“Klikając „Akceptuj”, wyrażasz zgodę na przechowywanie plików cookie na Twoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji na stronie, analizy jej użytkowania. Zapoznaj się z naszą Polityką Prywatności, aby uzyskać więcej informacji.”
Kiedy zaczynałam pracę nad Leśnymi. Apokryfem, miałam w sobie dużo wiary, że w Teatrze Polskim coś się zmieniło i że możemy w spokoju pracować. Rozmowa z reżyserką Martą Streker.
Francuska niespodzianka to ten wypadek, kiedy ktoś, uwzględniwszy „lokalizację” teatru, postanowił zapukać „od dołu”. Tym kimś, a jakże, był Cezary Morawski.
Zanim zaczął się Ryszard III Adama Sroki, kupiłem w teatralnym bufecie sok opatrzony kapslem z napisem: „Da radę”. Tym razem naziemny Teatr Polski rady nie dał. Ani zespół, ani reżyser.
Z braku lepszego pomysłu i w całkowitej desperacji proponuję polskiej krytyce milczenie. Niepisanie o Wrocławiu i za chwilę niepisanie o premierach w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie.
Cezary Morawski szuka tak zwanej pierwszej przyczyny wyniku matematycznego, jaki stale mu wychodzi. W świetle tych badań winna jest publiczność, która nie chodzi do jego teatru i nie dość, że nie chodzi, to jeszcze nie kupuje biletów.
Wrocławska wersja Biedermanna i podpalaczy niedaleko uciekła od najzwyklejszej farsy – takiej z trzaskaniem drzwiami, „niespodziewanymi” zwrotami akcji i nadekspresywnym aktorstwem.