Czarownice dają czadu

Pieśni czarownic, reż. Michał Buszewicz, Ewa Łowżył, Zbigniew Łowżył, Teatr Polski w Poznaniu
aAaAaA
fot. Maciej Zakrzewski

To przedziwne, mroczne oratorium miało w swej premierowej wersji niezwykłą muzyczną urodę i wielką energię, którą hojnie emanowało w stronę poruszonej widowni.

A byliśmy poruszeni, bo trudno było nie brać do siebie opowieści o ostatniej polskiej kaźni kobiet podejrzanych o czary (1775 rok, wieś Doruchów, powiat ostrzeszowski, Wielkopolska) skojarzonej z wykonywanymi na Czarnych Protestach songami o społecznych (męskich?) przesądach i wymaganiach względem współczesnych kobiet.

Podczas zajmowania miejsc w Malarni Teatru Polskiego dostrzegaliśmy wyraźnie tylko stanowisko dźwiękowca-klawiszowca, przy którym stał współkompozytor muzyki, Patryk Lichota, a zaledwie przeczuwaliśmy majaczącą blisko w mroku obecność Chóru Czarownic. Dopiero gdy na ekranie zawieszonym z tyłu, po prawej zaczęły się wyświetlać napisy przypominające, że pierwsza polska „czarownica” została stracona w roku pańskim 1511 w podpoznańskim wówczas, dziś już całkowicie poznańskim, Chwaliszewie i że najaktywniejszym regionem w dziele tropienia, sądzenia, torturowania i palenia „czarownic” była Wielkopolska, a w całym naszym pięknym kraju w ciągu z górą dwóch i pół wieku stracono za czary ogółem ponad trzydzieści tysięcy ludzi (głównie kobiet), i gdy za sprawą rozświetlonego ekranu zrobiło się trochę jaśniej, owa niepokojąca, jeszcze milcząca obecność Chóru stała się dla nas oczywistym, widzialnym faktem. A była już teraz niepokojąca, bo całkiem dokładnie spostrzegliśmy, że chórzystki nie były przyodziane w żaden estradowo-chóralny strój, tylko w halki koloru (w zależności od oświetlenia) łososiowego lub z lekka liliowego. Cóż to za chór w bieliźnie?! Co nam zaśpiewa? (No, to już z grubsza wiedzieliśmy, pamiętając o zeszłorocznym koncercie na placu pod Teatrem Polskim na zakończenie festiwalu Bliscy Nieznajomi – „Wspólnota” i o występach tego chóru podczas kobiecych manif). Ale jak owa liczna grupa kobiet w halkach zachowa się dziś tutaj, w Malarni, na inaugurację kolejnej edycji tego festiwalu, opatrzonej nowym hasłem „Historie Osobiste”? Prowokacyjnie? Już sam skąpy, bieliźniany przyodziewek był prowokacją, a w połączeniu ze słowną, wysoce ironiczno-tragiczną narracją o historycznych wypadkach (o której zaraz opowiem), z niespokojną, intrygującą muzyką i z tekstami songów pióra Maliny Prześlugi stanowił element mieszanki iście wybuchowej. Chór Czarownic nie wahał się kilkanaście razy splunąć w czasie wykonywania pieśni o Bożej Chwale i wrzeszczeć na całe gardło na sam koniec jednego z songów opowiadających skrótowo i sugestywnie o codziennym statusie, życiu, trudzie i poniżeniu współczesnej polskiej kobiety.

Wspomniana muzyczna uroda tego spektaklu-oratorium zasadzała się nie tylko na przejmującym, sugestywnym śpiewie (nie mówiąc już o posiadających istotne, nieoczekiwane walory muzyczne spluwaniu i krzyku), lecz także na ciekawym doborze instrumentarium. Oprócz małego keyboardu, na którym Patryk Lichota wygrywał podstawowe akordy i motywy (nie nadużywając elektrycznie napędzanej mocy tego instrumentu), mieliśmy jeszcze zestaw perkusyjny na podeście po lewej (precyzyjnie i momentami bardzo ekspresyjnie uderzał weń Mieszko Łowżył), a na prawo od niego naciągnięte na metalowe rusztowania struny, na których grała smyczkiem Ida Łowżył, stopniowo dozując intensywność jękliwych dźwięków – od początkowego, nieśmiałego piano po rozpasane, ciągnące się długo crescenda w końcowej, najdynamiczniejszej muzycznie fazie Pieśni czarownic.

To jeszcze nie koniec opisu tego osobliwego instrumentarium, bo po prawej stronie chóru stały od początku trzy granatowe beczki z wierzchami pomalowanymi na biało. Po jakimś dopiero czasie zauważyłem, że naciągnięte są na nich struny, smagane potem smyczkami przez trzy stojące nad nimi chórzystki (na początku smyczki spoczywały bezczynnie i bezkonfliktowo w podłużnych, wiszących wzdłuż boków beczek, pokrowcach).

Wszystkie te szczegóły przywołuję tutaj, by ponownie uzmysłowić sobie, a PT Czytelniczkom i Czytelnikom ukazać kolejne moje zaskoczenia i momenty zafascynowania oryginalnymi pomysłami trojga kompozytorów, dramaturga, autorki libretta i tekstów pieśni oraz trojga reżyserów, których inwencja nadała temu spektaklowi-oratorium walor istotnego, inspirującego dzieła sztuki.

A gdzie w tym wszystkim mieściła się opowieść o kaźni w Doruchowie? Otóż snuły ją cztery kobiety siedzące sobie swobodnie na kanapie ustawionej na podeście w prawym tylnym rogu sceny, tuż nad nimi rozwieszony był ekran, na którym ukazały się wstępne informacje o polskich i wielkopolskich procesach czarownic. Narrację o wypadkach w Doruchowie cztery panie prowadziły w tonie swobodnym, jakby była ona częścią towarzyskiej pogawędki. Tyle że niektóre z użytych w niej sformułowań wydawały się mocno niepokojące, wynikało z nich bowiem, że wypowiadająca je narratorka była naocznym świadkiem wstrząsających wypadków z 1775 roku. Cóż, trudno jest z całą pewnością stwierdzić, że ten dramaturgiczno-reżyserski pomysł na przybliżenie nam historii z Doruchowa, a zarazem na zdystansowanie się osoby opowiadającej (a w ślad za nią także i widzów) do snutej przez nią opowieści był najlepszym z możliwych sposobem na uniknięcie patosu, łzawego tragizmu albo „dokumentalnej”, bezosobowej pseudo-obojętności. Ta decyzja na pewno była jedną z najtrudniejszych i najryzykowniejszych spośród podjętych przez dramaturga i reżyserów: Michała Buszewicza, Ewę Łowżył i Zbigniewa Łowżyła. Opłaciła się o tyle, że straszliwa historia o kaźni czarownic z południowej Wielkopolski doszła do mnie (a zapewne również do innych widzów) z niezakłóconą precyzją – krok po kroku, zdarzenie po zdarzeniu. I nic też nie zakłóciło mojej natychmiastowej refleksji o tym, jak łatwo ta cała zbrodnia została zainicjowana i przeprowadzona, jak proste i oczywiste wydawało się wszystkim postronnym obserwatorom bezczelne, absolutnie bezpodstawne oskarżenie garstki kobiet o czary, jak szybko wdrożono dobrze już przećwiczone procedury kaźni. No i jak bezkarnie się to wszystko zakończyło – jedyną „karą” dla dziedzica-inicjatora męki czternastu „czarownic” było jego zawstydzenie i rejterada z miejsca końcowej egzekucji.

W trakcie snucia przez cztery panie tej „kanapowej” narracji przez wiszący tuż nad nimi ekran przelatywały obrazki kobiet z chóru – współczesnych „czarownic”, które odważyły się wybiec w swych spektaklowych halkach na plac przed Teatrem Polskim i wykonały radosny pląs na tle teatralnej fasady i bryły sąsiedniego Okrąglaka – dawniej domu towarowego, dziś biurowca. Ich obecność w tym miejscu, w słońcu, w środku dnia wydawała się jeszcze bardziej prowokująca niż ich „bieliźniana” obecność, splunięcia i wrzaski na deskach Sceny w Malarni. Tak oto nasze dzisiejsze „czarownice” – wyzyskiwane, prześladowane za wiele codziennych „przewin” przypisanych roli kobiety, ponad miarę eksploatowane i uprzedmiotawiane, zaznaczyły prowokacyjnie swą niezgodę na przypisany im dzisiaj los. I stało się to nie w bezpiecznych murach jakiejś wysoce kulturalnej instytucji, tylko w publicznej przestrzeni miejskiej.

Na koniec pozwolę sobie na osobistą refleksję: otóż, będąc mężczyzną w starszym wieku, a w dodatku Polakiem, czuję się w Teatrze Polskim od jakiegoś czasu niekomfortowo. Wizyty w tej instytucji przypominają mi ostatnio jako żywo odwiedziny w nowojorskim oddziale Muzeum Kultury Rdzennych Amerykanów, gdzie 15 listopada 1992 roku uczestniczyłem w otwarciu wystawy Ścieżki tradycji – indiańskie spojrzenie w głąb indiańskich światów. Odwołam się teraz do spisanych zaraz po tej wizycie wrażeń i wspomnień: „Zwiedzając (...) wystawę poczułem się natychmiast Europejczykiem, obciążonym winą za podboje, rzezie, wyzysk, jednym słowem – za wszystkie grzechy kolonializmu, mimo że Polska przecież nigdy nie miała kolonii. Nie było jednak innego wyjścia – «jesteś biały, jesteś winny». A poza tym «nie jesteś synem ziemi», «nie żyłeś tu od zawsze», «nie rozmawiasz z przodkami», «jesteś z krainy Kolumba», «jesteś potomkiem wyzyskiwaczy i morderców». Pytałem: «Czemu zmusza się mnie tutaj do odczuwania winy i poczucia niższości wobec synów tej ziemi? ».

Podzieliłem się moimi wątpliwościami z kustoszką wystawy – jedyną białą osobą wśród tutejszego personelu.
– To jest normalna reakcja – powiedziała – reakcja na reakcje Indian, którzy mają prawo do resentymentów jako naród podbity, niszczony i wyzyskiwany przez całe stulecia. U was w Polsce przecież teraz dzieje się coś podobnego, prawda?” (Juliusz Tyszka, Manhattan codzienny, Poznań 1999).

Wracając do Poznania A.D. 2017 i do repertuaru Teatru Polskiego: być może warto ujmować się ustawicznie – bez przerwy i bez litości nad widzem – za grupami bezczelnie wykluczanymi z oficjalnych dyskursów teraźniejszej władzy. Tylko co z nami – facetami w średnim bądź starszym wieku, którzy podzielają co najmniej w znacznym stopniu punkt widzenia twórców, a stanowią niemały odłam publiczności? Czy nie wkurzy ich w końcu to wykrzykiwanie im w twarz ich „odwiecznych” zaniedbań, zaniechań, uchybień i przewin? Ja tam to zniosę, bo jestem starym teatromanem, zaprawionym w alternatywnych bojach z lat siedemdziesiątych XX wieku, ale co z całą resztą starzejącej się na potęgę rzeszy męskiej, inteligenckiej populacji, wśród której masochiści stanowią zapewne znikomą mniejszość?

14-06-2017

Teatr Polski w Poznaniu
Pieśni czarownic
reżyseria: Michał Buszewicz, Ewa Łowżył, Zbigniew Łowżył
kompozycja muzyczna: Zbigniew Łowżył, Patryk Lichota, Malwina Paszek
dramaturgia: Michał Buszewicz
libretto: Malina Prześluga
przestrzeń, kostiumy: Ewa Łowżył
muzycy: Patryk Lichota, Mieszko Łowżył, Ida Łowżył
chór pod batutą Joanny Sykulskiej
współpraca kuratorska: Agata Siwiak
obsada: Teresa Kwiatkowska, Małgorzata Peczyńska, Ewa Szumska, Katarzyna Węglicka
Chór Czarownic: Halszka Bobkiewicz, Anna Dulny-Leszczyńska, Ewa Dymek, Karolina Górska, Hanna Górnicka-Holeczek, Karola Jankowiak, Kamila Kaczmarek, Kornelia Kondracka, Dorota Kurkowicz, Ida Łowżył, Ewa Łowżył, Monika Marczak, Anka Płońska, Magdalena Sambor Reichardt, Marta Rutkowska, Marta Sękowska-Kulińska, Aleksandra Sołtysiak-Łuczak, Helena Urban, Anna Zdebska
premiera: 18.05.2017

Pieśni czarownic, reż. Michał Buszewicz, Ewa Łowżył, Zbigniew Łowżył, Teatr Polski w Poznaniu
Pieśni czarownic, reż. Michał Buszewicz, Ewa Łowżył, Zbigniew Łowżył, Teatr Polski w Poznaniu

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Teatr Polski w PoznaniuTeatr Polski w Poznaniu

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.