Pani Dorota wie, co robi

aAaAaA

Rezygnacja Doroty Buchwald z funkcji przewodniczącej Rady Kultury przy Prezydencie Miasta Warszawy to ważny sygnał.

Obawiam się, że trzeba to sobie powiedzieć otwarcie – jesteśmy między Scyllą i Charybdą.

O ile środowiska skrajnie prawicowe mają program dla kultury irytujący, hurrapatriotyczny i rażący naiwnością, o tyle środowiska liberalne i lewicowe w ogóle go nie mają.

Po co? Celebryci dają sobie radę bez wsparcia, większość artystów nas lubi, niby dlaczego politycy mają zabiegać o kulturę, traktować ją poważnie, szukać sobie sojuszników w środowisku, w którym i tak mają większość?

Przecież Olga Tokarczuk i tak nie zmieni swoich poglądów, nie położy się krzyżem w Częstochowie, aby odpokutować za swój wegetarianizm i gnostycyzm. Przecież Krystyna Janda nie pójdzie w pochodzie obok pana Bąkiewicza, żeby zamanifestować swoją niekwestionowaną miłość do ojczyzny, a Maria Peszek nie przestanie j***ć tego wszystkiego.

Artyści mają dość często parszywe charaktery, na ogół i tak gryzą rękę, która ich karmi, więc ani nie nadają się na sztandary, ani nie ma co ich kokietować. Niech sobie tam w swoim piekiełku piją, zażywają i wymieniają się żonami.

A pani Dorota, jak kto głupi, uważa, że kultura jest ważna!

Ma jakąś dziwną wizję, że trzeba przy pomocy kultury wychowywać do kreatywności, szukać porozumienia w kwestiach istotnych, kształtować myślenie obywatelskie, podejmować poważny wysiłek odbudowy i rewizji prawdziwych wartości.

Bardzo nietaktowne wyzwanie wobec tych, którzy mają inne priorytety.   

Kultura jako spoiwo?
To już pachnie lewactwem, a co gorsza – frajerstwem.

Kultura nadająca sens życiu?
Nie powiecie, że te Sartry i Bekety zachęcają do optymizmu i radości życia.

Kultura jako diagnoza?
A co to my chorzy jesteśmy?

Wychowanie przez kulturę?
Po kilku latach odreaguję zdarzenie pod nazwą Międzynarodowy Festiwal Teatrów dla Dzieci i Młodzieży w Warszawie podczas Kongresu Teatrów dla Dzieci i Młodzieży ASSITEJ.

Halina Machulska, o której zasługach dla wychowania znaczącej grupy młodych ludzi nie mamy prawa zapomnieć, była ważną postacią w międzynarodowych strukturach ASSITEJ. I miała jedno marzenie.

Marzyła, by w Warszawie zdarzył się wielki Festiwal Teatrów Światowych, połączony z kongresem tego stowarzyszenia.

Wymagało to jednak stanięcia do konkursu, przekonania innych stowarzyszeń, że damy sobie radę, że możemy przygotować taką imprezę.

Ponieważ twórczość dla dzieci i młodzieży zawsze leżała w kręgu moich zainteresowań, a dla Haliny Machulskiej i jej działalności miałem bezbrzeżny podziw, uznałem, że się przyczynię.

Wraz z panią Haliną dotarłem do Kopenhagi na odbywający się tam kongres i rozpoczęliśmy lobbowanie za przyznaniem Warszawie prawa do organizacji tego wydarzenia.

Ponieważ wydawało mi się, że nie jestem skrajnie naiwny, najpierw poinformowałem o naszej idei odpowiedzialne osoby w ministerstwie kultury i w urzędzie miasta, że będziemy zabiegać o ten zaszczyt.

Entuzjazm był ogromny, a zapewnienia (niestety „na gębę”), że mamy działać – bardzo mobilizujące.

W Kopenhadze wygłosiłem przemówienie osłabiające oferty Lipska, Atlanty i Wiednia, i nieznaczną przewagą głosów zdobyliśmy prawo do organizacji kongresu. Wróciliśmy do Warszawy. Szczęśliwi.

Halina Machulska nie była już najzdrowsza, zatem ciężar załatwiania spadł na mnie i panią Grażynę Winiarek – znakomitą, niezwykle sprawną organizatorkę tego typu przedsięwzięć.

Miałem przed oczami radosną Kopenhagę żyjącą kongresem, wspaniały koncert inaugurujący, świetne zakończenie, niekończące się dyskusje po licznych przedstawieniach teatrów z całego świata, tłok na wszystkich spektaklach, wreszcie duńskie dzieci i młodzież masowo włączone w to święto. Luz i sympatię pomiędzy ministrem kultury i panią minister edukacji Królestwa Danii, czynny udział zarówno tej dwójki, jak i burmistrza miasta w wielu imprezach festiwalu.

Cudowne, niezapomniane przeżycie.

Tak, to nie ciepła woda w kranie. To pasja, emocje i wiara w to, że sztuka jest siłą zmieniającą dusze.

Niestety nie było pieniędzy.

Wytrwała Grażyna Winiarek wielokrotnie zabierała mnie do jakiejś instytucji, abym argumentował, że warto, że przecież to i dla miasta, i dla społeczeństwa, i dla kraju, i w ogóle nie ma chyba czystszej i sensowniejszej inicjatywy.

Spławiali nas tak umiejętnie, że zaczęliśmy rozważać wycofanie się z naszej oferty.

W ostatniej chwili, zaalarmowana prywatnym kanałem Hanna Gronkiewicz-Walz przyznała jakieś nieduże kwoty, ministerstwo kultury też coś tam kapnęło. Ministerstwo edukacji nie wyraziło zainteresowania.

Tym, co się znają na kosztorysach, dużo powie fakt, że cały kongres i festiwal (wizyty zespołów teatralnych ze świata, hotele, sympozja, inauguracja, zakończenie) trzeba było zrealizować za około trzy miliony złotych.

Klimatu nie było, media nie poświęciły imprezie więcej niż zaszczytne wzmianki, całość mimo heroicznych wysiłków Wojciecha Farugi, Anny Kozłowskiej i Grażyny Winiarek przeszła prawie niezauważona.

Zbajerowanych przeze mnie członków zarządu ASSITEJ omijałem jak pijak studnię.

Warszawa, miasto bohater, jak zwykle niewiele zrobiło dla swoich dzieci.

Nie muszę chyba szanownym Czytelnikom wyjaśniać, dlaczego opowiedziałem tę historię w związku z rezygnacją pani Doroty.

Straciliśmy wtedy mnóstwo. Szansę na promocję polskiego teatru dla dzieci i młodzieży na świecie (a mamy znakomite autorki i autorów, świetnych reżyserów i reżyserki, wybitne scenografki i scenografów, kompozytorów i kompozytorki), przekonanie młodych warszawiaków, że teatr to ważne i potrzebne miejsce, wyrobienie Warszawie opinii miasta kultury, wreszcie – straciliśmy okazję do przeżycia pięknego, prawdziwego święta.

Nie będę przeliczał, ile za takie pieniądze można kupić pączków, a ile transporterów opancerzonych.

Podobno ostatnio lewicowy prezydent zabrał Jackowi Głombowi i teatrowi miasta Legnica jedną czwartą rocznego budżetu, czyli półtora miliona złotych. A to jedna z najwybitniejszych scen w Polsce.

Można?
Wygląda na to, że dość często decyzje urzędnicze nie wiążą się z konkretnymi poglądami politycznymi, tylko z banalnym myśleniem asekuracyjnym, brakiem wyobraźni i fantazji, który to brak niestety kulturze wyjątkowo nie służy.

Chów rasowych koni i opieka nad kulturą i sztuką wymagają czegoś więcej niż zarządzania zasobami w oparciu o podręczniki.

Wiem, że kultura jest ważna, a dopóki nie ma wojny, obok zdrowia – najważniejsza. I wiem, że bez refleksji, jaka ma być wizja tej kultury dla miasta i dla państwa, daleko nie zajedziemy.

I dlatego rezygnacja Doroty Buchwald jest dla mnie kolejnym smutnym sygnałem, że strategie stricte urzędnicze przy równoczesnej mętności procedur w myśleniu o kulturze nie będą się dobrze kończyć, niezależnie od tego, czy urzędnicy będą po stronie Scylli czy Harybdy.

17-08-2022

Oglądasz zdjęcie 4 z 5