Czarna radość
Strach zżerać duszę – jest coś hipnotycznego w tym wyrażeniu. Ilekroć widziałem reklamujące przedstawienie plakaty z łaciatym wielbłądem, ogarniał mnie zachwyt. Ależ fraza!
*
Wychodziłem z sali uśmiechnięty i oszołomiony. Wesoły i skonsternowany. W foyer znowu zobaczyłem łaciatego wielbłąda – i zrozumiałem.
**
Tytuł i pomysł zaczerpnięto ze słynnego filmu Rainera Wernera Fassbindera. To idealny materiał na kolejne politycznie i obyczajowo wyraziste przedstawienie. Rozgrywający się w latach siedemdziesiątych XX wieku melodramat opowiada o nietolerancji Niemców i trudnym losie gastarbeiterów z południa. Rdzeniem tej prostej, niemal szkicowej fabuły jest związek starszej Niemki i młodszego Marokańczyka. Całość mogłaby posłużyć za lusterko dla dzisiejszych relacji w Europie. Na dodatek główna bohaterka obrazu – Emmi Kurowski – nosi nazwisko po mężu Polaku, który wywieziony w czasie wojny na przymusowe roboty nie wrócił już do kraju. Przy krojeniu tych wątków i odniesień miałby używanie niejeden dramaturg. Tymczasem spektakl w reżyserii Agnieszki Jakimiak rozkłada akcenty w inny, zaskakujący sposób.
Intertekstualne śledztwo udaremnia prolog, czyli parodia pospektaklowej debaty, w której udział bierze sam Fassbinder (Grzegorz Artman) wraz z twórcami spektaklu: Agnieszką Jakimiak (Karolina Adamczyk), dramaturgiem Mateuszem Atmanem (Julian Świeżewski) oraz muzykiem – Łukaszem Jędrzejczakiem. Moderatorką jest Klara Bielawka. Zaczynamy więc od końca. Dyskusja to garść dowcipów, wzajemnych złośliwości, informacji o kulisach powstawania filmu oraz odmowa oficjalnej interpretacji przedstawienia. To komunikat: jeśli przyszedłeś tutaj – drogi widzu – doszukiwać się paraleli między Jakimiak a Fassbinderem (i Douglasem Sirkiem, którym się inspirował) – nic tu po tobie. Na dobitkę po debacie następuje krótka projekcja wybranych fragmentów filmu poprzetykanych dogranymi scenami, w których aktorzy teatru odtwarzają filmowe role. Pachnie parodią. Erudycja wypada z rąk. Zaczyna się teatr.
Wnętrze pokoju. Białe są w nim nie tylko ściany, ale również meble, kwiatki, oraz potężny, oparty w rogu krucyfiks. Tuż za oknem widać muzyka stojącego nad laptopem. Aktorzy mają na sobie ubrania o staroświeckim kroju, peruki i sztuczny zarost. Na każdego z nich narzucono po kilka postaci. Nie ma jednak mowy o psychologicznym ciężarze. Wszystkich grają podobnie – pastiszowo, jak w abstrakcyjnej komedii. Zdarza im się wymieniać rolami, są jednorodni. Patrzymy na nich jak na stereotypową zbiorowość. Niczego nie aktualizują, nikogo nie czynią bardziej swojskim – chyba że temu miało służyć powtarzane często „szczęść Boże”. Ich karykaturalność nie jest pozbawiona sensu. Kiczowata i grana do widzów erotyka przypomina o tym, co w filmie niewypowiedziane – tak jakbyśmy zaglądali do głowy tego zbiorowego bohatera, podglądali jego sposób myślenia, poznawali fiksacje i obsesje.
Przestrzeń jest biała – podatna na zapisywanie. Pierwszą zmianę jej charakteru przynosi zalewające scenę czerwone światło. Później przyjdzie czas na zieleń. Bez względu na kolor migocze oniryzm. Sprzęgnięte w jedną rozmowę dyskusje plotkarskich sąsiadek i koleżanek z pracy Emmi wyłamują się z ram rzeczywistości. Wrażenie jest takie, jakby David Lynch zaprosił do współpracy artystów… może nie z Latającego Cyrku Monty Pythona, ale z Za chwilę dalszy ciąg programu. W tę estetykę celuje zwłaszcza rozbrajający Julian Świeżewski. Przyglądając mu się dłuższą chwilę, nie sposób powstrzymać śmiechu.
Rytm i puls całości nadaje Jędrzejczak. Miłośnicy polskiej muzyki alternatywnej kojarzą go zapewne z takich projektów jak Alameda 5 czy T’ien Lai. U Jakimiak jest nie tylko dyspozytorem bitów, niekiedy chwyta za mikrofon i wspomaga aktorów. W finale wychodzi na front sceny, żeby zaśpiewać Graj piękny cyganie – przy czym cygan nie jest „piękny”, tylko „czarny”. Wszystko to na smolistym bicie. Tętniąca elektronika wikła się niekiedy w transowe zapętlenia, na które aktorzy nakładają tekst z manierą wczesnego Roberta Piernikowskiego. Robi się klubowo i kwaśno. Bez szkody dla spójności. W odwołaniu do filmowych wakacji Emmi i jej nowego męża Alego (tutaj granego przez Grzegorza Artmana), w spektaklu odbywa się przedziwna orgia logiki. Sceny wracają jak bumerang, łamią się i kruszą. Świat się rozpada, a jednak trwa. Historia toczy się na przekór chronologii i unikalności zdarzeń. Losy bohaterów stanowią ledwie pretekst. O co tutaj tak naprawdę chodzi? Przecież nie o to, żeby z Fassbindera zrobić komedię.
**
Patrzę na łaciatego wielbłąda…
*
Charakter spektaklu Jakimiak bierze się z dokładnego odczytania tytułu. W filmie Ali wspomina arabskie przysłowie: strach zżera duszę. Tytułowa fraza znaczy więc tyle samo, co swojski frazeologizm: strach się bać. Jak inaczej dotknąć lęków, jeśli nie śmiechem? Metoda jest wprawdzie bezbolesna, ale nie chodzi tutaj o bezpieczeństwo, o oswojenie tego, co przerażające. Motto filmu brzmi: „szczęście nie zawsze jest radosne” – przedstawienie w Teatrze Powszechnym pokazuje, że radość nie zawsze jest szczęśliwa. Może być pusta i niebezpieczna. Można się w nią zapaść jak w rozpacz. Pod śmiechem kryje się dramat. Dzieło Jakimiak nie jest lusterkiem, a krzywym zwierciadłem.
19-01-2018
Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie
Strach zżerać duszę
reżyseria: Agnieszka Jakimiak
dramaturgia, scenografia, światła, wideo: Mateusz Atman
choreografia: Agata Maszkiewicz
muzyka: Łukasz Jędrzejczak
obsada: Karolina Adamczyk, Klara Bielawka, Grzegorz Artman, Julian Świeżewski
premiera: 19.12.2017
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.