Nasennik teatralny: Scenografia, czyli wystrój salonu sztucznego Boga
Scenografia, czyli wystrój salonu sztucznego Boga
Reżyser w teatrze pasuje się z Bogiem. Wchodzi w jego buty. Jakie buty nosi Bóg? Od Gucciego nie, bo tam projektowano dżinsowe kopytka dla diablicy. Bardziej od Manola Blahnika. To jedyne buty, przez które można się podrapać w stopę.
Kartagina
Przestrzeń sali podzielona skośnie ustawioną Ścianą. Trwałość i siłę grubej, ciężkiej i agresywnej linii wydobywa słabe, zimne światło. W zupełnej ciszy pojawia się kilku ludzi. Nerwowy szept. Nie można rozróżnić słów, ale w zduszonych głosach, w skulonych ciałach, w gwałtownych, lecz małych ruchach wyraźnie widać tajone, pulsujące zniecierpliwienie.
Zrzędność i przekora: A imię jego?
Ze szkolnych czasów pamiętam – wspomnienia niebieskiego mundurka, psiakrew! – że na pytanie: „No i co?” należało odpowiedzieć: „No i gucio”. Dialog ten – błyskotliwy tak, jak tylko wiek pokwitania potrafi być błyskotliwy – przychodzi mi na pamięć, ilekroć słyszę lub czytam o Guciu, czyli Gustawie Holoubku.
„Stopa ukazała chyba swoje bolesne oblicze”
Sprawozdawca, który mówił o nie najlepszym (z powodu chorej stopy) starcie Justyny Kowalczyk, nawet nie zauważył, jaka wyrafinowana metafora mu się udała.
Po czarnych
Idziemy z Jaśminową Panienką; nieważne, gdzie i nieważne, po co. Nieraz cel nie jest ważny, najważniejsze, z kim się idzie. Wiem, że to bardzo subiektywne, prywatne odczucie, które może być wykorzystane, przeinaczone, opacznie zinterpretowane.
Gra ciałem
Sam jestem ofiarą tych zalewających nas dziś „pomysłów”. Nie mogę się powstrzymać od łykania kolejnych tomów biblioteki Krytyki Politycznej. Tyle tam pomysłów. Wszystkie takie interesujące, tak ładnie opakowane.
Nasennik teatralny: Nie trzeba powtarzać
Nie trzeba powtarzać
Nina Andrycz przez pół wieku, drugą część swego życia, była na scenie nieobecna. Ale ciągle pozostawała gwiazdą najpierwszej wielkości, co jest sztuką niewiarygodną w teatrze okresu filmu i telewizji. Dziś wystarczy, że wyjeżdżasz na weekend i nie masz już do czego wracać. Nina Andrycz wyjechała na pięćdziesiąt lat, a mimo to istniała ciągle w pamięci ludzi teatru – a także widzów, czyli jeszcze ważniejszych ludzi teatru.