Lar wy
Boicie się uroków? No pewnie, że nie. Nikt poważny nie wierzy w rzucanie uroków. Co innego przesądy, ale z przesądami – wiadomo, jest inaczej. Siąść przed wyjściem z domu w podróż – nie zaszkodzi, torebki na ziemi kłaść – nie należy. Takie tam, niegroźne śmiesznostki. Ale uroki? Bez przesady.
Tymczasem są ludzie, którzy z uroków nie żartują i nie mam na myśli sekt czy innych towarzystw przyjaciół okultyzmu. Wychowałem się na wsi i od dziecka uczono mnie, że młode zwierzęta są szczególnie podatne na siłę (nikt jej nie nazywał), którą dysponują pewni ludzie. Wystarczy, że popatrzą, a sprowadzą chorobę. Koniom przypina się z tego powodu do uprzęży czerwone ozdoby zwane kwiatkami – mają przyciągać pierwsze, groźne spojrzenia osób, które mają złe oczy. Śmiałem się z tego po wielokroć, lecz gdzieś w środku czułem, jak coś się nieprzyjemnie wije i skręca. Nie bałem się o zwierzęta. Lęk wynikał z faktu, że nigdy nie wiadomo, kto ma złe oczy – ich posiadacz może być dobrym człowiekiem. A może to ja je mam?
Strach ma małe oczy, małe, ale złe czy jak woleliby twórcy – uroczne. Nikt od oglądania tego przedstawienia nie umrze, ale co bardziej niechętny teatralnym nowinkom widz może się nabawić niestrawności. Jest tu bowiem sporo obrzydliwości. Coś się nieustannie wije i skręca, snuje i majaczy. Trzeszczy i drży. Coś się otwiera i wycieka. Coś w środku człowieka. Robert Bolesto nazwał to w swojej sztuce Dziurą. Tomasz Mróz, odpowiedzialny za scenografię, umieścił na scenie dół, z którego wystają cieliste gumowe macki – amputowane ogromnej ośmiornicy albo innemu Cthulhu. Nie są straszne, przypominają potwory z horrorów klasy C. Z Dziury dobywa się także głos, który słyszymy w słuchawkach rozdawanych przed wejściem na salę. Jest blisko nas i sączy się wprost do uszu. Bije z niej także dym. A to, jak układa się w oszczędnie dawkowanym świetle reflektorów, bywa hipnotyzujące. Mrok i półmrok – to najlepsza aura dla historii, która zaczyna się od słów Dziury: „Nie spotka cię już nic nowego”. Nieczęsto zdarza się teatr, który z taką wstrzemięźliwością rozświetla i rozjaśnia. Małgorzata Wdowik, reżyserując Strach, buduje najpierw tajemnicę, a potem ją bezlitośnie obnaża. Potwór nagi to potwór śmieszny. Tyle że nie do końca. W tym największa siła przedstawienia. Strach to potraktowany ironicznie teatralny horror, który chwilami zwycięża ironię.
*
Pięcioro aktorów w maskach zasłaniających nie tylko twarz, ale i resztę głowy. Prostują się i patrzą na publiczność. Przed chwilą w słuchawkach słyszeliśmy ich rozmowę o sile urocznych oczu. W tych groteskowych, łysych i pomarszczonych głowach ktoś mieszka. Maska jest tu dosłownie larwą. Poza słowami ze środka dobiegają także chropawe oddechy i kleiste mlaskania. Słyszymy mięso. A potem widzimy je w wizualizacji wyświetlanej w głębi sceny. Krwawiąca rana, w którą jeden z aktorów-potworów wkłada palec i jątrzy erotyczną wręcz pieszczotą. Dbamy o nasze strachy, pieścimy je i głaszczemy jak falliczny wyrostek, który w pewnej chwili wyłonił się z Dziury. Z zewnątrz wygląda to śmiesznie, ale czy to cokolwiek zmienia? Pielęgnujemy i uprawiamy fobie. Nie tylko te ukryte w podświadomości, ale również nabyte i skonsumowane później.
Od przytoczonej w programie (rzeczywiście przerażającej) Babilońskiej kołysanki sprzed kilku tysiącleci i tych współczesnych o starym niedźwiedziu, co mocno śpi, Wojtusiu i iskiereczce; przez znane i lubiane horrory: na scenie chyboce czerwony balonik, ale bez klauna ze słynnego To – zamiast niego jest krab-robot, pojawia się też potwór Frankensteina, który wrzeszczy i stara się (strasznie!) przestraszyć, co oczywiście jest prześmiewcze; aż po zwierzenia aktorów, dotykające okropieństw z innego porządku: samotności, odpowiedzialności (choćby za wyłączenie kuchenki przed wyjściem), poczucia bezsensu związanego z nieuchronnością śmierci itp. Od dziecka przez lata młodzieńcze po dorosłość – karmieni jesteśmy nieustannie coraz to nowymi rodzajami strachu. Wrzucamy go gdzieś w środek – do jakiejś dziury, która czasami otwiera się i broczy.
Jedyne, co możemy zrobić, to oswoić to, co wycieka – najlepiej śmiechem. Dobromir Dymecki tłumaczy Piotrowi Trojanowi, co stanie się z nim po jego nieuchronnej (a kto wie czy nie nagłej) śmierci. Czeka go samotność w mroku rozświetlanym przez widok dalszego życia bliskich mu osób, które powoli go zapominają. Tak może wyglądać piekło. Na widowni ktoś chichocze, a ja zastanawiam się, dlaczego na mnie działa to inaczej? W głosach aktorów słyszę poszturchiwanie, wymierzone w poczucie humoru i zdrowy dystans, a mimo to absolutnie nie jest mi do śmiechu.
Piotr Morawski w recenzji dla „Dwutygodnika” pisał o Strachu, że to „ciekawa i inteligentna zabawa w teatr”, ale tak naprawdę spektakl jest dowodem na błahość i iluzoryczność pretekstów do lęku – prawdziwe w baniu się są jedynie emocje, tak jak i w teatrze. Tymczasem twórcy w tekście programowym stwierdzają, że „strach to wirus”, który dyscyplinuje jednostkę, innymi słowy – strach to narzędzie opresji, ale możemy – poprzez poznanie – znaleźć skuteczną przed nim obronę. Zarówno metateatralna interpretacja, jak i socjologiczna racjonalizacja mają swoje uzasadnienie. Wydaje się jednak, że to kolejne strategie oswajania. Tymczasem Strach jest prowokacją do spojrzenia urocznym okiem w głąb siebie, do wsadzenia palca w ranę. Gdy już to zrobimy, widoczna na scenie ironia będzie jedynie drażnić i wzmagać ból.
12-12-2018
TR Warszawa
Robert Bolesto
Strach
reżyseria: Małgorzata Wdowik
dramaturgia: Joanna Ostrowska
scenografia: Tomasz Mróz
kostiumy i wideo: Dominika Olszowy
reżyseria dźwięku: Katarzyna Szczerba
reżyseria światła: Aleksandr Prowaliński
konsultacja choreograficzna: Ramona Nagabczyńska
obsada: Dobromir Dymecki, Monika Frajczyk, Cezary Kosiński, Piotr Trojan, Agnieszka Żulewska
premiera: 28.04.2018
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.