Teatr, przede wszystkim teatr. Festiwal Perspektywy

aAaAaA
Fot. Marta Ankiersztejn

W centrum festiwalu Perspektywy było pytanie o wpływ działań teatralnych na człowieka; zarówno na wykonawcę, jak i na odbiorcę. Pytanie o utylitarność sztuki. Nie przepadam za nim, bo gdy wszystko wokół musi uzasadniać swoje istnienie, a ekonomiczne pojęcie efektywności staje się hasłem rozpoczynającym i kończącym już każdą dyskusję, nie tylko o pieniądzach, warto jest znaleźć taką przestrzeń, w której wskaźniki wydajności nie miałyby racji bytu.

Perspektywy zagrały jednak na nosie miernikom efektu, przywracając pytaniu o utylitarność sztuki jego artystyczny sen, wykraczający daleko poza wyobraźnię firm audytorskich i konsultingowych, algorytmów do mierzenia zdolności kredytowej oraz architektów pojęcia „efekty kształcenia”, lansowanego jako remedium na kryzys humanistyki.

A to może dzięki szczególnemu przesunięciu akcentów. Każdy z pokazywanych spektakli powstał poza tradycyjnym modelem organizacji teatru, w nurtach, które szufladkujemy jako „teatr terapeutyczny”, „teatr amatorski”, „teatr zaangażowany społecznie”. Tylko że na Perspektywach nie oddawano się parametryzacji „terapeutyczności”, „amatorskości”, „zaangażowania”, lecz dowodzono, że to, co porusza, wzrusza i przemienia, wiąże się przede wszystkim z pierwszym członem tych złożonych nazw: z teatrem. W trakcie jednego ze spotkań festiwalu Irena Lewkowicz (UŁ) opowiadała, jak nazwa współzakładanego przez nią przed laty stowarzyszenia „Terapia i teatr” rozminęła się z rzeczywistością tworzoną przez zespoły i jak – w pewnym sensie – stygmatyzowała różne działania artystyczne. Jakby był z jednej strony teatr, a z drugiej – terapia, wobec czego wszelkie działania z udziałem osób wymagających różnorodnej pomocy – czy to lekarskiej, czy zwykłej, ludzkiej – z definicji nie były teatrem. Były terapią, a teatr był obok. To „obok” można parametryzować, tak jak parametryzuje się skuteczność aspiryny czy xanaxu. Ale przecież w teatrze to nie owo „obok” stanowi o jego sensie. To teatr stanowi o sensie obok. Teatr, któremu pojęcia „stopy zwrotu” i „zysku netto” są obce.

Pokazano kilka wspaniałych przedstawień. Statek miłości. Odcinek 1 Teatru 21 (reż. Justyna Sobczyk) był czternastoodsłonowym wypracowaniem na temat słowa l’amour, kreślonym z dużym dystansem i z wykorzystaniem wyrafinowanego pastiszu. „Siedzę na skype’ie od dwudziestej do pierwszej w nocy. A jak jestem zmęczona, to o godzinę krócej” – mówiła jedna z aktorek z tym samym komicznym liryzmem, z jakim u Starszych Panów przed laty mieszało się pytanie: „O Romeo, czy jesteś na dole?”. L’amour to słowo z francuskich filmów, gdy z zachrypniętym głosem i długą lufką w ustach wymawiane jest w kłębach papierosowego dymu. Ale miłość to też uczucie skomercjalizowane przez słynną scenę na dziobie okrętu w Titanicu Jamesa Camerona. Statek miłości, idylliczne all inclusive, rejs po świecie dla ciekawskich ludzi, uśmiechniętych i pięknych jak filmowe gwiazdy, żonglował cytatami i aluzjami. Jego aktorzy, osoby z zespołem Downa i autyzmem, prowadzili żywą grę z rozbawioną publicznością, dzieląc się własnymi definicjami słowa l’amour. Wnosili do przestawienia – nie wiem, czy po równo, w każdym razie proporcje były zbliżone – rzemieślniczą próbę opanowania konwencji gry ze szczególnym rodzajem naturalności. A przy tym mimo rozmachu spektaklu (czternaścioro aktorów) ze sceny bił jakiś rodzaj szczególnej kameralności czy może pokory wobec problemu: tu nie było wielkiej zmiany świata, zadęcia, patosu czy, przeciwnie, niekończącego się rechotu. Mikrozmiana, ze szczególnym poszanowaniem odmienności – naszej, widzów.

I taka pokora łączyła niemal wszystkie przedstawienia Perspektyw: kameralny Rowerek – monodram kilkunastoletniego chłopca o czasie wojny i okupacji, Spotkanie – osadzoną w ruchu opowieść o różnorodności międzyludzkich doświadczeń, Przyjąć nie – opowieść o postrzeganiu rzeczywistości z perspektywy osoby z zespołem Aspergera czy Plan B Teatru Art. 51 ze Zgierza, spektakl o relatywności stabilizacji i własnych radości. Jasne, jakże fajnie kpi się z małej stabilizacji i mieszkania kupionego na kredyt ze ścianami w kolorach o bajecznie-castoramowych nazwach, ale ile z takiej kpiny zrozumieliby uchodźcy, dajmy na to, z Syrii? Teatr Art. 51 niemal nie wpuszcza na scenę wielkich przemów i wielkiej polityki, tak codziennych w rozważaniach o tragedii Bliskiego Wschodu czy Afryki. Dłuższa część spektaklu jest właśnie o tej naszej codziennej krzątaninie wokół spraw przyziemnych – jedni nazwaliby ją konformizmem, inni realizacją drobnomieszczańskiego marzenia. Ale w Planie B. opowieść o codziennym wiązaniu końca z końcem w naszej rzeczywistości zostaje na chwilę zderzona z narracją o domowych wojnach świata arabskiego i arabskiej wiośnie… Czy mamy na te wydarzenia wpływ? – pyta się nas spektaklem. Czy „nasza” stabilizacja z punktu widzenia tamtych uchodźców też byłaby czymś śmiesznym? Czy jesteśmy konformistami, stojąc w naszych małych kuchniach i ciesząc się z kafelków? Co możemy zmienić na świecie, stojąc w naszym małych kuchniach i ciesząc się z kafelków?

Teatry, których spektakle pokazywano na Perspektywach, bardzo często były zainteresowane użyciem medium teatru do rozwiązywania problemów pozaartystycznych. Choć nie, może nie do rozwiązania, a oswajania tych problemów. Nie ulega wątpliwości, że praca nad spektaklami przemieniała ich aktorów. I nie ma też wątpliwości, że spektakle te próbowały w jakiś sposób zabierać głos w dyskusjach pozateatralnych. Ale czyniły to o tyle, o ile czyni to każdy teatr: więcej może się nie da. Więcej jest domeną haseł i deklaracji już nieartystycznych. Oglądałem z niegasnącym zachwytem po raz drugi Vidomych Chorei (pisałem o tym spektaklu na teatralny.pl 9 marca 2015 roku), wspaniałe przedstawienie ukazujące między innymi specyfikę doznań wywołanych kontaktem dotykowym u osób niewidzących. Nie ma parametrów, które oceniłyby wydajność tego spektaklu, bo zresztą trudno byłoby zdefiniować ten jeden konkretny cel, któremu miałby on być podporządkowany. Integracja? Poprawa motoryki i orientacji w przestrzeni u osób niewidzących? Pewno wszystko po trochu.

Patrzyłem na spektakl, dostrzegając zmiany, które wprowadzono od czasu, gdy rozpoczęto prace nad premierą. Tu nowe światła, tam udoskonalony ruch zbiorowy. I coś, co zmianą nie było, a co odkryłem dopiero teraz: wcześniej byłem przekonany, że większa część muzyki jest z taśmy – była tak doskonała. Teraz zobaczyłem, że wszystko jest na żywo. Że w lewej dolnej części widowni jest miejsce na niedużą orkiestrą, która towarzyszy aktorom. Oto jedna z tych rzeczy, która się nie kalkuluje, na którą nie ma miejsca w rubrykach ewaluacji działania. Patrzyłem na orkiestrę, próbując nazwać moje zadziwienie. Z czego wynikało? Ze złego słuchu czy może z paternalistycznego sposobu traktowania teatru osób spoza mainstreamu społeczeństwa? Z przyzwyczajenia, które zbyt często spycha na plan dalszy artystyczną wartość prac z tego typu teatru, domagając się opisu ich społecznej funkcji. Przyzwyczajenia, które utrudnia widzenie teatru w teatrze.

13-05-2015

Festiwal Perspektywy 2015. Teatr poza teatrem. Łódź, 7-10.05.2015

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Teatr CHOREATeatr CHOREA

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.