Rozmowa poza słowami
„W lokalnej dyskotece spotykasz szatana – co mówisz? Zareaguj spontanicznie na zadaną sytuację” – pisała Masłowska w pierwszej powieści. Dramat Anat Gov Boże mój! opiera się na podobnym zadaniu, ale postawionym raczej na serio: „Do gabinetu psychologa przychodzi Bóg – co robisz? Wciel się w rolę terapeuty”. A jednak kilkudziesięciominutowa rozmowa w Teatrze Jaracza wciąga. Przede wszystkim za sprawą aktorów.
Gdy bez mała dwa lata temu czytałem sztukę izraelskiej dramatopisarki, zastanawiałem się nad źródłem jej powodzenia w ojczyźnie Anat Gov. „Naprawianie świata w jednej rozmowie? Wiarygodne? Nie do końca. Nawet Ella mówi na początku rozmowy z Bogiem: «Nie można czegoś przeżyć, przyswoić i przetworzyć przez pięćdziesiąt minut»” – pisałem w omówieniu sztuki dla „Dialogu”. I dziś, nawet po spektaklu Jaracza, mojego zdania na temat literackiej wartości tekstu nie zmieniam. Ale to, co było słabością dialogów w cichej lekturze, jest w teatralnej sytuacji mniej obecne, bo w kameralnej grze Mileny Lisieckiej (Ella), Bronisława Wrocławskiego (Bóg) i Marcina Łuczaka (Lior, syn Elli), na drugi albo i trzeci plan odchodzi irytująca naiwność sytuacji i argumentów. I może nie dlatego, że aktorzy dystansują się wobec tekstu: głównie dlatego, że Lisiecka dystansuje się wobec bycia dociekliwym, serialowym psychologiem, a Wrocławski wobec bycia chorującym na depresję Bogiem. Rozmawiają ze sobą trochę jak ludzie, którzy w sytuacjach na zakręcie zwyczajnie wątpią, i rozmawiają trochę jak aktorzy, koledzy z pracy, którzy mają jakąś frajdę w takiej scenicznej walce na argumenty: skuteczniejsza jest nie tyle wyrafinowana argumentacja (bo ta wyrafinowana nie jest), ale sposób stawiania pytań – intonacja, gest, zaskoczenie. To taka gra między aktorami, nie spór oświeconej ateistki ze słabym Bogiem. I szczęśliwie nie kończy się triumfem żadnej ze stron.
Lisiecka i Wrocławski też zdają się odgrywać koncert – w kameralnej sali teatru można dać ponieść się ich głosom.A scenariusz do gry nie jest wdzięczny – pełno tu serialowych scen i szeleszczących papierem kwestii, które operując uproszczeniami raczej utwierdzają stereotypy, niż pozwalają na nowe spojrzenie. Ella, pani psycholog, samotnie wychowuje zmagającego się z autyzmem syna. Straciła wiarę i w ludzi, i w Boga, a musi – jako terapeutka – pomagać innym w odnalezieniu radości życia. I oto przychodzi do niej nowy pacjent, przedstawiający się jako pan „B”… Gdy Ella wreszcie zorientuje się, z kim rozmawia, podejmie się próby wyleczenia Boga z depresji, próbując zmusić go do przyznania się, że wyrządził wiele zła. By to udowodnić, sięgnie po argumenty z życia prywatnego, ale głównie będzie kartkowała Biblię, wspierając swoją argumentację a to historiami z Księgi Wyjścia, a to – oczywiście – z Księgi Hioba. Szczęśliwie czy nie, Anat Gov wiele z tych sporów rozwiązuje humorem, więc mamy taką rozmowę z Bogiem prowadzoną na poziomie przysłowiowego talmudycznego filozofowania i żydowskich dowcipów.
Przestrzeń gry (scenografia Izabeli Stronias) zdaje się sugerować, że ten spór człowieka z Bogiem na kozetce u psychologa (mamy oczywiście skórzaną leżankę) jest w gruncie rzeczy próbą mierzenia niemierzalnego. Aktorzy chodzą po dziwnym malowidle, w którym doskonale geometryczne wzory są jakby łączone miarami odcinków z rysunków technicznych. To takie obliczanie nieskończoności, trochę symetryczne wobec tej dyskusji na ludzkie argumenty w sporze na temat doskonałości (lub niedoskonałości) stworzenia.
Chory chłopiec, Lior, pojawi się w tym świecie z wiolonczelą w ręku, wydobywając z doskonałego instrumentu niedoskonałe dźwięki, o przypadkowej wysokości i długości, może zresztą interpretując to malowidło z podłogi, przypominające także współczesną partyturę muzyczną. Jest jakimś symbolem niedoskonałości w tym krystalicznym, matematycznym świecie, który szybko zostanie zdominowany przez Ellę i Boga. Lisiecka i Wrocławski też zdają się odgrywać koncert – w kameralnej sali teatru można dać ponieść się ich głosom, kryjącym o wiele więcej emocji niż treść wypowiadanych słów. Ella zdaje się rozmawiać z mężem, który zwiał, bojąc się pewno wychowania chorego dziecka, i zostawił ją samą z synem. Czasem ma się wrażenie, że rozmawia z ojcem, którego też przy niej nie ma, a którego miłości też przecież potrzebuje. I Bóg Wrocławskiego jest najbardziej bezradny właśnie w tych chwilach: gdy Ella nie bije się w imię Hioba czy włóczących się przez czterdzieści lat po pustyni Żydów, ale gdy interesują ją rzeczy najbardziej osobiste i niewypowiedziane wprost. Rzeczy zwyczajne, ludzkie, właśnie takie, o których rozmawia się z Bogiem pewno nie za pomocą słów i retorycznych konstrukcji, ale językiem myśli i emocji.
14-04-2014
Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi
Anat Gov
Boże mój!
przekład: Agnieszka Olek
reżyseria i opracowanie muzyczne: Jacek Orłowski
scenografia: Izabela Stronias
obsada: Milena Lisiecka, Marcin Łuczak, Bronisław Wrocławski
premiera: 29.03.2014
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.