Może jeszcze będzie śmieszniej

Arszenik i stare koronki, reż. Marek Mokrowiecki, Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku
aAaAaA
Fot. Waldemar Lawendowski

Arszenik i stare koronki w reżyserii Marka Mokrowieckiego to spektakl Grażyny Zielińskiej i Hanny Zientary, grających tu dziecinnie naiwne siostry trucicielki. I to, by właśnie obie aktorki skupiały na sobie największą uwagę widzów, było pewno planem reżysera. Pewno planem jednym z wielu, ale chyba jedynym zrealizowanym.

To oczywiście nie jest mało i zresztą wpisuje się w historię kolejnych inscenizacji sztuki Josepha Kesselringa, niemniej nie wystarcza, by porwać widza. Oglądałem żyjący swoim nieśpiesznym życiem spektakl z sympatią, ale też zastanawiając się, czemu ogarniając wzrokiem wielką scenę z wielkimi dekoracjami z wieloma aktorami wykonującymi wiele ruchów, tak bardzo cieszyłem się, gdy siostry Abby i Marta wracały na scenę, i tak bardzo nie chciałem, by z niej schodziły.

Płocki Arszenik i stare koronki to spektakl z rozmachem. Na scenie jest dość miejsca, by pokazać i wielki, murszejący dom na Brooklynie, i otaczający go, zachłanny niczym pustynia cmentarz z sinymi, czarnymi nagrobkami. Ta scenografia (Krzysztof Małachowski) z jednej strony puszcza oko do klasycznych, realistycznych scenografii złotego okresu grania sztuki Kesselringa (gdy robiło się wszystko, by tektury udawały, że nie są tekturami), z drugiej – tworzy wdzięczną przestrzeń do gry i atmosferę groteskowej grozy rodem z rodziny Adamsów. Nawet gdybyśmy zatkali uszy, to nie udałoby nam się uciec przed odgłosem zgrzytających zawiasów w drzwiach, trzeszczących schodów i hulającego w nieszczelnych oknach wiatru. W tym domu aż się prosi, by popełnić mord – ale nie taki na serio. Mord jedynie opowiedziany, dokonany z empatii i za pomocą porzeczkowego wina – zatrutego, ale najsmaczniejszego na świecie. Takiego wina, dla którego niektórzy gotowi byliby umrzeć.

I tę historię o Abby i Marcie, uśmiechniętych trucicielkach wrażliwych na samotność zadbanych panów w wieku emerytalnym, dbających, by tę samotność przerwać, zapewnić spokojną śmierć, należyty pochówek i coniedzielną modlitwę nad trumną Marek Mokrowiecki przeniósł do okresu jeszcze sprzed powstania dramatu –muzyka i tańce są tu jak z początku międzywojnia, a gesty, gra i gagi jak z ostatnich lat filmu niemego. Gdy bohaterowie skradają się, to odgrywają całą pantomimę niedorzecznych kroków, gdy mają kogoś ubrać w kaftan bezpieczeństwa, to robią to z przerysowaniem rodem z kreskówek. I ten zabieg – jako przerywnik – ma potencjał, bo pozwala na ucieczkę od nachalnego weryzmu, a jednocześnie może ożywić scenę. Problem w tym, że w spektaklu jest nie tylko przerywnikiem, na premierze zaś te formalne zabiegi były nie do końca wprawne i płynne… Najpewniej trzeba jeszcze czasu, by z gimnastyki zrobić aktorskie etiudy.

Bo na razie w spektaklu uwiera to, co – grzeczniej – nazwalibyśmy konsekwencją, a uczciwiej – przewidywalnością. I to nie jest zastrzeżenie do arcyznanej fabuły Josepha Kesselringa, ale do sposobu, w jaki tę fabułę się opowiada. Mortimer (Szymon Cempura), jeśli już w pierwszej scenie jest groteskowy, to niewiele może się zmienić przez kolejne kwadranse – a przecież dowie się, że jego ciotki mają na koncie dwanaście zbrodni, zaś jego brat będzie próbował go zabić (nie wspominając o tym, że po drodze Mortimer zdąży się zaręczyć). Jonatan (Mariusz Pogonowski) może i zaskakuje w pierwszych scenach twarzą z wąsikiem (nie piszę czyją, by nie psuć zabawy tym, którzy spektakl zobaczą), ale nic by się złego nie stało, gdyby wraz z pokazaniem twarzy nie pokazywał całego swojego pomysłu na rolę. Gdyby choć jego bezradność w rywalizacji na liczbę mordów ze staruszkami była odrobinę prawdziwsza. Albo gdyby jakkolwiek oddalił się od bycia nieustannie bohaterem rodem z ekspresjonistycznego filmu. Uroda i skuteczność fars bierze się zwykle z dziwacznego zderzenia nieprawdopodobnej fabuły z postaciami nieświadomymi tych nieprawdopodobieństw – inaczej trudno o dynamikę i sytuacje komiczne.Tę zasadę znają Grażyna Zielińska i Hanna Zientara, które nie odgrywają zwariowanych sklerotyczek ogarniętych żądzą krwi i nie robią wielkich gestów ani nie puszczają oka do publiczności, gdy sięgają po karafkę wina z arszenikiem. Nie gramy w farsie – zdają się mówić i dzięki temu umieją zdobyć sympatię widza, a czasem jego śmiech.

28-09-2016

Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku
Joseph Kesselring
Arszenik i stare koronki
przekład: Antoni Marianowicz, Janusz Minkiewicz, Andrzej Kanarek
reżyseria: Marek Mokrowiecki
scenografia: Krzysztof Małachowski
instalacja wideo: Krzysztof Ćwiertniewski
obsada: Hanna Zientara, Grażyna Zielińska, Szymon Cempura, Marek Walczak, Mariusz Pogonowski, Henryk Jóźwiak, Sylwia Krawiec, Piotr Bała, Henryk Błażejczyk, Janusz Sadowski, Łukasz Mąka, Szymon Kołodziejczyk, Bogumił Karbowski, Jacek Mąka
premiera: 18.09.2016

Arszenik i stare koronki, reż. Marek Mokrowiecki, Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku
Arszenik i stare koronki, reż. Marek Mokrowiecki, Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Teatr Dramatyczny im. Jerzego SzaniawskiegoTeatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.