Wychowanie do życia w Parasolkowie

aAaAaA

Najpierw Ireneusz Iredyński, jeszcze w odległych, dwudziestowiecznych latach 70. zdekonstruował typową baśniową narrację, zapowiadając już w tytule, że oto czytelnik ma przed sobą Inną niż wszystkie bajkę o smoku.

Wymyślona przez Iredyńskiego tytułowa bestia była popadającym w liryczne nastroje jamnikowatym jaroszem i gustowała tylko w trawie tudzież w wydawaniu westchnień. Natomiast rajcowie miasta Parasol, nie mogący uwierzyć w neutralne intencje smoka, przekonani a priori, że zjada ludzi, (a więc napędzani strachem i ulegający stereotypom), wynajmujący w dodatku żołnierzy-najemników, by ci rozprawili się ze smokiem, i skąpiący im zapłaty za tę usługę, zostali, jak widać, odmalowani w bardzo nieprzychylny sposób. W dodatku, ma się rozumieć, nie uwierzyli małemu pastuszkowi Lirkowi, że futerko smoka jest puszyste jak u królika i nie usłuchali jego argumentu, że nie ma co póki co smoka drażnić, bo ten przecież nic złego jeszcze nie zrobił i być może w ogóle nie ma złych zamiarów.

Satyra miesza się zatem u Iredyńskiego z groteską, a przesłanie tej „innej”, zgrabnie zdekonstruowanej bajki o smoku jest piękne, jasne i sympatyczne: nie każdy smok (Inny, nawet groźny, nawet od wieków zdefiniowany jako „ludziożerca”) musi być od razu wrogiem. Bo zawsze i wszędzie zdarzają się wyjątki. No i że najczęściej dzieci, ze swą nieskażoną stereotypami ciekawością i ufnością, bywają pierwszymi odkrywcami owych wyjątkowych przypadków.

I oto w drugim dziesięcioleciu XXI wieku tę „inną niż wszystkie” baśń Iredyńskiego wzięła na dramaturgiczny warsztat Marta Kwiek i przerobiła ją na teatralną sztukę zatytułowaną Smok w krainie parasoli. Lirka uczyniła po prostu Mirkiem, miasto Parasol przekształciła na Parasolkowo, grono radnych zdecydowanie unowocześniła, powiększyła i zindywidualizowała (dodała tu np. radną-redaktorkę lokalnej telewizji), a do grona dramatis personae dołożyła jeszcze groteskowo zarysowanego dowódcę oddziału najemnych żołnierzy.

Jak dotąd wszystko przebiegło sprawnie i bez większych zakłóceń, nie mam jednak bladego pojęcia, w jakim celu Kwiek umieściła całą baśniową akcję w dramaturgicznej ramie przedstawienia odgrywanego spontanicznie i amatorsko przez grono skłóconych mieszkańców Parasolkowa, którzy bezskutecznie usiłują zaprowadzić porządek w kolejce stojącej (a de facto kłębiącej się i w dodatku spienionej ze złości) przed zakładem naprawy parasoli. Oczywiście, ostatecznym efektem odegrania historii o smoku przez kolejkowiczów (oczywiście: zaskakująco sprawnego, jak na nieprzygotowanych i skłóconych ze sobą amatorów) są oczywiste w tej sytuacji pokój i harmonia, jakie „zapanowywują” znienacka wśród nastroszonych dotąd klientów zakładu parasolniczego. Oto jeszcze jeden, enty i oczywisty dowód na terapeutyczną funkcję teatru!

Spektakl Smok w krainie parasoli w szczecińskim Teatrze Lalek „Pleciuga” przeznaczony jest dla dzieci od lat trzech. Trudno mi wyrokować, w jakim stopniu trzylatki wyłapią mądre przesłanie Iredyńskiego zawarte w wymyślonej przez niego historii. Mam też nadzieję, że nie będą sobie zaprzątać głowy pytaniem, czy wszystkie smoki chcące przekupić najemnych żołnierzy znajdują na to pieniądze tak łatwo i bezproblemowo, jak bohater tej opowieści. No i czy wszyscy żołnierze są aż tak przekupni, jak najemnicy od Iredyńskiego. (Nawiasem mówiąc, nie wiem, czy w dobie gloryfikacji poświęceń i oczywiście całkiem bezinteresownych ofiar bohaterów polskiej armii na misjach w Iraku i w Afganistanie taki wizerunek żołnierza, jaki zaprezentowano na scenie „Pleciugi”, jest politycznie poprawny i patriotycznie wychowawczy. Jak na takie dictum zareagują choćby członkowie formującego się właśnie w Szczecinie całkowicie ochotniczego i bezinteresownego oddziału Gwardii Narodowej? Ale to już nie są z pewnością dylematy trzylatków).

Dla mojego dwunastoletniego prawie dziecka odpowiedź na te pytania była bardziej niż oczywista: teatr powinien przygotowywać dzieci do dorosłego życia, a nieodłącznym elementem tegoż jest korupcja, która (jak donoszą ostatnio coraz częściej media) zdarza się przecież nawet w armii. Spektakl w „Pleciudze” uczy zatem dzieci, jak to w prawdziwym życiu bywa. (Czyż nie jest to piękny dowód na edukacyjną funkcję baśni i teatru? To już mój dorosły komentarz).

Bajka Iredyńskiego w adaptacji Marty Kwiek zyskała godną inscenizację: reżyserka i zarazem scenografka Sabina Wacławczyk uczyniła z parasola główny motyw kostiumów lalek i dekoracji. A że parasol jest bardzo interesującym plastycznie i nośnym metaforycznie przedmiotem, wiemy już od czasów wczesnego Kantora. Ten niezwykły i niepowszedni w swej zwykłości i powszedniości element jest więc obecny na każdym planie kompozycji plastycznej tego spektaklu. Parasolowate są, jako się rzekło, kostiumy lalek, a w dodatku górne kończyny baśniowych postaci, animowanych w żywym planie, zbudowane są z parasolowych drutów. Parasole o zmiennych kolorach, oddających nastrój poszczególnych scen, stanowią też główny element tła akcji. A w miniaturowej formie odnajdziemy je na wystawce warsztatu parasolniczego, gdzie akcja spektaklu zaczyna się i kończy.

Jako forma plastyczna niezbyt udała się natomiast Sabinie Wacławczyk postać smoka – wielka, niezgrabna, z wielkim nakładem sił i poświęceniem animowana przez Mirosława Kucharskiego. Przytoczonemu tu już młodemu widzowi (lat niemal 12) kojarzyła się z wielkim, skrzydlatym karaluchem. Smok z „Pleciugi” bardzo się różnił od smoka z bajki Iredyńskiego – tamten „cały był pokryty niebieskim futerkiem”, które było „tak puszyste jak futerko królika”. Oczywiście nie namawiam nikogo z inscenizatorów, żeby we wszystkim szedł za autorem literackiego dzieła jak za panią matką, lecz w tym konkretnym wypadku jestem zdania, że smok jarosz ze Szczecina mógłby ciut bardziej przypominać swój książkowy pierwowzór i że wyszłoby to na dobre całej inscenizacji.

Piękną, wyrazistą etiudę stworzył za to Rafał Hajdukiewicz (dowódca oddziału najemników), posługując się opartą na wojskowej musztrze nieskomplikowaną choreografią i wyrazistymi, poszczekującymi „odgłosami paszczą”.

Radni i radne oraz burmistrz (Zbigniew Wilczyński) bardzo sprawnie zorkiestrowali swoje obrady, zabrakło mi jednak w ich głosach i animacji lalek większego zindywidualizowania poszczególnych postaci. Wyróżniała się tu jedynie radna redaktorka (Katarzyna Klimek), no ale ona mogła zaprezentować swą postać w dwóch różnych kontekstach – politycznym i medialnym, więc zadanie miała nieco łatwiejsze (pomijam scenę kłótni w kolejce do naprawy parasoli, bo tam też wszyscy byli jednakowi – nie w pompatycznym, monotonnym nadęciu z obrad Rady Miasta, lecz w swarliwym zacietrzewieniu).

Ciekawym i dodającym spektaklowi drapieżności (choć, moim zdaniem, niekoniecznym) puszczeniem oka do rodziców i dziadków małych widzów jest sygnał lokalnego programu informacyjnego z Parasolkowa, czytelnie nawiązujący do peerelowskiego Wieczoru z dziennikiem.

Sympatyczna, sprawnie i z sensem zdekonstruowana w latach 70. bajka o smoku znów bawi dzieci, tym razem na widowni teatru lalek w Szczecinie. Smok w krainie parasoli będzie zapewne długo pewnym punktem repertuaru „Pleciugi”, choć nie jest arcydziełem ani nawet spektaklem wybitnym. Ale uczy, bawi, animuje duszę i (bardzo być może) pozostawi trwały ślad w postawach małych widzów.

18-03-2015

 

Teatr Lalek „Pleciuga” w Szczecinie
Marta Kwiek
Smok w krainie parasoli
na motywach baśni Inna niż wszystkie bajka o smoku Ireneusza Iredyńskiego
reżyseria i scenografia: Sabina Wacławczyk
muzyka: Elżbieta Sokołowska
multimedia: Emilia Łapko
obsada: Rafał Hajdukiewicz, Danuta Kamińska, Dariusz Kamiński, Katarzyna Klimek, Mirosław Kucharski, Marta Łągiewka, Zbigniew Wilczyński, Przemek Żychowski
premiera: 28.02.2015

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Teatr Lalek „Pleciuga”Teatr Lalek „Pleciuga”

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.