Drogi książę, strzeż się Horacja!

Hamlet, reż. Jan Englert, Teatr Narodowy w Warszawie

aAaAaA

fot. Marta Ankiersztejn

Rysopis zdrajcy

Hamlet Jana Englerta rozgrywa się na prawie pustej scenie. Scenografia Wojciecha Stefaniaka przenosi nas w kulisy elsynorskiego zamku, gdzie obserwujemy teatr manipulacji i ciemnych interesów. Tu niszczy się ludzi, doprowadzając ich do szaleństwa i śmierci. Poza tą przestrzenią istnieje zapewne jakaś inna rzeczywistość, ale wydaje się ona niedostępna dla bohaterów uwięzionych w miejscu, z którego nie ma ucieczki. Scena i widownia to wzajemnie odbijające się w sobie lustra. Publiczność staje się biernym obserwatorem, niemym katem, w milczeniu przygląda się upadkowi Hamleta. Toczy się mroczna, brutalna, bezwzględna gra o tron.

Każda premiera Hamleta domaga się nowej interpretacji. Tylko wtedy warto go robić. Englert znajduje nieoczywiste tropy w dramacie Szekspira i przesuwa akcenty. To Hamlet bez metafizyki. Duch ojca Hamleta nie przyjdzie, za to wszędzie pełno zepsutych do szpiku kości ludzi, którzy przechylili szalę na stronę zła i przesądzili o kształcie świata. Jego losów nie da się odwrócić. Horacjo, zdawałoby się przyjaciel Hamleta i ostatni z wiernych, okazuje się zdrajcą i będzie szykował krok po kroku, metodycznie, grunt nowemu władcy. To właśnie on wciela się w postać Ducha i przy pomocy oddanych sobie ludzi Marcellusa (Marcin Przybylski) i Bernarda (Henryk Simon) wykreuje spektakl, w który uwierzy młody książę. Gorąca głowa i „szlachetne serce” Hamleta rwą się, żeby pomścić śmierć ojca. Kolejne jego kroki, prowadzące do finałowej rzezi, będą dyskretnie, ale skutecznie stymulowane przez Horacja (bardzo dobra rola Przemysława Stippy). Od pierwszej sceny to on jest szarą eminencją, reżyserem tego widowiska. Elegancki, uprzejmy, inteligentny, ale tak naprawdę cyniczny, obłudny, bezwzględny. Bestia, która idzie po trupach do celu i wydaje Hamleta na śmierć.

Englert ukazuje w swojej realizacji głęboko pesymistyczną perspektywę. Rysuje wizję rzeczywistości, która nie pozostawia żadnych złudzeń wobec kondycji rodzaju ludzkiego. To nie pochodząca z tamtego świata niematerialna istota żąda zemsty i doprowadza do rozpadu świata, ale człowiek człowiekowi gotuje piekło na ziemi. Hamlet nie wypełnia woli ducha swego zmarłego ojca, jest jedynie marionetką w rękach konfidentów planujących przejąć rządy.

W pierwszej scenie podwładni Horacja wrzucają do zapadni podobizny zmarłego króla Hamleta, który ma twarz Jana Englerta. Rzecz jasna, żegnający się z Teatrem Narodowym dyrektor odwołuje się do osobistych doświadczeń. Zapadania stanie się potem grobem Ofelii, miejscem walki Hamleta i Laertesa, symboliczną, graniczną przestrzenią zapowiadającą rozpoczęty z chwilą morderstwa starego króla taniec śmierci.

Fajter

Hamlet ma twarz Hugo Tarresa. Jego łagodne spojrzenie, lekko układające się, nieco dłuższe, ciemnoblond włosy. „Blasku mam w oczach tyle, że aż razi” – odpowie Klaudiuszowi, który będzie mu tłumaczył, że ta chmura na jego czole jest nie na miejscu. Ale czy można wymagać od syna, żeby zaprzestał żałoby po ojcu? Stypa i wesele zlewają się w jedno. Hamlet ubrany jest na czarno i tak już zostanie, bo w tym świecie śmierć stale jest obecna. Elsynorska matnia żąda ofiar i wymaga permanentnej żałoby.

Kluczem do realizacji Hamleta stało się obsadzenie w tytułowej roli studenta warszawskiej Akademii Teatralnej. Englert wiedział, co robi. Tarres jest bez wątpienia wybitnie zdolnym aktorem. Gra z pasją i pełnym oddaniem. Niewielkie doświadczenie staje się jego atutem, bo przecież Hamlet też znajduje się na początku drogi. Łatwo go zwieść, stąpa po omacku. Hamlet jest młody, bardzo młody. Mówi to, co myśli, nie odpuści Klaudiuszowi, wygarnie Gertrudzie, zbyt lekkomyślnie obejdzie się z Ofelią. W tym wieku zawiedziona miłość potrafi odebrać rozum. Tkwi w mylnym przekonaniu, że świat można naprawić. Towarzyszą mu chłopięca naiwność, porywczość i upór, ale dają też o sobie znać nieustępliwość, wściekłość dojrzałego mężczyzny, zdeterminowanego, żeby postawić na swoim. To jest Hamlet, który się nie poddaje, który do końca walczy o prawdę.

Z kolejnymi rocznikami studentów od dawna rozmawiam o postawie bezkompromisowego buntu, tak mocno wpisanej w charakter tej postaci, że wiedzie ją na zatracenie. Ale Hamlet nie jest ich bohaterem. Nie czują potrzeby, żeby roztrząsać jego dylematy. Ich więź z Szekspirowskim fajterem jest raczej wątpliwa. Piszę o tym bez satysfakcji.

Zewnętrzy wizerunek Hamleta w spektaklu Englerta sprawia wrażenie oldskulowego. Chłopak z gitarą i plecakiem, który już dawno wyszedł z mody. Realizacja w Teatrze Narodowym stawia więcej pytań niż daje odpowiedzi. Zdaje się prowokować pytanie, czy Hamlet jest bohaterem współczesnym dla swojego pokolenia? Czy jest dla niego miejsce w dzisiejszym świecie? Czy widzowie w wieku Tarresa, którzy obejrzą przedstawienie, zobaczą w Hamlecie własne lęki i wątpliwości? Czy raczej będą utożsamiali się wyłącznie z młodym, przyciągającym jak magnes, dwudziestojednoletnim aktorem, który gra rolę?

Kres naiwności

Te same pytania dotyczą Ofelii. Helena Englert podkreślała w wywiadach, że Szekspirowska postać nie jest bohaterką na te czasy, że trzeba ją uwiarygodnić. Dziewczyny z liceum, które przyjdą do teatru mają zobaczyć w niej siebie. Siłą roli Englert jest naturalność. Podczas pierwszego spotkania z Hamletem przypomina dziewczynkę, która chce się bawić, później widzimy w niej kochankę, wtuloną w ramiona swego chłopaka. Dwa splecione mocno ciała, silna erotyczna fascynacja, następnie dzieląca młodych na długość sceny przepaść dworskich intryg, „zielsko ordynarnej ludzkiej podłości”. Otoczenie zrobi wiele, żeby rozłączyć tych dwoje. Najpierw romans z głowy Ofelii będą próbowali wybić Poloniusz i Laertes. Dziewczyna z dystansem potraktuje kazania ojca, a dobre rady brata obróci w żart. Ofelia nie jest ani grzeczną, ani naiwną dziewczynką. Aktorka wymazuje z niej wizerunek ofiary.

Englert jest przejmująca w scenie szaleństwa, poprzedzającej samobójczą śmierć. Nagle przybywa jej lat, z dziecka przeistacza się w kobietę, która nie jest w stanie unieść tego, co przeszła. Aktorka wbiega z czerwoną chustą niczym ze sztandarem manifestującym rozpacz, później ten zrzucony z góry rekwizyt zawiruje w powietrzu i znajdzie miejsce w zapadni – grobie. Zanim to jednak nastąpi, Ofelia przyłoży rękę Gertrudy do swojego brzucha. Następuje poruszające spotkanie dwóch matek. Tej, która zaraz straci nienarodzone dziecko, kiedy odbierze sobie życie i tej, która w finale będzie patrzeć na śmierć syna.

Temat wątpliwego dziewictwa Ofelii pojawił się już w Hamlecie w warszawskim Teatrze Dramatycznym wyreżyserowanym przez Tadeusza Bradeckiego w 2019 roku. Reżyser wykorzystał przekład Piotra Kamińskiego, który nie pozostawia wątpliwości, że kochanka Hamleta w chwili samobójstwa jest w ciąży. Grająca Ofelię Martyna Byczkowska podnosiła do góry sukienkę, pokazując Gertrudzie i Klaudiuszowi zaokrąglony brzuch, co potęgowało tragiczny wymiar Szekspirowskiej postaci.

Kobieta bez przyszłości

Gertruda (Beata Ścibakówna) to bohaterka przeraźliwie samotna, zrezygnowana, która na nic nie czeka, nie ma planów. Nie dowiemy się, co myśli i czuje. Jest zamknięta w sobie, nieprzenikniona, zimna. Wygląda, jakby wycofała się na bezpieczną pozycję, bo to jedyna słuszna strategia na elsynorskim dworze, gdzie nikomu nie można ufać. Czy zawsze taka była? Możemy jedynie snuć domysły. Jaka opowieść o Gertrudzie wykracza poza historię, którą oglądamy? Trzeba by spróbować wyobrazić sobie tę postać, kiedy była młodsza. Na przykład moment, kiedy została matką. Była wtedy szczęśliwa, bardzo szczęśliwa. Urodziła syna, którego kocha i który przejmie sukcesję po ojcu. Czy jej pierwsze małżeństwo było udane? Same znaki zapytania. Jej nieżyjący mąż zdaje się mieć sporo na sumieniu. Co czuje do Klaudiusza? Niepewność, obojętność, strach, wstręt. Zresztą w stosunku do własnego syna też jest wyprana z uczuć. Nawet śmierć nie robi na niej wrażenia. Kiedy Hamlet zabija w jej obecności Poloniusza, jak gdyby nigdy nic oboje będą dyskutować nad jego trupem. Dopiero w scenie finałowej wyobcowana, apatyczna Gertruda budzi się z letargu. To ona śmiertelnie ugodzi Klaudiusza, a następnie z pełną świadomością popełni samobójstwo, wychylając kielich z trucizną przeznaczony dla jej syna.

Świat według mężczyzn

W Elsynorze kobiety nie mają nic do powiedzenia. To mężczyźni rozdają karty. Klaudiusz (Mateusz Kmiecik), przywodzący na myśl mafiosa, traci swoją pozycję, kiedy to Horacjo okazuje się złem wcielonym. Równie bezbarwny jest Poloniusz (Cezary Kosiński) – tępy, krótkowzroczny dworak, który daje sobą manipulować. Kompletnie rozmywa się rola Laertesa. A przecież losy jego i Hamleta są w pewnym momencie tak do siebie podobne. Obaj tracą ojców i żądza zemsty mąci im zmysły. Mam wrażenie, że Paweł Brzeszcz zatrzymuje się na powierzchownym odczytaniu tej skomplikowanej postaci. Dodajmy, że tę relację dopełnia osoba młodego księcia Fortynbrasa, który też mści się za śmierć swego ojca, również Fortynbrasa, zabitego przez ojca Hamleta w pojedynku. Tak więc księciem Norwegii kierują pobudki osobiste, chęć odwetu, którą rekompensuje mu przejęcie terytorium Danii. Hamlet, Laertes, Fortynbras mogliby stać się przyjaciółmi, ale Szekspir wybrał dla nich inną przyszłość. Uderza zaskakująca symetryczność ich losów.

W tym świecie nie ma miejsca na miłość ani na przyjaźń. Rozencrantz (Sebastian Dela) i Guildenstern (Piotr Kramer) to żałośni konfidenci, choć na pozór bratnie dusze Hamleta. W tym świecie śmierć stała się normą, nie tylko Grabarze (Arkadiusz Janiczek i Jakub Gawlik) do niej przywykli. Odnoszę wrażenie, że role drugiego planu są odpuszczone. Nie umiem doszukać się konceptów, które by je definiowały.

Galerię męskich postaci zamyka Aktor-Król. W tej roli Jerzy Radziwiłłowicz, który umiejętnie bawi się frazą, celowo deklamuje z przesadą, próbuje spojrzeć z dystansem na własny styl gry. Symbolizuje odchodzący świat teatru – rzemiosło aktorskie i wartości tak bliskie również Janowi Englertowi.

Kim jest Fortynbras?

Po przerwie oglądamy obraz Januarego Suchodolskiego Przejście przez Berezynę w postaci projekcji obejmującej całą scenę. Jego tematem jest odwrót Napoleona spod Moskwy. Stanowi on zapowiedź finałowego wejścia Fortynbrasa. Horacjo stoi na baczność, witając nowego sukcesora. Nie przypomina on jednak młodego księcia, ale Władimira Putina. Pomysł ten niepotrzebnie przenosi inscenizację, który proponuje niebanalną i konsekwentnie realizowaną ścieżkę interpretacyjną, w obszar publicystyki. Czy naprawdę było to konieczne? Czy trzeba uciekać się aż do tak oczywistych aluzji?

Siłą realizacji Jana Englerta są bez wątpienia kreacje Hugo Tarresa i Heleny Englert. Udowodnili oni, że reżyser miał rację, zapraszając ich do obsady. Obronili się wbrew werdyktom malkontentów wydanym długo przed premierą. To właśnie oni niosą spektakl. Są młodzi, piekielnie zdolni i bardzo dużo potrafią, choć znajdują się dopiero na początku swojej drogi.

<p class="text-align-right">07-05-2025</p>

Teatr Narodowy w Warszawie

Hamlet

William Szekspir

Przekład: Stanisław Barańczak

Reżyseria: Jan Englert

Scenografia: Wojciech Stefaniak

Kostiumy: Martyna Kander

Muzyka: Aleksandra Gryka

Choreografia: Tomasz Wygoda

Reżyseria światła: Karolina Gębska

Projekcje wideo: Jagoda Chalcińska

Układ pojedynku: Przemysław Wyszyński

Obsada: Bartłomiej Bobrowski, Paweł Brzeszcz, Sebastian Dela, Helena Englert, Jakub Gawlik, Arkadiusz Janiczek, Robert Jarociński/Hubert Paszkiewicz, Mateusz Kmiecik, Cezary Kosiński, Piotr Kramer, Kacper Matula, Damian Mirga, Marcin Przybylski, Jerzy Radziwiłowicz, Henryk Simon, Przemysław Stippa, Patrycja Soliman/Joanna Gryga, Beata Ścibakówna, Hugo Tarres, Paweł Tołwiński, Mariusz Urbaniec, Przemysław Wyszyński oraz Marek Burzyński, Ewelina Czarnocka, Jacek Czuba, Dominik Gańko, Patryk Koch, Waldemar Kowalski, Tomasz Kruczkowski, Sławomir Łoszewski, Maciej Łukaszek, Mateusz Mainhart, Michał Mamaj, Magdalena Markowska, Stefan Michalski, Krzysztof Nowicki, Piotr Nowakowski, Dariusz Osiadacz, Roman Rakowski, Mateusz Rosa, Sławomir Sęk, Andrzej Słomiński, Michał Suska, Łukasz Szczotkarz, Bartłomiej Szymański, Michał Ulejczyk, Wojciech Wawer, Mansour Zare, Tomasz Zawadzki

Premiera: 12 kwietnia 2025

Hamlet, reż. Jan Englert, Teatr Narodowy w Warszawie

Oglądasz zdjęcie 4 z 5