Piana na ustach
Wchodzę do Wawerskiego Centrum Kultury, które jak – sama nazwa wskazuje – znajduje się w Międzylesiu.
Powstało kilka lat temu i wydawało się spełnieniem marzeń o mądrym zarządzaniu kulturą w Wolnej Polsce i Kulturalnej Warszawie.
Mała scena na piętrze, duża na parterze, świetne sale do zajęć plastycznych.
Byłem wtedy zachwycony, zwłaszcza że ośrodek działa prężnie, dzieci z Międzylesia (które jest Warszawą!) miały mnóstwo pozytywnych przygód, a i dorośli czerpali wiele radości choćby ze wspaniałego recitalu Kasi Żak, która – mieszkając niedaleko (nomen omen – w Radości), mogła do tej instytucji przyjść w bamboszach. Wchodzę i widzę – remont.
Nie bardzo chciałem wypytywać, ale od portiera dowiedziałem się, że sąsiadujący z tym budynkiem urząd dzielnicy rozrasta się, więc urzędnicy potrzebują więcej miejsca. No to zabiorą wielki kawał Centrum Kultury.
Podobno też planuje się przerobienie dużej sali widowiskowej na salę kinową.
Szlag może trafić!
Warszawa i sale teatralne to w ogóle jest temat. Taki „z pianą na ustach”.
Pamiętam grozę prób w Teatrze Nowym na Puławskiej, do którego zaprosił mnie już ciężko chory Adam Hanuszkiewicz. Wiadomo było, że premiera moich Chryj z Polską odbędzie się w innym miejscu, w Fabryce Trzciny, bo miasto oddaje scenę na Puławskiej i będzie tam duży supermarket. Piły tarczowe rzęziły, stukot młotów pneumatycznych przerywał aktorom wygłaszanie kwestii, a sytuacja była przedśmiertna.
Supermarket czuje się dobrze.
Mniej więcej w tym samym czasie skasowano Teatr Mały na ulicy Marszałkowskiej.
Zbrodnia ze zburzeniem budynku Teatru Żydowskiego na placu Grzybowskim, jednego z najmilszych miejsc, jakie wyrosło po wojnie w całym mieście (i w mojej ocenie laika, znakomitego dzieła architektonicznego), spada na głowy tych wszystkich, którzy nawet palcem nie kiwnęli, aby powstrzymać tę absurdalną decyzję.
Miał tam być wieżowiec, ale – zdaje się – jest plac parkingowy.
Ledwo sobie jaką taką markę wyrobił teatr Tomasza Karolaka IMKA, to już został wysiudany na peryferie. Ładna jest sala na Bemowie, gdzie go przeniesiono, ale jednak poszli na zesłanie, a ja razem z nimi, bo tam właśnie odbyła się premiera Lotto Sigariewa, przed pandemią planowana w dawnej siedzibie IMKI.
Bohatersko walcząca Krystyna Janda, niezłomny Emilian Kamiński, zawzięci Eugeniusz Korin i Michał Żebrowski doprowadzili do powstania swoich teatrów, ale naturalnie w salach adaptowanych, przekształconych ogromnym nakładem ich osobistych sił i środków.
Wiem, że kolejny szaleniec – Jerzy Gudejko – poszukuje miejsca, gdzie mógłby dać pracę aktorom, ale na razie produkowane przez niego spektakle tułają się rozpaczliwie mimo wysokiej jakości artystycznej i gwiazdorskich obsad.
Przez trzydzieści lat niepodległości stolica NIE ZBUDOWAŁA ani jednego nowego budynku teatralnego!
Nie trzeba chyba mówić, ile scen stworzono od drugiej wojny światowej do końca realnego socjalizmu, ani przypominać, jak w roku 1913 Arnold Szyfman z miłości do Ojczyzny i Przybyłko-Potockiej w dziesięć miesięcy zbudował funkcjonujący z powodzeniem do dziś Teatr Polski.
Nidy nie będziemy mieli swojego West Endu czy Broodwayu, sceny w Warszawie są porozrzucane po mieście w sposób dość przypadkowy, a chwalenie się, że jest ich dużo (około trzydziestki), przykrywa tylko brak długofalowej troski o sensowność i mądrą przyszłość tych instytucji.
A może się mylę?
Może są jakieś plany postawienia chociaż jednego ikonicznego dzieła, rozpoznawalnego architektonicznie, stosującego najnowsze rozwiązania budowlane i technologiczne, identyfikującego Warszawę tak, jak opera identyfikuje Sydney, filharmonia Szczecin, a Teatr Szekspirowski Gdańsk?
Nie słyszałem.
Zbudujemy za to Pałac Saski, bo urzędnicy już nie mogą się pomieścić.
Swoją drogą ciekawe, dlaczego, skoro magazynowanie danych dzięki cyfryzacji powinno likwidować i upraszczać archiwizację, a ja na przykład osobiście nie mam nic przeciw temu, aby urzędnik załatwiał moje sprawy poprzez aplikację internetową, siedząc na kanapie u siebie w domu.
Dokument o odmowie może przysłać mailem.
Za to do teatru mógłby wpaść osobiście.
Przeliczanie kultury na pieniądze to zawsze było moje hobby.
Wychodzi mi, że płacąc kary za Turów, tracimy co tydzień dwa filmy fabularne albo codziennie jeden duży teatr telewizji.
Z drugiej strony – po co nam aż tyle teatrów telewizji?
Drogi budują, a nie ma dokąd pójść.
13-10-2021
Oglądasz zdjęcie 4 z 5