Sprostowanie
Ponieważ niektóre szanowane przeze mnie osoby po zapoznaniu się z moim felietonem Chodzenie do teatru uznały, że poglądy tam wyrażone są prezentacją mojego własnego stanowiska, muszę napisać to sprostowanie.
Otóż – co trafnie podkreśliła pod tamtym moim tekstem wybitna polska aktorka, Hanna B. – moje uczucia do sztuki teatru i do jej twórców są zgoła odmienne.
Co więcej, członkowie mojej rodziny, oglądający ze mną rozmaite przedstawienia, często namawiają mnie do tego, abym mniej spontanicznie dawał upust swoim zachwytom i nie okazywał aż takiego entuzjazmu, nie śmiał się i nie wybuchał szlochem, bo przestanę być uznawany za konesera.
Podobno reaguję jak dziecko, co w przypadku emeryta grozi infantylnością.
Skąd więc pomysł na tamten felieton? Z empatii.
Nie muszę Państwa zapewniać, że twarz krytyka, na którą spogląda się po premierze, to dla każdego osądzanego zagadka.
Wpatrujemy się kątem oka i myślimy: „Oto nasz sędzia. Czy trafiliśmy w jego wrażliwość? Czy zechce podjąć dialog z naszym dziełem? Przewierca go czy go nie przewierca?”.
Jak twierdzi Heidegger, podobno twarz ludzka mówi: „nie zabijaj”.
A konkretnie? Czy twarz krytyka też to powie?
Na ogół twarz wyraża mało, bo krytyk zbiera myśli i chyba często, dość często, jest w stanie opisanym w moim poprzednim felietonie.
„Po co ja tu przyszedłem (przyszłam)? Z jednej strony żal mi tych ludzi, starali się chyba jak mogli, ale z drugiej strony po co te…” – tu w zależności od światopoglądu, gustu i wiedzy krytyka przychodzą mu na myśl rozmaite niepotrzebne elementy spektaklu, rozwiązania sceniczne, ingerencje w tekst etc.
Biedak jest zmęczony, redakcja czeka na tekst, a on (ona) musi wyrazić swoją opinię, przyznać określoną ilość gwiazdek, umieścić całość w jakimś kontekście.
Chodził mi kiedyś po głowie pomysł dorocznego opracowania Subiektywnego rankingu krytyków polskich (Jacek S. – mistrzostwo, Temida S.-P. – nadzieja, Wojciech M. – na fali), ale zarzuciłem go, rozumiejąc, że to tylko marzenie i że nigdy popularny fragment pieśni lewaków : „Sędziami wówczas będziem my”, nie da się wprowadzić w życie.
Tak już jest, że ktoś jest od oceniania, a ktoś jest poddawany ocenie.
To są zwyczajne dzieje.
Oczywiście po cichu, niejako pokątnie oceniani oceniają oceniających, ale te uwagi nie opuszczają na ogół ścian ich domu, ewentualnie bufetu teatralnego.
I ten mój poprzedni felieton to był taki pisk myszy adresowany (zapewne niepotrzebnie) do wszystkich kotów znudzonych swoimi daniami.
Bo skoro już mają tę diabelską władzę i paroma zdaniami mogą zniszczyć coś, co na to nie zasługiwało lub nie do końca zasługiwało, to niech korzystają z niej ostrożnie i z rozwagą.
Niech używają słów tak jak niebezpiecznego narzędzia, którym można ranić tylko w przypadku, kiedy to będzie działać leczniczo.
Takie marzenie.
A wydziały wiedzy o teatrze przeniósłbym na uniwersytety, bo mieszanie konsumentów z kucharzami szkodzi jednym i drugim.
28-08-2019
Oglądasz zdjęcie 4 z 5