Wyznanie miłości

aAaAaA

Zastanawiają się ludzie kulturalni, wykształceni i dobrze wychowani, co zrobić z tym fantem.
Bo czegoś równie niemoralnego, zbrodniczego i godnego potępienia w życiu (jeśli urodzili się po drugiej wojnie światowej) nie widzieli, a jako ludzie przyzwoici chcieliby się właściwie zachować.

Nagle nikomu nie mieści się bowiem w głowie, że imperium, które trochę jest narodem, a trochę upiornym zlepkiem rozmaitych nacji, wydało autorów dzieł wzbudzających najwyższy zachwyt, podziw, a nawet miłość.

Nie tak łatwo wyrzec się miłości.

Mam przestać kochać Mistrza i Małgorzatę i w ogóle twórczość Bułhakowa tylko dlatego, że otumanieni propagandą ciemni, źli żołnierze reżimu mordują niewinnych ludzi?

Mam odmówić najwyższej oceny filmowi Spaleni słońcem tylko dlatego, że jego autor okazał się służalcem dyktatora?

To zresztą najbardziej drastyczny przypadek. Coś niewiarygodnego, że ktoś tak gorzko, wnikliwie i bezkompromisowo opisujący czas zbrodni stalinowskich ochoczo przyklaskuje zbrodniom putinowskim.

Jakby sam stał się bohaterem własnego filmu. Tylko że zamiast popełnić samobójstwo przy użyciu brzytwy – nawraca się i wychwala w Rossija 24 pożytki płynące z nałożonych na jego ojczyznę sankcji!

Paradoksalność tej kultury sięga chyba jeszcze głębiej, niż sądziliśmy.

Dosięga tych dziwnych ludzi, poddawanych kolejnym praniom mózgów, jakaś odmiana syndromu sztokholmskiego, jakaś autodestrukcja, coś, zrozumienie czego przychodzi z trudem człowiekowi wychowanemu w trochę bardziej praworządnej cywilizacji.

Kiedy właściwie Dostojewski pokochał cara?

Czy wtedy, kiedy dowiedział się, że nie będzie egzekucji, czy na zesłaniu podczas kolejnej długiej syberyjskiej nocy spędzonej wyłącznie na lewym boku, bo tego żądał i tak sobie umyślił dowódca obozu? Ubzdurał sobie, że Chrystus sypiał tylko na lewym boku, więc i wszyscy więźniowie mają spać tylko w ten sposób!

„Umom Rossii nie pojmiosz” – pisał Tiutczew. – „W Ruś można tylko wierzyć”. Nawet jak cię zabija? Zdaje się, że zwłaszcza wtedy.

A zakończenie Martwych dusz Gogola? Przyrównanie państwa do sań ciągniętych prze trójkę koni, pojazdu szalonego i uwożącego w dal bardzo marnego i zadowolonego z siebie Cziczikowa?

Rusi (nie Rosjo – uważa Nabokov), dokąd tak pędzisz?

Rosja, dumna ze swoich wielkich artystów przez wieki ich cenzurowała, upokarzała, zabijała.

Jeśli się nie dali „ustawić”, to albo byli kasowani jak Babel czy Mandelsztam, albo marginalizowani jak Bułhakow, Achmatowa, Pasternak czy Szwarc.

Smok Jewgienija Szwarca. Ta sztuka o konsekwencjach zniewolenia przez smoka, pozornie prościutka bajeczka, a tak naprawdę mądry, bohaterski akt oporu przeciw państwu-przestępcy.

O muzyce nie ma nawet co mówić. Światowa muzyka nie istnieje bez Czajkowskiego, Rachmaninowa, Strawińskiego, Szostakowicza, Prokofiewa…

Tu uwaga na marginesie – w czasie nalotów na Londyn podczas drugiej wojny brytyjskie radio ostentacyjnie nadawało dzieła Wagnera. Miało to znaczyć: „Walczymy z wami, ale nie z waszą kulturą”.

Nie tak dawno widzieliśmy w Warszawie spektakl wielkiego, dziś chyba największego rosyjskiego reżysera teatralnego, Lwa Dodina. Spektakl na podstawie wybitnej książki, też zniszczonego przez komunistów, Wasilija Grossmana Życie i losy to było ogromne przeżycie. Żył jeszcze Andrzej Wajda i pamiętam, jak pobiegł gratulować Dodinowi. (Ja wstydliwie stałem opodal, ale jakoś nie miałem odwagi przepychać się przez tłum zachwyconych wielbicieli). Żałuję.

Żałuję zwłaszcza teraz, gdy Dodin opublikował swój list do Putina.

List, którego nie zacytuję w całości, ale którego ton, przekaz i forma są najsmutniejszym i najszlachetniejszym protestem, jaki zdarzyło mi się czytać.

„Błagam, nie róbcie tego” – to zdanie powracające, a argumentacja najprostsza, ludzka, czytelna dla każdego czytającego.

„Błagam nie róbcie tego!”

Wspaniały, odważny człowiek.

To, że jego list nie trafił na nagłówki wszystkich gazet wolnego świata, więcej mówi o lękliwości dziennikarzy (a może tyko ostrożności – żeby nie szkodzić autorowi listu) niż dwuznaczne deklaracje niektórych polityków.

„Ten jest z ojczyzny mojej. Jest człowiekiem” – pisał Antoni Słonimski.

Dodin jest z mojej ojczyzny. Michałkow nie.

Poza Hauptmannem, Karajanem i Leni Riefenstahl faszystowskie Niemcy raczej nie uwiodły wybitnych artystów. Myślę, że podobnie będzie teraz z największymi rosyjskimi twórcami.

Mam taką nadzieję.

Bo Czechow i Tołstoj raczej nie ponoszą znaczącej winy za imperialne mrzonki Putina. I nikt mnie nie przekona, żebym wyrzucił z pamięci powiedzonka Ostapa Bendera, wiersze Puszkina czy piosenki Bułata Okudżawy.

Już samo to, że musimy zadawać sobie takie pytania, przynosi wstyd obecnej Rosji.

Szanowny panie Michałkow, sprzedał pan duszę diabłu albo z cynizmu, albo z głupoty. Diabeł to zawsze diabeł.

Adam Mickiewicz tak pięknie napisał w wierszu Petersburg:
„Lecz skoro słońce swobody zabłyśnie,
I wiatr zachodni ogrzeje te państwa,
I cóż się stanie z kaskadą tyraństwa?”

Nie porzucę miłości do Babla i Bułhakowa z powodu kaskady tyraństwa. Ostatecznie Kipling też myślał, że jego imperium ma rację. Pogubiony człowiek, ale niezły pisarz.

08-06-2022

Oglądasz zdjęcie 4 z 5