Strona dialogu (2)
![](https://cdn.prod.website-files.com/674247043b5699e4f3d18d17/679280b6a2eefaf3fde4079b_469.avif)
Jeśli już ma być o dialogu, to trudno nie zacząć od Sokratesa, w końcu to klasyk i twórca tego dialogowego wzorca z Sevres, do którego wszyscy wspomniani wcześniej autorzy wracają i nawiązują. Jaki więc jest ten sokratejski dialog? Po pierwsze – niewykluczający. Rozmawiać można z każdym, bo każdy ma coś ciekawego do powiedzenia. Na przykład polityk Kalikles, który gdyby żył w dzisiejszej Polsce i dalej uprawiał swoje zajęcie, to pewnie siedziałby w sejmie w ławach Konfederacji gdzieś między Braunem a Korwinem-Mikke. Dzieli przecież z nimi podstawowe przekonanie, że rządzić mają ci lepsi, czyli silniejsi, ci, którym się lepiej powiodło, są bogatsi, szerzej znani, no, krótko mówiąc, oni właśnie. Przecież, gdy spojrzeć na życie takiego Grzegorza Brauna, to aż w oczach się ćmi od tego szeregu sukcesów, które byłyby jeszcze bardziej olśniewające, gdyby nie – wiadomo – Żydy i ten ich spisek prześladujący naszego bohatera od kołyski, gdzie, bobasek jeszcze, ledwie się mieścił z urwanym łbem Hydry, zapowiedzią wiadomo czego.
Sokrates komplementuje Kaliklesa, bo ten nie ściemnia, wali to, co myśli, prosto z mostu i wcale się swych poglądów nie wstydzi. To warunek dobrej rozmowy. Nie spełnia go taki Gorgiasz, który przy pomocy sofistycznych sztuczek się wyślizguje i odmawia powiedzenia, ku jakiej opinii właściwie się skłania. Kalikles nie ma takich zahamowań: tak, jest silny, tak, jest bogaty, tak, chce rządzić. Owszem, pogardza tym tłumem nieudaczników, którzy – zazdroszcząc takim jak on powodzenia – uchwalają prawa mające krępować wybitne jednostki, rasę panów. Kalikles znów mówi jasno i dobitnie, za co znów chwali go Sokrates. Oraz Nietzsche, dla którego ten propagujący „wolę mocy” Ateńczyk jest jednym z bohaterów i nauczycieli tego, jak „filozofuje się młotem”. To przecież między innymi dzięki Kaliklesowi właśnie stworzył Nietzsche swą teorię resentymentu, tej podstawy myślenia niewolniczego, ociekającego zawiścią i zakłamaniem, tworzącego iluzje moralne, mające tej mierzwie ludzkiej wytłumaczyć, że dobra (których przecież skrycie pożądają), wcale nie są cenne, a oni sami zrywający się o piątej rano do pracy na kasie w Lidlu i cnotliwie poprzestający na małym (bo na duże ich nie stać), odgrywają jakąś niezwykle ważną rolę w Planie Kosmicznym.
A mimo wszystko Sokrates rozmawia z Kaliklesem. To długa rozmowa, w trakcie której okazuje się, że Kalikles chce nie tylko władzy. Chce też zostać uznany za mądrego, myślącego racjonalnie, sprawiedliwego (bo oceniającego sprawy zgodnie z „ich naturą”), ba, nawet, niech już i to będzie – humanitarnego.
Tego samego chcieli narodowcy, z którymi rozmawiałem. Aborcja to zbrodnia, ale Iza z Pszczyny nie powinna umrzeć. Coś by tu trzeba znaleźć, wymyślić, jakieś rozwiązanie opracować… Walczymy z propagandą gejowską, ale oczywiście – biologii się nie przeskoczy – i gej powinien cieszyć się takimi samymi prawami, jak heteryczny obywatel Polski… Jesteśmy przecież demokratami, nam przeszkadza tylko przesada, przejaskrawienie, ta cała nachalna propaganda… Bo właściwie jesteśmy za umiarem i zdrowym rozsądkiem i dlatego protestujemy przeciw rozmaitym przegięciom nowoczesności. To zdanie wygłosił 20-letni student modnie ubrany, prosto od dobrego fryzjera, z nowym smartfonem w ręku. Wypisz, wymaluj – hipster. A co się panu tak nie podoba w tej nowoczesności? – zapytałem zaintrygowany. Przesadny indywidualizm. Kult indywidualizmu i zupełna pogarda dla myślenia wspólnotowego. No, to zupełnie tak, jak Zygmuntowi Baumanowi, którego wykład na Uniwersytecie Wrocławskim próbowaliście zerwać. Albo lewaczce Małgorzacie Jacyno, której Kulturę indywidualizmu powinien pan koniecznie przeczytać.
Na koniec zapytali – czy mnie zaskoczyli? No, bo pewnie szedłem do faszystów z nożami w zębach, a oni przecież normalni – kawka, herbatka… „Co pan myśli?” – popatrzyli na mnie z niepokojem.
O tym elemencie zaskoczenia widokiem wroga wspominali wszyscy lewicowi uczestnicy wymyślonych przez Adama Bodnara spotkań. No, bo jak to – przychodzi ONR-owiec i nie dość, że ma dwie nogi i dwie ręce, to jeszcze wygląda jak, nie przymierzając, Przemysław Witkowski.
„Po tych spotkaniach zrozumiałam, że każdy z nas, niezależnie od organizacji, do jakiej należy, chce tego samego: domku z ogródkiem, żeby móc leżeć na trawniku i patrzeć w niebo” – powiedziała mi jedna lewaczka, po raz kolejny potwierdzając, że myślenie tej strony sceny politycznej jest skażone genetycznym chyba nadmiernym optymizmem dotyczącym natury ludzkiej, która przecież nie tylko takich podniet wygląda. Poza tym bez odpowiedzi pozostaje fundamentalne pytanie: jak, do diaska, zbudować odpowiednią ilość domków z trawnikami? Jak dotąd nigdy się to ludzkości nie udało.
Rozmowy wrocławskich prawaków i lewaków zostały zerwane. Każda ze stron zamknęła się w swojej „komnacie ech” i słyszy tylko historie, które sama opowiada. O inżynierii społecznej uprawianej przez miejskich urzędników niszczących tradycyjną tkankę społeczną robotniczego Nadodrza czy Przedmieścia Oławskiego lokowaniem tam lewicowych fundacji. O faryzeizmie prezydenta Sutryka, który w południe daje nagrodę Strajkowi Kobiet, a wieczorem jest na mszy w katedrze. I tak dalej, i tym podobne. Kiedy powiedziałem dziewczynie z Kultury Równości, że są rozsianym tu, na Przedmieściu, przez urząd miejski bakcylem rozkładu, szczęka jej opadła: przez pięć lat starały się o lokal, a przez cztery ich prawidłowo składane podania nie były nawet rozpatrywane!
Gdy czytam: „komnata ech”, „bańka informacyjna”, zawsze widzę obraz pięciolatka, który siedział w kącie i opowiadał sobie „straszną bajkę”. Im bardziej była straszna, tym szczelniej otulał się kocem, aż nie wytrzymał i zaczął płakać ze strachu.
Rosa R., pacjentka neurologa Olivera Sachsa, po zapaleniu mózgu i z chorobą Parkinsona, znalazła się w stanie katatonicznego „zamrożenia”, które Sachs opisał w Przebudzonych (na podstawie tej książki powstał film z Robertem de Niro). Gdy Rosa została wybudzona przez l-dopę, opowiadała Sachsowi, że często czuła się zamknięta – jak to nazywała – na muzycznym wybiegu: siedem par dźwięków (czternaście nut z Povero Rigoletto) powtarzało się nieustannie w jej głowie. Układały się w kwadrat, którego cztery boki musiała nieustannie przemierzać. Dzień po dniu, przez czterdzieści trzy lata swojej choroby.
Innym pacjentom grają na okrągło w głowie Koncerty brandenburskie w mistrzowskim wykonaniu berlińskich filharmoników. Nie śpią tygodniami.
Jak możliwe są halucynacje u osób zdrowych psychicznie? Sachs pisze, że neurologia długo nie mogła wyjaśnić tego fenomenu.
„Dopiero polski neurofizjolog Jerzy Konarski… zmienił podejście i zamiast pytać: dlaczego występują halucynacje? postawił pytanie: dlaczego halucynacje nie występują zawsze? Co je blokuje? Uważał mózg za dynamiczny układ, który potrafi wytwarzać percepcje, obrazy, wyobrażenia, halucynacje. Mechanizm produkujący halucynacje jest niejako założony w naszych mózgach, ale do głosu może on dojść tylko w wyjątkowych warunkach”.
W jakich? Upraszczając i kondensując wywód Konarskiego: wtedy, gdy odetniemy się od rzeczywistości. Gdy stracimy słuch. Wzrok. Kiedy zaprzestaniemy dialogu.
19-01-20222
Oglądasz zdjęcie 4 z 5