Pod mikroskopem

Nad Czarnym Jeziorem, reż. Iwona Kempa, Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie
aAaAaA
Fot. Bartek Warzecha

Co dokładnie wydarzyło się cztery lata temu nad Czarnym Jeziorem, tego właściwie do końca nie wiemy. Mamy wprawdzie jasność co do fabuły; wiemy, że Fritz i Nina – już nastoletnie, ale wciąż przecież dzieci – położyli się obok siebie na łódce, złapali się za ręce, które następnie obwiązali postronkiem, a potem już na środku jeziora wzięli środki nasenne i wyrąbali dziurę w dnie łódki.

Nie znamy jednak motywacji, nie wiemy, czym się kierowali, kto lub co sprowokowało ich do popełnienia samobójstwa. Pozostawiony rodzicom list pożegnalny, a w nim wyryte wielkimi literami stwierdzenie „TO TU JEST NIEFAJNE” właściwie niewiele wyjaśnia i tylko napędza spiralę wątpliwości, niedomówień, pytań i wzajemnych oskarżeń.

Dramat Dei Loher jest brutalną, bezlitosną retrospektywą. Cztery lata po tragicznym wydarzeniu poznajemy Cleo i Eddiego oraz Johnny’ego i Else – rodziców osieroconych przez dzieci, którzy mimo otępienia i bólu jakoś próbują żyć. Oswojenie się z utratą dziecka nie przychodzi łatwo, nie wystarczy zamknąć pokoju Fritza na klucz, ani spakować pokoju Niny w kartony; dlatego w taki wieczór jak ten, gdy obie pary spotykają się po latach, coś w nich wszystkich pęka, kruszą się ochronne skorupy, ukazując ludzką rozpacz w całej jej nagości i bezradności.

Ale temat sztuki to zaledwie pierwsza trudność, z jaką musieli zmierzyć się twórcy i realizatorzy spektaklu w Teatrze Ateneum. Specyficzny język dramatu Loher, świetnie oddany w tłumaczeniu Grażyny Kani, nie składa się na zwykłą, linearnie prowadzoną konwersację. Jest raczej sklejony ze strzępków zdań, fraz urwanych lub zawieszonych w rozpaczy, oskarżeń zarówno wykrzyczanych, jak i tych, które utknęły głęboko w gardle, zwrotów wielokrotnie powtarzanych, poddanych neurotycznemu rytmowi; jego precyzyjna orkiestracja wymusza na aktorach szczególną dyscyplinę i uważność, żeby nie spóźnić wejścia ani nie przeszkodzić partnerowi, bo inaczej rytm się załamie i cała konstrukcja runie. A jednocześnie stężenie emocji w tych ułomnych, pokawałkowanych wypowiedziach niemal je rozsadza, gęstnieje w poprzedzających je pauzach i tylko chwilami przyzwala aktorom na dystans wobec sztuki i wobec pozostałych partnerów. Dodatkowym ograniczeniem jest klaustrofobiczna, wypreparowana ze wszelkiej rodzajowości przestrzeń, w jakiej Iwona Kempa osadziła swój spektakl. W maleńkiej sali Sceny 61 widzowie otaczają aktorów z trzech stron, siedząc zgrupowani w trzech rzędach białych plastikowych krzeseł (dokładnie takich, na jakich siedzą aktorzy). Ściany zresztą też są białe, sufit niski. Jesteśmy w jakimś sterylnym, bezdusznym laboratorium oświetlonym ostrym blaskiem jarzeniówek, w którym ludzkie emocje – podane nam niemal na wyciągnięcie dłoni – studiuje się w wielkim zbliżeniu, jakby pod mikroskopem.

Ta jednak dość niecodzienna bliskość aktorów jest bardzo ryzykowna zwłaszcza w tak gęstej, intensywnej sztuce jak Nad Czarnym Jeziorem – z łatwością mogłaby bowiem obnażyć każdą sztuczność i fałsz, wyolbrzymić najmniejsze aktorskie potknięcie. Iwona Kempa tylko dlatego mogła podjąć to ryzyko, że dysponowała czwórką znakomitych artystów. Na pierwszy plan wybija się Agata Kulesza w roli Cleo – kobieta konkretna i zaradna, umiejąca kierować zarówno dużym przedsiębiorstwem, jak i nad wyraz rozrzutnym mężem. Jednak jej początkowy dystans, opanowanie to tylko pozór, bo gdy przed oczami Cleo pojawia się wspomnienie tragicznych wydarzeń, obraz ciał wyławianych z jeziora, kobieta łamie się – w jej spojrzeniu skupia się cała bezradność świata, który nie zdołał zapobiec tragedii. Przejmujący monolog i wielka rola Agaty Kuleszy.

Pozostali aktorzy dość dobrze odnaleźli się w trudnej materii spektaklu. Sławomir Maciejewski jako Eddie miał najwięcej luzu i dystansu, a nawet pewnego rodzaju wesołości, którą starał się maskować ból. Johnny i Else w wykonaniu Wojciecha Brzezińskiego i Magdaleny Schejbal stanowili parę trochę młodszą, trochę bardziej przebojową, prącą naprzód, ale też bardziej po wielkomiejsku znerwicowaną i sztywną. Każda z postaci dramatu na swój sposób starała się poradzić ze stratą, zrozumieć dzieci, które „nie zdecydowały się na życie”.

Nad Czarnym Jeziorem nie jest spektaklem dla wszystkich, a na pewno nie dla tych, którym marzy się wieczór pozbawiony trosk. Nie niesie pocieszenia, nie harmonizuje świata. Za to okrutnie uwiera.

09-02-2018

Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie
Dea Loher
Nad Czarnym Jeziorem
przekład: Grażyna Kania
reżyseria i opracowanie muzyczne: Iwona Kempa
scenografia: Justyna Elminowska
reżyseria światła: Mateusz Wajda
obsada: Agata Kulesza, Magdalena Schejbal, Wojciech Brzeziński, Sławomir Maciejewski
premiera: 28.01.2018

Nad Czarnym Jeziorem, reż. Iwona Kempa, Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie
Nad Czarnym Jeziorem, reż. Iwona Kempa, Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Teatr Ateneum im. Stefana JaraczaTeatr Ateneum im. Stefana Jaracza

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.