Szczęśliwe dni: 18 marca
Lekko nie jest. Gdzieś tam jakiś juror zagapił się na dekolt młodziutkiej recytatorki i od razu ma przechlapane: artykuły demaskujące, listy protestacyjne, solidarnościowe gesty innych recytatorów. A z drugiej strony – w obronie pokrzywdzonego jakoby jurora larum podnosi ZASP, oburzeniem pała Towarzystwo Kultury Teatralnej, kwili teatr, w którym odbywał się konkurs. Dzieje się. Choć w porównaniu z tarłem „urzędników Pana B.” to pryszcz.
Zdarza mi się jeszcze tu i ówdzie jurorować, ale już się nie zagapiam. Po pierwsze stary jestem jak barbakan i oskoma na młodość minęła. A po drugie niedowidzę, więc zanim okulary do dali zamienię na okulary do bliży, najponętniejsze nawet widoki ulatują. Niemniej, „gdybym był młodszy, dziewczyno, gdybym był młodszy”.
„Oczko moje, co tak strzelasz” – pisał Gombrowicz; dziś za takie strzelanie można chodzić z podbitym oczkiem. I jak tu uwodzić, podrywać lub choćby niewinnie flirtować? Na wszelki wypadek nie przepuszczam już kobiet w drzwiach, a „całuję twoją dłoń, madame” nawet nie śmiem zanucić przy goleniu.
W pradawnych czasach pewien znakomity krytyk postanowił pobaraszkować ze znaną aktorką. Podczas bankietu w jej willi zakradł się po ciemku do sypialni i wślizgnął do łóżka, gdzie spowity kołdrą kształt niedwuznacznie wskazywał na obecność upragnionego ciała. W krytyku zawrzała krew i już był w ogrodzie, już witał się z gąską, gdy rozległ się straszliwy krzyk. W łóżku spał sparaliżowany ojciec aktorki. Rzecz przeszła do anegdoty. Dziś inny mój znajomek, aktor i pedagog, za swoje awanse szarpany jest przez prokuratora, zresztą nie wiem, słusznie czy niesłusznie.
Niedawno widziałem reportaż o niejakim Ryszardzie A., który w siedzibie ZASP-u (!) prowadził studium aktorskie. Jedna z uczestniczek nagrała przebieg zajęć. Rzeczywiście, podobnego oblesia ze świeczką szukać. Niemniej, jak słyszę, tenże Ryszard A. zainteresowany jest posadą dyrektora we wrocławskim Teatrze Polskim. We Wrocławiu był już jeden dyrektor oskarżony o molestowanie seksualne aktorek, więc tradycji stałoby się zadość.
To jednak małe miki. Taki na przykład Zelwerowicz w przypływie namiętności swoje kobiety podpalał – w sensie dosłownym, był zdaje się piromanem. A tu Akademia Teatralna nosi jego imię. Odebrać?
Z trochę innej beczki: czy należy słuchać piosenek Michaela Jacksona, skoro ujawniono o nim to, co ujawniono? Pytam teoretycznie, bo i tak go nie słucham. Ale miliony młodziaków słuchają. W istocie jest to pytanie o słuszność lub niesłuszność oddzielania życia od dzieła. Ezra Pound wygłaszał profaszystowskie pogadanki przez radio – czytać jego wiersze? Céline był antysemitą – przekreśla go to jako autora Podróży do kresu nocy? Bergman zadręczał kobiety – wolnoż oglądać jego filmy? A odcinki House of cards z Kevinem Spaceyem? A Polańskiego? Genet siedział za złodziejstwo, a na starość wspierał palestyńskich terrorystów – unieważnia to Balkon i Parawany? Caravaggio był zabójcą – ale malował, dał Bóg. I tak dalej, i tak dalej…
I tak oto od incydentu na konkursie recytatorskim dotarliśmy do kwestii: etyka a sztuka. Czy choćby: poprawność polityczna wobec niepoprawnych zachowań artystów. Czasem idzie o zwykłe świństwa, ale czasem sprawa się komplikuje – wtedy, gdy przekraczanie granic czy manipulowanie ludźmi przynosi wybitne rezultaty artystyczne. Co tak naprawdę wiemy na przykład o relacjach Grotowskiego z aktorami? Nie wszystko da się załatwić kampanią prasową czy listami protestacyjnymi. Choć te ostatnio na ogół podpisuję. W sprawie recytatorki też.
18-03-2019
Oglądasz zdjęcie 4 z 5