Na wszelki wypadek
Dom niespokojnej starości, reż. Michał Buszewicz, Teatr Współczesny w Szczecinie

fot. Piotr Nykowski
„Dzisiaj ostatni raz jadłem jajko na miękko. Nie wiedziałem jeszcze, że to będzie ostatni” – słyszymy w jednym z najbardziej poruszających fragmentów najnowszego przedstawienia Michała Buszewicza. Gdyby Julek (Jacek Piątkowski) wiedział, że to akurat jajko będzie tym ostatnim w jego życiu, zjadłby je w skupieniu i ze szczególną dbałością o szczegóły. Dodałby więcej soli. Ale czy to rzeczywiście podbiłoby rangę tego ostatniego razu? Uczyniłoby go lepszym? Z drugiej strony – czy taki gest ulepszania ostatniego razu ma w ogóle sens? A może jest tak, że „niektóre rzeczy trzeba przegapić”?
Dom niespokojnej starości to w bogatej twórczości Michała Buszewicza przypadek szczególny. Przedstawienie w Teatrze Współczesnym jest pierwszym, które Buszewicz zrealizował jako nowy dyrektor artystyczny szczecińskiej sceny. I chociaż Dom zaplanowano jeszcze za dyrekcji Jakuba Skrzywanka, a teatr Buszewicza nie jest w Szczecinie sprawą nową (tu choćby ceniona i lubiana Edukacja seksualna z 2022 roku), to podczas premiery czuć było napięcie „nowego otwarcia”. Pełne życzliwej ciekawości, ale też, nie da się ukryć, ze swoimi nadziejami i oczekiwaniami. Entuzjastyczna reakcja widowni po zakończeniu premierowego pokazu Domu niespokojnej starości to istotna informacja zwrotna – opowieść napisana i wyreżyserowana przez Buszewicza, poza jej wartością samą w sobie, potraktowana została jako zaproszenie do rozmowy i współbycia. Zaproszenie, które, co najważniejsze, zostało przyjęte bardzo serdecznie. W polskiej rzeczywistości pełnej trudnych, nieudanych związków na linii teatr – miasto to oczywisty sukces i dobry znak na przyszłość.
Co do przyszłości – jest ona istotnym tematem Domu niespokojnej starości, chociaż wmontowanym w strukturę całej opowieści w specyficzny, poniekąd nawet podstępny sposób. W pierwszym kontakcie bowiem wyczytujemy z przedstawienia przede wszystkim sprawę seniorskiego życia tu i teraz. Buszewicz inicjuje ten temat bardzo czytelnie, sprawnie kreśląc obszar swoich rozważań i poszukiwań. Helena (Beata Zygarlicka) została sama w dużym domu. Mąż zmarł, dzieci wyprowadziły się. Perspektywa samotnego, osobnego życia brzmi dojmująco, ale jednocześnie w głowie bohaterki dźwięczy przekonanie ukute przez społeczno-kulturowe nakazy: taka kolej rzeczy. Helena, mimo wszystko, postanawia odwrócić się od tego głosu, sprzeciwić się mu, złamać umowę samotności i niewidzialności. Bohaterka zaprasza do swojego domu przyjaciół: Marylę (Anna Januszewska), Tomka (Paweł Adamski), Ruperta (Robert Gondak), Wandę (Grażyna Madej), Julka (Jacek Piątkowski) i Felicję (Ewa Sobiech). Co ważne i oryginalne w tej opowieści – zaprasza ich do siebie nie na obiad czy grę w planszówki, ale na stałe, do wspólnego zamieszkania. Do bycia rodziną z wyboru.
Idea cohousingu, w Polsce wciąż dość utopijna, w kilku krajach europejskich praktykowana ze sporym powodzeniem, staje się fundamentem opowieści o Helenie i jej rówieśniczej paczce. Właściwie Dom niespokojnej starości można potraktować jako fantazmatyczną czasoprzestrzeń, w której przetestowane zostają potencjalne sytuacje (społeczne, ale i emocjonalne) możliwe w tego rodzaju wspólnocie. Co istotne – szczecińskie przedstawienie wyraźnie kreśli istotę cohousingu, która nie ogranicza się przecież wyłącznie do współdzielenia mieszkalnej przestrzeni, lecz zakłada stworzenie wspólnoty spędzającej razem wolny czas, wspierającej się w trudnych momentach czy dzielącej te same wartości. Wizja takiego właśnie, wielopoziomowo zaangażowanego współmieszkania napędza do działania Helenę, choć jednocześnie bohaterka szczerze dzieli się rozmaitymi wątpliwościami, które wokół tej odważnej decyzji pobrzmiewają. Samotne życie to przecież także komfort: przywilej niedzielenia się, niechodzenia na kompromisy, niedialogowania. Wspólnota, zauważa bohaterka Buszewicza, zabezpiecza, ale i wymaga – czasem także przekraczania siebie, swoich schematów. To skomplikowane spektrum myśli i uczyć, rozciągające się pomiędzy ekscytacją a oporem, podziela pozostała szóstka rozpoczynających nowe życie osób. Buszewicz rozpisuje ich wątpliwości na szereg rozmów projektujących czy też raczej – próbujących zaprojektować wspólnotę. W tych działaniach, chwilami nadmiarowych w różne strony, sporo jest nieporadności, zagubienia, bywa nieco złości. Mocno zaznaczona zostaje w nich potrzeba autonomii i niezależności. Co ważne – choć bywa ona przeszkodą w budowaniu wspólnoty, jest przecież w swej istocie jednym z jej najbardziej znaczących budulców. Helena tłumaczy zszokowanym jej decyzją bliskim, córce (Magdalena Wrani-Stachowska) i zięciowi (Maciej Litkowski), że jej pomysł wziął się z potrzeby bycia wolną od wymuszonej troski innych.
Pierwsze partie przedstawienia mają wyraźnie komediową aurę i jest to ten rodzaj teatralnego humoru, który kojarzymy powszechnie z twórczością Buszewicza. Pilnie wyłapujący dowcipne smaczki opowiadanej rzeczywistości, bezpieczny, życzliwy. Mocno graficzna w formie, oniryczna w obszarze znaczeń plastyka przedstawienia (świetna, choć nie do końca wykorzystana scenografia Michała Dobruckiego i równie udana reżyseria światła Jędrzeja Jęcikowskiego); patchworkowe, barwne kostiumy (Lila Dziedzic) i znakomita, energetyczna, a momentami bardzo filmowa muzyka Aleksandry Gryki wykonywana na żywo (Arkadiusz Głogowski, Dawid Głogowski/ Dominik Kaszczyszyn, Kamil Więzowski i Kuba Fiszer) budują krajobraz, w którym pierwsze fragmenty niemal dwugodzinnego przedstawienia układają się we wciągającą fabularnie obyczajową historię jeszcze jednego w życiu siódemki bohaterów „początku”. Przyjemnie się to ogląda, wszystko, co na scenie i wibrujące ponad nią splata się ze sobą w obraz pełen ciepłego humoru, ale też i ważnych psychologicznych, społecznych i kulturowych uwag. Do czasu.
„Dzisiaj ostatni raz jadłem jajko na miękko. Nie wiedziałem jeszcze, że to będzie ostatni” – mówi współlokator Heleny, senior Jacek. W Edukacji seksualnej, przedstawieniu-hicie sprzed trzech lat, Buszewicz zajął się z powodzeniem (między innymi) kwestią „pierwszych razów” – z całą ich niezręcznością, kłopotliwością, ze wstydem, który produkowały i który towarzyszył im często po prostu z założenia. W tym kontekście – przyglądania się obszarowi doświadczeń granicznych – Dom niespokojnej starości sytuuje się niejako na przeciwległym biegunie znaczeń. Bo przygląda się „razom” ostatnim. „W 2050 roku ponad jedna trzecia Polski będzie po 60-tce” – czytamy w okołospektaklowych materiałach i to zdanie stanowi ważny klucz do rozczytania Domu. Odnoszę bowiem wrażenie, że to przedstawienie poruszające się po dwóch obszarach, w pewnych momentach bliskich sobie, ale jednak nie zawsze mówiących tym samym głosem. Jednym z nich jest na pewno obszar przyglądania się, sprawdzania pewnej społeczno-kulturowej potencjalności, którą stanowi idea cohousingu. Tu twórcy i twórczynie przedstawienia dotykają spraw osób seniorskich, ważnym elementem tej relacji są głosy mieszkańców i mieszkanek Szczecina (Julia Pardon, Wanda Włodarczyk, Jerzy Szczutowski, Edmund Gorczyca, Łucja Bartoszek, Janusz Piszczatowski i Barbara Kucińska), którzy na nagraniach wideo wyświetlanych w różnych momentach przedstawienia komentują, nierzadko krytycznie, poczynania napisanych przez Buszewicza postaci. Bardzo wiele wątków zostaje tu uruchomionych, na przykład kwestia zmieniającego się, działającego inaczej ciała (świetny fragment z postacią asystenta Szymona granego przez Konrada Betę) czy sprawa bliskości seksualnej (nawiązująca do Edukacji seksualnej scena z Marylą i Julkiem). Wydaje mi się jednak, że to nie sprawy obecnych seniorów są sednem tej opowieści. W Domu niespokojnej starości dostrzegam przede wszystkim fantazję – wyobrażeniowy scenariusz tego, jak starość (i to starość dość konkretnego pokolenia) może wyglądać. Jest w przedstawieniu fragment, w którym seniorska siódemka uruchamia autoironiczny teatrzyk, sprawdzający „na wszelki wypadek” wszystkie najbardziej pesymistyczne scenariusze losów zawiązanej wspólnoty. I w tym geście sprawdzania, testowania widzę sedno opowieści Buszewicza, który w Domu zapisał szereg lęków swojego pokolenia. Lęków, wyobrażeń, marzeń i nadziei. Dlatego dużo ciekawsze jest dla mnie to, co następuje po sympatycznym, obyczajowym wstępniaku. Kiedy bowiem siódemka postaci lokuje się w domu Heleny, opowieść, do tej pory bardzo konsekwentna w obrębie realistycznej, przyczynowo-skutkowej warstwy fabularnej, zaczyna się poniekąd rozpadać. Niespodziewanie z planu pierwszego schodzi sama Helena, ustępując miejsca innym postaciom, które w szeregu swoiście zmetaforyzowanych fragmentów przedstawiają niepokoje i fantazje o starości obecnych okołoczterdziestolatków. W tych partiach przedstawienia pierwsze razy seniorów i seniorek płynnie transformują w ostatnie razy. W tych momentach poruszającego znaczenia nabierają mnożące się znaki w scenografii Dobruckiego, a świetna choreografia Katarzyny Sikory dopełnia ten krajobraz, w którym miksują się wdzięczność za życie i paraliżujący strach przed jego końcem.
Dom niespokojnej starości Michała Buszewicza to przedstawienie, które dość niespodziewanie skręca w mrok – rozumiany jako niewiadoma, jako coś, do czego/na co trudno się przygotować. Niesamowita bywa podwójność tej opowieści: lekkość sympatycznej, zabawnej historii obyczajowej spleciona z narracją poruszającą tabu bezgłośnego zaklinania przyszłości. Świetnie tę wielowarstwowość nosi zespół przedstawienia, z charyzmatyczną Beatą Zygarlicką na czele. No i ten finał. Chór Collegium Maiorum ZUT odśpiewujący Baby One More Time Britney Spears. Wszyscy płakaliśmy. Na wszelki wypadek.
<p class="text-align-right">21-05-2025</p>
Teatr Współczesny w Szczecinie
Dom niespokojnej starości
Tekst i reżyseria: Michał Buszewicz
Scenografia i wideo: Michał Dobrucki
Choreografia: Katarzyna Sokora
Kostiumy: Lila Dziedzic
Muzyka: Aleksandra Gryka
Światło: Jędrzej Jęcikowski
Obsada: Paweł Adamski, Konrad Beta, Robert Gondak, Adrianna Janowska-Moniuszko, Anna Januszewska, Maciej Litkowski, Grażyna Madej, Jacek Piątkowski, Ewa Sobiech, Magdalena Wrani-Stachowska, Beata Zygarlicka
Premiera: 22 lutego 2025
Dom niespokojnej starości, reż. Michał Buszewicz, Teatr Współczesny w Szczecinie
Oglądasz zdjęcie 4 z 5