Skóra na niedźwiedziu

Radio Mariia, reż. Roza Sarkisian, Teatr Powszechny w Warszawie
aAaAaA
fot. Magda Hueckel

Jeśli ktoś szuka symbolu „cywilizacji śmierci”, o której mówią czasami kościelni hierarchowie, to spektakl warszawskiego Powszechnego jest jak znalazł. W świecie Radia Mariia początkiem nie są bowiem narodziny, lecz zgon. Kogo? Jakiejś Polski. Twórcy zdają się przekonani, że tej, którą widzimy dziś dookoła siebie, ale to bzdura. Umiera Polska ich fantazji i nowa fantazja przychodzi w jej miejsce. W gruncie rzeczy od tego jest teatr – od spotkań z fantazjami.

Oksana Czerkaszyna, stojąc przy stercie zniszczonych dewocjonaliów, przedstawia się wyliczanką artystów, którzy w przestrzeni polskiej sztuki profanowali i bluźnili, po czym wymienia, co w ramach aborcji, wyciągnęła z własnej macicy i waginy: bazylikę w Licheniu, Psalmy Kochanowskiego, zapach konfesjonału, architekturę sakralną Krakowa, pisanki, choinkę… To tylko kilka przykładów, ale ostatnie z nich szczególnie są ciekawe. To już nie tylko atrybuty katolicyzmu, z którym chcą się artyści Powszechnego w nowym przedstawieniu rozprawić, ale także artefakty religijności przedchrześcijańskiej. Wydaje się więc, że Radio Mariia nie jest – jak powtarzają co kilka minut – o (utopijnym) końcu katolicyzmu w Polsce. Jest o końcu religijności, na którą składają się warstwy z różnych systemów wierzeń. Wprawdzie w scenie sondy ulicznej (wypowiedzi w formie nagrań widzimy na ekranie w tyle sceny) ktoś nieśmiało mówi o „wierze w domu z rodziną”, ale to pojedynczy głos. Można odnieść wrażenie, że w nowym wspaniałym świecie na wiarę nie ma już miejsca.

Nie dajmy się jednak zwieść, czytaliśmy przecież Eliadego. Religijności abortować się nie da. Wiedzą to także twórcy Radia Mariia. Polska w 2037 roku, gdy dzieje się akcja sztuki, jest światowym pionierem w drodze do matriarchatu, kwitną w niej oddolne ruchy takie jak waginatyzm (manifestowany nie w domu z rodziną, a przy waginalnych kapliczkach na wsiach). Wycięto więc tylko fragment, narośl, której brak umożliwia rozrost temu, co zdrowe. Kościelni hierarchowie oraz religijni aktywiści zostali albo schwytani, albo mają status poszukiwanych, a ich twarze z czarnymi paskami migają nam na ekranie (nie ma nazwisk, ale są wszystko mówiące pseudonimy: Don Stanislao, Zaraza, Sołtys, Płodek itd.). Intelektualiści życzliwi Kościołowi poddani zostali reedukacji (od Ziemkiewicza do Michnika). Rewolucja przyszła z zewnątrz, ale i od środka. Zakonnice zamieniły klasztory na lesbijskie komuny, pozostały majątek Kościoła został zaś sprawiedliwie podzielony. W świątyniach mieszczą się więc albo kluby techno, albo mieszkania socjalne. Nie ma też – breaking news! – katastrofy klimatycznej. Znaleziono na nią jeden prosty sposób! Zobacz ja… wystarczyło przejąć kościelne grunty i już, szlus, załatwione! Oczywiście, nie o to chodzi, żeby świat „radykalnej wyobraźni” (jak nazywa się audycja prowadzona w tytułowym radiu) miał sens i był prawdopodobny. Ważniejsze, żeby dawał ulgę i nadzieję, że pozytywna przyszłość jest możliwa. Wystarczy raz jeszcze uporać się z kozłem ofiarnym i wszystko będzie OK, społeczność zostanie uzdrowiona. O tym, że to nie jest takie proste, pisał wyczerpująco Girard, zwracając uwagę, że chrześcijaństwo rozbroiło mechanizm kozła ofiarnego. W Powszechnym mamy więc odwet archetypowych rozwiązań i mechanizm rozbrajany przez chrześcijaństwo.  

Rozpędziłem się. Pisanie o chrześcijaństwie jest w przypadku Radia Mariia pewnym nadużyciem. Artyści nie zajmują się wiernymi, interesuje ich wyłącznie Kościół-instytucja, mafijna korporacja, która w momencie zagrożenia (papież odwołuje polski episkopat) buntuje się wobec bossa, doprowadza do schizmy, a potem upada w wyniku społecznego gniewu. Podoba mi się w tej historii jej arcypolskość. To Polacy są władni Kościół własny z powszechnego wyodrębnić, a potem go zniszczyć – nikt inny, my sami – taki to z nas naród wspaniały, jak z książek Jarosława Marka Rymkiewicza. Naród, który religie obala i tworzy, ale Bogiem się nie przejmuje – o żadnej transcendencji nie myśli. No, chyba że waginalnej. Ta antyklerykalna utopia w reżyserii pochodzącej z Charkowa Rozy Sarkisian napędzana jest zrozumiałym gniewem i oburzeniem. Sytuacja, w której znalazła się rodzima wspólnota katolicka nie jest wesoła, a widmo Polski-drugiej Irlandii materializuje się. Nic nie wskazuje na to, aby hierarchowie mieli pomysł na wyjście z kryzysu. Jeśli im się nie uda – Kościół w Polsce upadnie na własne życzenie. Czy upadek ten będzie tak spektakularny, jak chcieliby artyści? Nie wierzę, ale ja akurat jestem człowiekiem małej wiary.

Za Radio Mariia spadły na Powszechny gromy (Ordo Iuris złożyło zawiadomienie do prokuratury) i laury (w „Wyborczej” napisali, że „ważny spektakl”). Że takie obrzydliwe, że takie śmiałe, że rani uczucia, że dodaje sił, że atakuje wiarę, że pozwala wierzyć… Ja mam inny zarzut – dla odmiany teatralny – nudy. Spektakl trwa godzinę z kawałkiem, a wysiedzieć trudno. Może dlatego, że to przedstawienie, które nie waży żadnych racji, nie pokazuje konfliktu (miłosiernie omijam scenę piłkarskiego pojedynku Państwo vs Kościół), jest jedynie celebracją zwycięstwa jednej ze stron.

Oksanie Czerkaszynie w pochodzie przez gruzy polskiego katolicyzmu towarzyszą Oskar Stoczyński oraz aktywistka Magdalena Staroszczyk, która w scenach radiowego wywiadu opowiada o tym, jak do tego wszystkiego doszło. Rekonstrukcja wydarzeń, która dla widzów jest osobliwym proroctwem, rzeczywiście wygląda jak radiowa rozmowa. Samozadowolona dziennikarka zadaje sztampowe pytania, a gościni męczy się z odpowiedziami. Staroszczyk znakomicie weszła w rolę – jej opowieść brzmi jak wyliczanka faktów, które wszyscy znają i nikomu nie chce się ich po raz kolejny słuchać, a tym bardziej opowiadać.

W jednej ze scen coś jednak drgnęło. Stoczyński, który chwilę wcześniej w kostiumie pluszowej świątyni tańczył z siekierą przy archiwalnych zdjęciach z czasów Solidarności, opamiętuje się wreszcie i zwierza, że czasami takie szaleństwo mu się włącza, ale chodzi na terapię, radzi sobie i na dowód przyniósł kwestionariusz służący diagnozowaniu „syndromu traumy religijnej”, na który cierpi. W domyśle – na który cierpimy my wszyscy. Czerkaszyna trochę mniej, bo jest z Ukrainy, a tam była laicyzacja (pozytywny – jak mówi – skutek komunizmu). Ale my, Polacy, to już bez wyjątku. Wszyscy mamy Zespół Dorosłych Dzieci Polskich Katolików, jak chciałaby Anna Kapusta. Nie jest więc tak, że katolicyzm w Polsce upadnie i Polacy z miejsca staną się ateistami albo wyznawcami waginatyzmu. Muszą się postarać. À propos tego upadku – fantazja pokonania wroga rzadko kiedy jest niewinna. Reedukacja to za mało, „bardzo trudno wyobrazić sobie bezkrwawą rewolucję” – odpowiada Staroszczyk na pytanie o przemoc. Przewrót, który wspominają bohaterowie, był krwawy, ale – po pierwsze bez przesady, a po drugie – to tamci (narodowcy, katolicy, fundamentaliści, neofaszyści) zaczęli, a lewicowi aktywiści śmiali się i tańczyli. Kto więc przelewał krew? Otóż wojsko i policja, które przeszły na stronę sprawiedliwego postępu. Wspaniałe rozwiązanie. Opresyjny aparat represji wyręczył i pozabijał kogo trzeba (nic o zabójstwach w tej „radykalnej fantazji” nie ma – to już moja wyobraźnia).

Ma być zabawnie, ale z lekkim posmakiem grozy, dreszczem prawdopodobieństwa. A gdyby tak jednak… To wszystko, co tu widzimy, jest wszak w zasięgu ręki. „Przyszłość będzie taka, jaką zdołamy sobie wyobrazić” – mówi Stoczyński. Twórcy niespodziewanie i najpewniej niechcący rozbrajają całą tę grozę w finałowej scenie. Przywracają proporcje i demaskują dziecięcą w dorosłych zabawę. Na ekranie pojawia się fasada warszawskiej bazyliki św. Krzyża. Świątyni-symbolu nie tylko dla katolików, ale i uczestników niedawnych protestów, które rozgrywały się na Krakowskim Przedmieściu. Pod ekran podjeżdża czołg-zabawka. W głośnikach huczą płomienie. Czołg strzela, dźwięk narasta, kamera jedzie do góry, znika figura dźwigającego krzyż Chrystusa, pojawiają się wieże i niebo nad nimi – stalowe i ciche. Być może puste, ale piękne – i w tym pięknie groźne. Znacznie groźniejsze niż wszystko, co widzieliśmy do tej pory. I z tym obrazem zostajemy – nieba i wież. Nie wyglądają na powalone, choć niektórzy widzowie tak je właśnie odczytali. Teatr jest też od tego, żeby zobaczyć w nim siebie – jak w lustrze.

09-03-2022

Teatr Powszechny w Warszawie
Radio Mariia
reżyseria: Roza Sarkisian
teksty: Oksana Czerkaszyna, Oskar Stoczyński, Joanna Wichowska, Krysia Bednarek
dramaturgia: Joanna Wichowska, Krysia Bednarek
scenografia i kostiumy: Kornelia Dzikowska
inspicjentka: Barbara Sadowska
światło i wideo: Adam Zduńczyk
muzyka: Dariusz Cichosz
ekspertki w wywiadach radiowych: Elżbieta Korolczuk, Magdalena Staroszczyk
obsada: Oksana Czerkaszyna, Oskar Stoczyński
premiera: 13.01.2022

Radio Mariia, reż. Roza Sarkisian, Teatr Powszechny w Warszawie
Radio Mariia, reż. Roza Sarkisian, Teatr Powszechny w Warszawie

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Teatr Powszechny im. Zygmunta HübneraTeatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.