Ubawić Mozartem

Uprowadzenie z seraju, reż. Jurij Aleksandrow, Warszawska Opera Kameralna
aAaAaA
fot: Jarosław Budzyński/WOK
(zdjęcie z pokazu premierowego w innej obsadzie)

Uprowadzenie z seraju zrodziła moda na turecczyznę w XVIII-wiecznej Europie. Mozart jej uległ. Napisał Marsz turecki (jako finalną część jednej z fortepianowych sonat), nie dokończył singspielu Zaide (o faworycie sułtana), dokończył Uprowadzenie z seraju. Długo pozostawało jedną z najpopularniejszych jego oper.

Jej realizatorzy w Warszawskiej Operze Kameralnej Jitka Stokalska (1989) i Ryszard Peryt (1993) starali się, każde na swój sposób, ukazać widzowi świat Mozarta – może wywołać uśmiech i wzruszyć; z pewnością jednak pragnęli Mozartem zachwycić. Nawet za cenę pewnych dłużyzn, których istnieniu nikt nie zaprzecza. Ale na przełomie XX i XXI wieku rejon dawnych serajów ogarnęła polityczna gorączka. Na słynnym Festiwalu Mozartowskim w Salzburgu w 1997 roku reżyser, Palestyńczyk François Abou Salem, harem umieścił za kolczastym drutem, jak obóz Palestyńczyków strzeżony przez żołnierzy z kałasznikowami; basza recytował wersety Koranu. Polska reżyserka Ewelina Pietrowiak, wystawiając Uprowadzenie... w WOK (2014), miała na celu, jak deklarowała, ukazać świat islamu „z całą jego tajemnicą i okrucieństwem”. Scenę zaludniały postacie w galabijach, czadorach, panterkach, kominiarkach, z kałasznikowami w dłoniach. Uciekinierom groziło powieszenie; w górze dyndały pętle.

Reżyser z Petersburga, Jurij Aleksandrow, w 2018 roku zaproszony do WOK, inne wyznaczył sobie cele. Postanowił widzów tym Mozartem ubawić. I trochę rozczulić. Rezultat jego warszawskiej pracy nie przekonuje. Jednak dla obu tych interpretacyjnych dróg można znaleźć biograficzne i muzyczne uzasadnienie. Bohaterka opery wystawionej po raz pierwszy w Wiedniu w lipcu 1782 roku nosi imię Konstancja, a w dwa tygodnie później, 4 sierpnia, Mozart poślubił pannę Konstancję Weber. Wyrzucony ze służby u arcybiskupa, od roku zamieszkiwał w domu pani Weber, czyli komponując Uprowadzenie z seraju, już kochał się w jej córce. Pierwsza aria operowego kawalera Belmonte, który podąża w ślad za porwaną do seraju umiłowaną, zaczyna się od słów „Constanze, Constanze!”, a reżyser wraz ze scenografem uczynili go ubiorem i białą peruką podobnym do Mozarta. Rosły tenor, Jacek Szponarski, nie przypominał wprawdzie w niczym drobnego Wolfganga Amadeusza, lecz wiarygodnie i stosownie miękko wyśpiewywał miłosne wyznania; wcześniej, w prologu spektaklu, łapał fruwające kartki zapisanych nut. 

Operowa Konstancja nosiła się wytwornie i powabnie. Najpierw wspominała utraconą miłość (I akt), potem zaklinała, iż gotowa znosić męki, byle nie poddać się zachciankom baszy Selima (II akt) – to znaczy śpiewała i śpiewała, a to jej śpiewanie w Uprowadzeniu... należy do najdłuższych w całej literaturze operowej! Sylwia Krzysiek staje się powoli czołową sopranistką tego teatru; tu stylowo czarowała modulowaną frazą i wokalnej biegłości ani uczucia jej nie brakło. Sceniczni państwo Mozartowie zajmowali się przez chwilę dwojgiem wywiedzionych zza kulis maleńkich dzieci w kostiumach z epoki. (Prawdziwa Konstancja urodziła ich sześcioro; żyło dwoje, tyle, ile ukazało się widzom). Ten krótki rodzinny obrazek wraz z liryzmem arii istotnie mógł wydać się rozczulający. Ale poza tym niemal każdą minutę Aleksandrow wykorzystywał dla rozbawienia widowni. Przyznajmy: nie działo się to wbrew muzyce. Grała orkiestra instrumentów dawnych, Musicae Antiquae Collegium Varsoviense, duma WOK, pod dyrekcją doświadczonego w wykonawstwie historycznym Marcina Sompolińskiego. Perkusja w takim zespole też jest „dawna” – inaczej, nieco bardziej hałaśliwie i jakby weselej brzmi. Mozartowi podobały się kapele janczarskie widywane na ulicach Wiednia, toteż Uprowadzenie... upodobnił miejscami do takiej muzyki; dał dzwoniący triangiel, bicie w bęben i trzaskanie talerzami.

Nic się nie dłużyło. Już podczas żwawej Uwertury na scenie panował ruch (w choreografii Natalii Madejczyk). Uczestniczyły w nim wszystkie osoby przedstawienia – w niezgodzie z fabułą, wedle której pierwszy ma pojawić się smętny Belmonte, potem zatrzymać go opryskliwy Osmin, strażnik seraju (Dariusz Górski), i dalej napięcie powinno tylko rosnąć... Osmin przesadnie reagował na zdarzenia, choć krępowały go nieco zadania wokalne, solowe i w ansamblach. To, że nosił na dzidach ucięte głowy, a zastraszany przez niego Belmonte nakładał sobie na szyję drewnianą kłodę skazańca, należało do przyjętej przez Aleksandrowa konwencji śmieszności (wobec realiów dzisiejszego świata – wątpliwej). U żywej jak srebro Aleksandry Żakiewicz – z równie srebrzystym, świetnie wyszkolonym sopranem – komizm gestów, kroków i uśmiechów wydawał się przynależny jej naturze. Jako Blonda, służąca Konstancji porwana wraz z nią, uwodziła i zwodziła Osmina. Piotr Pieron w aktorskiej roli Selima baszy szarżował na granicy farsy: łyskał oczami, tańczył, grzmiał basem, a grzeczny służący przygłupiego władcy podpowiadał mu z trzymanej księgi wygłaszane słowa. Janczarzy w turbanach jak cebule bili przy nim pokłony, obnażone hurysy w jaskrawozielonych tiulach wiły się w wygibasach nawet w trakcie arii Konstancji. Złotawe ażurowe parawany oraz wciśnięta w kąt proscenium nader sztuczna palma z piaskowym podłożem dopełniały bajkowej scenerii przeładowanej kolorami i formami. Za radą dyrekcji scenograf Paweł Dobrzycki materie i ozdoby do wschodnich szat aktorów zakupił w Stambule na słynnym bazarze o kilkusetletniej tradycji. Czy przydało to blasku przedstawieniu? Może tak.

Natomiast niewątpliwym ewenementem stał się udział czarnoskórego artysty w roli Pedrilla (to służący Belmonte porwany do seraju razem z kobietami). July Zuma, tenor, pochodzi z Republiki Południowej Afryki, ukończył studia w Kapsztadzie, otarł się już o sceny Szwajcarii i Niemiec. W grze starał się być komiczny, często z powodzeniem. Jako niewolnikowi baszy przytroczono mu do nogi ciężką kulę na dzwoniącym łańcuchu. Śpiewał średnio. Zaszokował… polszczyzną. W singspielu na zmianę śpiewa się (w Uprowadzeniu... po niemiecku, jak w oryginale) i mówi – tu po polsku, czyli w ojczystym języku publiczności, co stanowi częsty zabieg przy wystawianiu mozartowskich arcydzieł na scenach świata. Zuma perfekcyjną artykulację naszych trudnych słów połączył ze rozumieniem ich sensu. Jeśli pozostanie w zespole WOK, będzie wymarzonym odtwórcą Monostatosa w Czarodziejskim flecie. To partia tenorowa, a ów sługa Sarastra, arcykapłana Słońca, w wyobraźni Mozarta i librecisty Schikanedera jest Murzynem. 

11-05-2018

Warszawska Opera Kameralna
Wolfgang Amadeusz Mozart
Uprowadzenie z seraju  
libretto: Gottlieb Stephanie der Jüngere
oryginalna niemiecka wersja językowa z dialogami polskimi
kierownictwo muzyczne: Marcin Sompoliński
inscenizacja i reżyseria: Jurij Aleksandrow
scenografia, kostiumy i światła: Paweł Dobrzycki
choreografia: Natalia Madejczyk
mimowie: Mariusz Kamiński, Andrzej Kwiatkowski; tancerka: Klaudia Walasz
zespół wokalny Warszawskiej Opery Kameralnej, kierownik zespołu: Krzysztof Kusiel-Moroz
zespół instrumentów dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej: Musicae Antiquae Collegium Varsoviense
obsada: Aleksandara Bubicz-Mojsa / Sylwia Krzysiek / Joanna Moskowicz, Aleksander Kunach / Daniel Oleksy / Jacek Szponarski, Bartosz Nowak / Tomasz Tracz / July Zuma, Paulina Horajska / Nicola Said / Aleksandra Żakiewicz, Dariusz Górki / Sebastian Marszałowicz / Robert Ulatowski, Piotr Pieron
premiera: 20.04.2018

Uprowadzenie z seraju, reż. Jurij Aleksandrow, Warszawska Opera Kameralna
Uprowadzenie z seraju, reż. Jurij Aleksandrow, Warszawska Opera Kameralna

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Warszawska Opera KameralnaWarszawska Opera Kameralna

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.