Będziesz moją heroiną
Katarzyna, czyli o szkodach, jakie przynosi lektura powieści, reż. Zofia Gustowska, Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy

fot. Karol Budrewicz
W legnickiej Katarzynie przegląda się współczesna moda na literaturę z Wattpada, którą zaczytują się nastolatki. Bo choć minęło dwieście lat, to schematy infekujące młode umysły pozostały niezmienne. Powieść wciąż bywa jak narkotyk – uzależnia, truje, wykrzywia perspektywę i zapewnia niezwykłe odloty.
Żeby to zrozumieć, trzeba od Opactwa Northanger Jane Austen, wydanego po śmierci pisarki na przełomie 1817 i 1818 roku, którą to powieść w tłumaczeniu Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej adaptuje dla legnickiej sceny Maria Gustowska, cofnąć się do Tajemnic zamku Udolpho Ann Radcliffe (1794), którymi zaczytuje się Katarzyna Morland, bohaterka Opactwa i legnickiego spektaklu, grana przez Zofię Bąk. Austen zresztą powieść Radcliffe sparodiowała jako przykład „sentymentalnego gotyku”, literatury grozy z wątkami romansowymi. Tajemnice były prawdziwym fenomenem czytelniczym – sięgali po nie przedstawicielki i przedstawiciele różnych klas społecznych, a wyniki sprzedaży dawały autorce status autorki bestsellerów (podczas gdy średnia stawka za książkę wynosiła pod koniec XVIII wieku 10 funtów, Radcliffe za swoje powieści inkasowała ponad 50 razy więcej!).
Bohaterka Tajemnic, Emily St. Aubert, to młoda Francuzka, która wcześnie traci oboje rodziców. Po tym, jak jej ciotka pada ofiarą łowcy posagów, włoskiego złoczyńcy Montoniego, to on staje się opiekunem dziewczyny, którą więzi w ponurym zamczysku. Zanim uda jej się uciec i odnaleźć miłość, jedynym wsparciem będą dla niej książki. Co ciekawe, Radcliffe umieszcza akcję Tajemnic we Francji i we Włoszech, w krajobrazach, których nigdy nie oglądała – być może dlatego, że angielskie mgły nie wydały się jej wystarczająco egzotyczne.
Powieść przez lata lekceważona jako przykład niespecjalnie wyrafinowanego romansu, dziś jest odczytywana w duchu feministycznym – odzwierciedla sytuację kobiet nie tylko w XVI wieku, kiedy toczy się jej akcja, ale i dwa wieki później: ubezwłasnowolnionych, zależnych od męskiej władzy, pozbawionych możliwości dysponowania własnym losem i majątkiem, odsuniętych od przywilejów, jakie otwierała przed mężczyznami nauka, i zamykanych w domach. Emily przechodzi w Tajemnicach ewolucję – od osoby bezwolnej, podporządkowanej męskiej władzy po kierującą swoim życiem, odzyskującą sprawczość kobietę. Zarazem jednak, poprzez melanż grozy i melodramatu, powieść romantyzuje przemoc – dlatego Katarzyna Morland, jak pewnie wiele innych czytelniczek Radcliffe, marzy o tym, żeby zostać heroiną romansu, którą ktoś wywiezie i uwięzi w starym, ponurym, zarośniętym pajęczynami zamku czy opactwie. Podobnie sny stają się dziś udziałem starszych i młodszych czytelniczek 50 twarzy Greya, 365 dni, Zmierzchu czy modnych obecnie wśród nastolatek powieści z Wattpada, internetowej platformy, na której każdy może opublikować własne dzieło – choćby sagi Rodzina Monet Weroniki Marczak, której bohaterka, 14-letnia Hailie, po śmierci mamy i babci trafia do luksusowej willi w Pensylwanii, pod opiekę odnalezionych po latach braci, którzy kontrolują każdy jej krok, usprawiedliwiając psychiczną przemoc troską o siostrę. To zniewolenie odbywa się zazwyczaj w scenerii dalekiej i egzotycznej, zarówno z perspektywy autorek, jak ich czytelniczek.
Austen, która sama zaczytywała się w powieściach grozy, w Opactwie pokpiwa sobie z ich czytelniczego fenomenu – oto Katarzyna jedyną pasję w życiu przejawia względem lektur, spośród których ulubioną są Tajemnice. To one rozbudzają w niej pragnienie przeżycia wielkiego romansu, tej najeżonej trudnościami i przygodami (z uwięzieniem w ponurym zamczysku na czele) drogi do miłosnego (czyli, biorąc pod uwagę realia epoki, małżeńskiego) spełnienia. Tyle że Katarzyna jest prowincjonalną gąską, pochodzi z wielodzietnej rodziny, która nie pomyślała, żeby zapewnić jej jakiekolwiek kształcenie (tę szansę dostaje jej brat, wysłany na studia do Oxfordu), kisi się więc w domu, za sąsiadów mając starsze, bezdzietne pary. Szanse na to, że książę na białym koniu kiedykolwiek zahaczy o tę okolicę, są niewielkie, ale wtedy – jak deus ex machina – pojawia się majętna sąsiadka, pani Allen (Małgorzata Urbańska), która sprawia Katarzynie piękną suknię i uwozi swoją podopieczną do wód, gdzie na balach i spacerach będzie miała szansę spotkać tego wybranego. W uzdrowisku huczy od romansów – poznana przypadkowo Bella (Anna Sienicka) jest zakochana z wzajemnością w bracie Katarzyny, Jakubie (Jakub Stefaniak), w Katarzynie zaś durzą się nieco prostacki koniarz Jan (Paweł Palcat) i subtelny koneser sztuki Henryk (Arkadiusz Jaskot). A ponieważ Katarzyna wyznaje zasadę, która jest odpowiednikiem współczesnego, promującego czytelnictwo hasła „Nie czytasz? Nie idę z tobą do łóżka”, czyli „każdy, czy to dżentelmen, czy dama, kto nie znajduje przyjemności w dobrej powieści, musi być nie do wytrzymania głupi”, niemal z miejsca zakochuje się w Henryku, który również czytał jej ukochane Tajemnice. Przyjaźń z jego siostrą, Eleonorą (Magda Skiba) otwiera jej drzwi do rodzinnej posiadłości Tilneyów, opactwa Northanger, gdzie – skoro już spotkała miłość – spodziewa się znaleźć pajęczyny, duchy przeszłości i upiorne tajemnice.
A choć Austen koniec końców obchodzi się ze swoją bohaterką szlachetnie, to bywa kąśliwa wobec jej umysłu zaczadzonego romansem, który prowadzi bohaterkę nie raz, i nie dwa na manowce. Tym, co różni Katarzynę od pozostałych bohaterów Opactwa, jest bowiem to, że bohaterka traktuje literaturę ze śmiertelną powagą, na równi z rzeczywistością. Wprawdzie ukąszenie powieściami grozy dopada wszystkich, którzy ich dotknęli – to dlatego piękna Bella daje się tak łatwo zwieść namiętnym podszeptom podstępnego Fryderyka (Mateusz Krzyk), ale w Katarzynę te zatrute strzały wbiły się wyjątkowo głęboko. Kiedy wydaje jej się, że jej własne życie zaczyna przypominać powieść, robi wszystko, żeby dosztukować do niego nieistniejące ozdobniki, podobne do tych, jakie znajdowała w lekturach. Te rojenia i rzeczywistość w spektaklu Zofii Gustowskiej funkcjonują na równych prawach, inscenizowane w dokładnie ten sam sposób, i trudno rozpoznać, gdzie przebiega granica między fikcją i prawdą. Jest ona zdecydowanie przesunięta w stosunku do powieści Austen. Bo jeśli chodzi o spektakl można wątpić nie tylko w to, jaki los spotkał zmarłą panią Tilney, ale też w całą wyprawę Katarzyny „do wód” – możliwe, że bohaterka odbywa ją w wyobraźni, po powieści Radcliffe sięgając po książkę Austen.
Ramę inscenizacji Gustowska przenosi przecież w umowne tu i teraz – bo może i panna Morland próbowała za młodszych lat gry na klawikordzie, ale na co dzień nosi sweter, tenisówki i króciutką spódniczkę. Dopiero kiedy wkracza w świat uzdrowiska, wszystko się zmienia się, jakby pani Allen była dobrą wróżką, która uwozi Kopciuszka na bal – Katarzyna zamienia mini na empirową suknię, po czym trafia w scenografię swojego wyśnionego romansu, gdzie tańczy w sali z ogromnym żyrandolem i spotyka przyjaciółki od serca na parkowych ławeczkach. Wszyscy wydają się wyglądać olśniewająco, dokładnie tak jak bohaterowie czytanej przez nią książki. Ten świat został skutecznie powołany do życia na dotkniętej odpowiednią porcją patyny Scenie na Nowym Świecie przez scenografię i światła Katarzyny Pawelec oraz kostiumy Aleksandry Harasimowicz – wszystko utrzymane w monochromatycznej palecie zgaszonych kolorów, przełamanej przez czerń męskich ubrań. Tyle że w tej baśni wszystko wydaje się tyleż „ładne” czy „urocze”, co sztuczne, jak w powieści grozy właśnie – Katarzyna może i staje się jej heroiną, ale brakuje jej języka, pozwalającego poruszać się w tym świecie swobodnie. Zofii Bąk udaje się w tej roli zachować pozycję pomiędzy – bohaterką Austen przeniesioną z angielskiej prowincji w „wielki świat” i całkiem współczesną nastolatką, która odpłynęła daleko w fantastyczne rojenia wywołane literacką wizją. Aż dziw, że te fantazje wywołała lektura XVIII-wiecznej powieści, a nie wzorce idealnego życia zaciągnięte z rolek na TikToku! Szczęśliwie historii Katarzyny i Henryka reżyserka wraz z dramaturżką nie domykają rymującym się z happy endem mariażem, ku któremu ciążą bohaterki Austen i ku któremu wydaje się podążać szaleńczo i cokolwiek straceńczo sama Katarzyna, jakby nie widziała dla siebie samej innej perspektywy spełnienia.
W tym uwodzicielskim, spójnym plastyczno-muzycznym świecie, który Agata Zemla doprawia subtelnym miksem historycznej stylizacji ze współczesnym brzmieniem, aktorzy Modrzejewskiej kreślą wyraziste, a zarazem umowne figury, tyleż wzięte z życia, co szeleszczące papierem – Paweł Wolak jest raczej niegroźnie rubasznym niż budzącym postrach Generałem, Palcat i Jaskot tworzą parę skrajnie odmiennych pretendentów do ręki Katarzyny – ciężko ciosanego, nieco wulgarnego wielbiciela żelaznych rumaków i wycofanego, trochę cynicznego romantyka. Podobnie Sienicka i Skiba w rolach przyjaciółek Katarzyny – pierwsza w sposób kontrolowany ociera się o kabaret w swoim teatrze nieustannej egzaltacji, druga jest aż nadto zdystansowana. Jakub Stefaniaka rzewnie i z emfazą opłakuje swoje złamane serce pieśniami złożonymi z częstochowskich rymów, a Fryderyk Krzyka rwie dziewczęta jak świeże wiśnie na najtańsze uwodzicielskie chwyty. Pani Allen Urbańskiej największą frajdę sprawia złudzenie, że to ona pociąga za sznurki w tej opowieści. Ewa Galusińska tworzy dwie skontrastowane postaci – pochodzącej z rzeczywistego, nie baśniowo-powieściowego świata trzeźwo myślącej matki Katarzyny, która ściąga córkę na ziemię umiejętnie i taktownie, żeby zniwelować ryzyko bolesnych potłuczeń; i sztucznie demonicznej służącej w opactwie, mającej dostęp do najpilniej skrywanych tajemnic.
Katarzyna, czyli o szkodach, jakie przynosi lektura powieści wydaje się mieć klarownie sprecyzowanego odbiorcę – to teatr dla young adults, ludzi bardzo młodych, którzy już czują się dorośli. Spektakl warto potraktować jako zaproszenie do rozmowy i byłoby świetnie, gdyby towarzyszyły mu warsztaty czy spotkania w szkole lub w teatrze, bez takiego rozwinięcia i bez uzupełnienia o dodatkowe konteksty, mimo współczesnej ramy, może wydać się nieco anachroniczny – z cokolwiek „odklejoną” bohaterką marzącą o romansach w ponurych zamczyskach, o poziomie aspiracji wyznaczonym przez perspektywę mariażu. Która nastolatka myśli dziś o sobie przede wszystkim jako o pannie na wydaniu? Za to zawarte w podtytule ostrzeżenie może zadziałać jak broń obosieczna – nic przecież nie działa tak kusząco jak wypisane na opakowaniu wielkimi literami ostrzeżenie przed spożyciem. Kto zatem zgodnie z tytułem dostrzeże w lekturze perspektywę ryzykownej, pełnej niebezpieczeństw przygody, a nie nudny obowiązek, będzie dla literatury szansą na jej dalsze życie.
<p class="text-align-right">18-06-2025</p>
Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy
Katarzyna, czyli o szkodach, jakie przynosi lektura powieści
na podstawie powieści Jane Austen Opactwo Northanger
Przekład: Anna Przedpełska-Trzeciakowska
Adaptacja i dramaturgia: Maria Gustowska
Reżyseria: Zofia Gustowska
Scenografia i reżyseria świateł: Katarzyna Pawelec
Kostiumy: Aleksandra Harasimowicz
Muzyka: Agata Zemla
Choreografia: Katarzyna Sikora
Obsada: Zofia Bąk, Ewa Galusińska, Arkadiusz Jaskot, Mateusz Krzyk, Paweł Palcat, Anna Sie-nicka, Magda Skiba, Jakub Stefaniak, Małgorzata Urbańska, Paweł Wolak
Oglądasz zdjęcie 4 z 5