odpychali się od telefonu. Telefon odebrała żona, która miała wrażenie, że jest matką nastolatka, do którego dzwonią kumple ze szkoły. Powrót do przeszłości? Nie mogłem z nimi jechać, pojechali sami. Teren naszego obozu odnaleźli po długich poszukiwaniach, z dużym trudem. Budynków, w których mieszkały dziewczyny, już nie ma – wyburzone, ich fundamenty zarosła trawa; na polanie, gdzie stały nasze namioty, i na tej drugiej, gdzie odbywały się słynne koedukacyjne nocne warty, rosną chaszcze. A poza tym nikt jakoś wtedy – w dawnych, obozowych, przaśnych czasach – nie wpadł na to, żeby gdzieś zakopać butelkę, której zresztą i tak by dziś nikt nie znalazł.
Ale nadal prawie wszyscy żyjemy i spotykamy się co parę lat na szkolno-maturalnych rocznicach. Nie liczymy nowych zmarszczek na twarzach koleżanek i kolegów, bo i po co? I nadal snujemy po cichu dziwne, głupie plany, m.in. taki, żeby rozegrać parę zaległych meczów.
20-02-2015
Teatr Polski w Poznaniu
Piotr Rowicki
Reisefieber, czyli podróż w nieznane
reżyseria i opracowanie muzyczne: Piotr Ratajczak
dramaturgia: Maria Marcinkiewicz-Górna
scenografia: Matylda Kotlińska
kostiumy: Grupa Mixer
ruch sceniczny: Arkadiusz Buszko
projekcje: Piotr Bujnowski
obsada: Jakub Papuga, Michał Kaleta, Przemysław Chojęta, Piotr Kaźmierczak, Wiesław Zdanowicz, Andrzej Szubski, Barbara Prokopowicz, Mariusz Adamski
prapremiera: 13.02.2015
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.