Niech nie sczezną artyści
Magda Piekarska: Jak bardzo zła jest sytuacja Teatru Współczesnego?
Adam Kuzycz-Berezowski: Tak zła, jak nigdy dotąd. W naszym teatrze nigdy nie było Bizancjum, nie pamiętam, żebyśmy odczuwali szczególny komfort finansowy, zawsze zmagaliśmy się z brakami, pensje w zespole aktorskim i innych działach były niskie. Ale od momentu wybuchu pandemii było już tylko gorzej. COVID, potem wybuch wojny w Ukrainie, inflacja, kryzys energetyczny – to wszystko sprawiało, że koszty prowadzenia instytucji wzrosły, natomiast nasze pensje podnosiły się w niewielkim stopniu, właściwie wyłącznie ze względu na podwyżki pensji minimalnych.
Jak w tej chwili wyglądają wasze zarobki?
Od 2019 roku średnia pensja w zespole aktorskim wzrosła o 300 zł – z 5300 do 5600 zł brutto miesięcznie, co oznacza około 3950 netto. Ale rzecz także w innych liczbach – w 2019 nasze pensje były tylko odrobinę niższe od średniej krajowej i o 3000 wyższe od minimalnej, która wynosiła wówczas 2250 zł. Teraz średnia krajowa to 7762 zł brutto miesięcznie, nasze średnie zarobki są o ponad 2000 zł niższe, a od pensji minimalnej dzieli nas tylko niespełna 1400 zł. Pamiętajmy, że mówimy o średniej płacy w zespole, która przecież zależy od wielu czynników, przede wszystkim od liczby zagranych spektakli – wysokość składowej, jaką stanowią honoraria zmienia się w czasie i zależy od obsady. Podstawa to jednak wciąż minimalna krajowa.
A jak to wygląda na tle innych teatrów?
Zebraliśmy dane z dziesięciu teatrów w Polsce i w żadnym średnia zarobków nie była niższa niż u nas. Na przykład w gdańskim Teatrze Wybrzeże aktorki i aktorzy zarabiają średnio 7500 zł, w Teatrze Polskim w Warszawie – 8900 zł. Zastanawiają też różnice w dotacjach – żeby przytoczyć przykłady podobnych jednostek: Teatr Kochanowskiego w Opolu, który zatrudnia podobną liczbę pracowników, jest dotowany kwotą 14,2 mln zł, u nas to zaledwie 9,5 miliona, a Opole jest przecież miastem znacznie mniejszym od Szczecina. Teatr im. Żeromskiego w Kielcach dysponuje budżetem w wysokości 16,8 mln zł, zatrudniając 76 pracowników.
Pewnie porównywaliście też waszą sytuację z innymi szczecińskimi instytucjami?
Niestety, nie mamy danych z Teatru Polskiego w Szczecinie, który jest finansowany przez Urząd Marszałkowski, ale wiemy, jaka jest sytuacja w miejskich instytucjach kultury, których jest w sumie czternaście i mieszczą się w tej liczbie biblioteki i domy kultury, ale też choćby Muzeum Techniki. W tabelkach nasza średnia zarobków jest druga od końca. Gorzej od nas zarabiają tylko bibliotekarki – średnio ok. 4500 zł brutto, co jest absolutnie haniebne. Ciekawym przykładem jest instytucja komercyjna, jaką jest Szczecińska Agencja Artystyczna, która organizuje przede wszystkim koncerty, między innymi Męskie Granie. Bez wątpienia miastu potrzebna, ale dotowana kwotą 8,4 miliona złotych. Na uwagi wiceprezydentki Lidii Rogaś, że teatr to firma i powinien zwiększyć koszty własne, chciałbym odpowiedzieć prostym zestawieniem: podczas gdy komercyjna Agencja generuje 1 mln 100 tys. zł dochodu, nasz niestroniący od artystycznego ryzyka teatr wypracował dwukrotnie wyższy zysk. Średnia udziału środków organizatora w finansach teatrów w Polsce to 81 procent – u nas to 75 procent, co pokazuje, jak nieadekwatny jest argument Lidii Rogaś, przy fundamentalnym błędzie w założeniu – bo teatr nie jest firmą, ale instytucją kultury.
Niskie pensje to nie jedyny problem Współczesnego?
Kiedy dostałem angaż do teatru, w gablocie wisiało ogłoszenie, że już za osiem lat przeniesiemy się do własnej siedziby. Minęło szesnaście lat, a nasze dwie sceny wciąż mieszczą się w budynku Muzeum Narodowego, dokąd teatr wyprowadził się w 1976 roku. Infrastruktura jest tu najgorsza w mieście. Kiedy z panią rozmawiam, chodzę między pomieszczeniem socjalnym a przedsionkiem, gdzie zostały upchnięte scenografie do spektakli, przypięte pasami do ścian, schodów, sufitu. Warunki do pracy są tu naprawdę trudne, zwłaszcza w porównaniu z innymi instytucjami w mieście, które mają nowe siedziby, tak jak Opera na Zamku, Filharmonia czy Teatr Polski. Na pewno nie jesteśmy w stanie przyciągnąć widza warunkami, w jakich prezentowane są spektakle. Natomiast bronimy się poziomem artystycznym – w ciągu dwóch lat pokazywaliśmy nasze przedstawienia 30 razy na międzynarodowych festiwalach teatralnych, SPARTAKUSA prezentowaliśmy w Czechach, w czerwcu jedziemy z tym spektaklem do Hanoweru. To wszystko sprawia, że jesteśmy szczecińską marką eksportową, rozpoznawalną nie tylko w Polsce. W takiej sytuacji absurdem byłoby wymagać od nas zmian profilu – z teatru ambitnego, poszukującego, poruszającego ważne tematy w stronę bardziej komercyjnych przedsięwzięć, skoro Teatr Polski pokrywa to zapotrzebowanie.
Ma pan poczucie, że urzędnicy tego nie dostrzegają?
Są, owszem, dumni i szczęśliwi, że w Szczecinie działa teatr, który odnosi takie sukcesy. Ale za tą dumą nie idzie zrozumienie naszych potrzeb. Poza doraźnymi strzykawkami finansowymi, które miasto aplikuje nam w postaci dotacji celowych na bieżące potrzeby produkcyjne, nie dostajemy nic. A nam nie chodzi o zasypywanie dziur, ale o zapewnienie stabilności instytucji. Mam wrażenie, że nasz organizator wziął sobie do serca powiedzenie, że artysta głodny będzie bardziej płodny i próbuje nas zagłodzić, wierząc, że tak właśnie stwarza nam odpowiednie warunki pracy. Prezydent Szczecina Piotr Krzystek powiedział kiedyś w naszym teatrze, że teatr to nie piłka nożna. Nie jestem fanem piłki, nie korzystam z nowego szczecińskiego stadionu, ale cieszę się, że powstał, wiem, że wiele osób z niego korzysta, że podnosi prestiż miasta. Wiem, jak niszowy w porównaniu z piłką jest teatr, ale nasz też podnosi prestiż miasta. Cieszylibyśmy się, gdyby władze to zauważały i realnie nas wspierały, kibicując w sukcesach, ale też dbając o ludzi, którzy za teatrem stoją, i o infrastrukturę. Super, że jest w Szczecinie nowy stadion, ale dobrze, żeby i Współczesny miał własną siedzibę z prawdziwego zdarzenia. Walczymy o godne płace i warunki pracy, bo mimo dotacji zwiększanej rok do roku, koszty stałe rosną w takim tempie, że jeśli Współczesny nie zaprzestanie kolejnych produkcji, doprowadzi na koniec roku do powstania długu w wysokości 850 tys. zł.
Na 19 marca planujecie protestacyjną premierę - Niech sczezną artyści, w reżyserii prezydenta Szczecina. Co to będzie?
Przyjęliśmy strategię, że nie wygłupiamy się w tym proteście – jesteśmy dorosłymi ludźmi i chcemy być traktowani poważnie, wystarczająco często słyszymy od ludzi niezwiązanych z teatrem, że wygłupiamy się na scenie. Nie chcemy działać przez happeningi, które można skwitować wzruszeniem ramion: „Ach, ci artyści, oni tak mają”. Bo mamy to, co inni ludzie – rodziny, za które jesteśmy odpowiedzialni, kredyty i inne zobowiązania.
„Premiera” odbędzie się na ostatnim posiedzeniu rady miasta przed wyborami samorządowymi. To też ostatni moment, kiedy może zapaść decyzja o zmianie finansowania dla naszego teatru. Chcemy wierzyć, że to się wydarzy, że obejrzymy spektakl z happy endem. Dochodzą nas słuchy, że jest wola ku temu. Apelujemy, żeby to dofinansowanie nie było przyznane w ramach dotacji celowej, bo jeśli taka dotacja jest przeznaczona na działania kulturalne, nie można jej wykorzystać na podniesienie wynagrodzeń. Niech sczezną artyści to emblemat oddający nasze odczucia, który – w co wierzymy – przemówi do organizatora.
Chcielibyśmy, żeby prezydent spotkał się z nami, chcemy z nim spokojnie i merytorycznie porozmawiać. Chcemy otworzyć szeroką dyskusję o polityce kulturalnej w mieście i jej finansowaniu. Chcielibyśmy, żeby o wysokości płac w instytucjach kultury decydował czytelny i przejrzysty algorytm. Być może nie wszystkich interesuje kultura, ale jest ona ważnym elementem życia publicznego. A my, jej twórcy, musimy stać na straży, gotowi wciąż dbać o jakość.
Wiceprezydentka Szczecina proponuje na wasze problemy zaciśnięcie pasa – zwolnienia i oszczędności.
Tylko jak oszczędzać? Może robić mniej premier? Kiedy przychodziłem do teatru, odbywało się 7-8 premier w sezonie, teraz jest ich 5, zejść z tej liczby będzie trudno. Ktoś, kto nie zna realiów pracy nad spektaklem, powie: „zróbcie trzy, ale takie super premiery”, to jednak tak nie działa, musi być margines na ryzyko, nawias błędu, żeby teatr mógł się rozwijać. Dodam jeszcze, że nasze produkcje na dużą scenę pochłaniają połowę środków, jakie wydaje się na ten cel w innych miastach. To oznacza między innymi niższe honoraria dla pracujących u nas reżyserów i innych twórców. Wielu z nich godzi się na pracę na takich warunkach tylko ze względów artystycznych.
Teatr to nie tylko artyści, ale też cała rzesza ludzi pracujących w kulisach. Ich też dotyczy kryzysowa sytuacja?
Tak. Warto dodać, że to często specjaliści na wagę złota, jak realizatorzy dźwięku czy oświetleniowcy – nie ma ich wielu w Szczecinie i mamy szczęście, że po latach ogromnych trudności mamy młodą, bardzo sprawną, zdolną, wyczuloną na teatr kadrę. Dzielą z nami artystyczną pasję, ale instytucja musi im zapewnić godne warunki pracy, żeby chcieli z nami zostać – bez problemu dostaną przecież wyższe honoraria w komercyjnych firmach.
Widz spektaklu nie dostrzega całej tej niewidzialnej pracy, która toczy się w kulisach. Doskonale obrazuje to pytanie zadane przed rokiem przez wiceprezydentkę Rogaś: „po co w teatrze aż dwie garderobiane?”. Mamy w teatrze cztery sceny, w tym Teatr Mały, oddalony od głównej sceny o półtora kilometra i tylko dwie garderobiane, które mają w tych warunkach mnóstwo pracy, tym bardziej że spektakle odbywają się często jednocześnie na dużej i małej scenie. Ktoś musi przygotować kostiumy, zadbać o nie, asystować przy przebiórkach w trakcie spektakli – łatwo sobie wyobrazić, z czym trzeba się mierzyć, kiedy jedna z garderobianych zachoruje. Podobnie jest z maszynistami – jeszcze pod koniec ubiegłego roku mieliśmy ich w teatrze tylko trzech, a wykonują naprawdę ciężką fizyczną pracę. Dochodziło do tego, że dyrektor musiał redukować plany repertuarowe, bo nie było komu montować scenografii.
Redukcja w naszym zespole aktorskim już się odbyła – część przeszła na emeryturę, dwie osoby dostały lepsze oferty pracy w innym mieście. Myśleliśmy, że pozwoli to przyjąć nowe, młode aktorki i aktorów, bo nasz zespół przez ostatnie lata się zestarzał, najmłodsza osoba w nim ma 33 lata. Niestety, dyrekcja wciąż nie jest w stanie przyjąć nikogo, bo pieniądze z uwolnionych etatów idą na regulację płac.
Jak pan sobie wyobraża sytuację teatru po 19 marca?
Jestem optymistą: nasze finansowanie jest zwiększone, spotykamy z panem prezydentem, wypracowujemy czytelne zasady dotyczące wynagrodzeń i miejskiej polityki kulturalnej.
Ile zarabiacie w tej wizji przyszłości?
Radna Urszula Pańka, która jest dyrektorką Zachodniopomorskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli zaproponowała, żeby punktem odniesienia dla naszych płac była pensja nauczyciela mianowanego, która w tym roku ma wynosić ok. 7500 zł brutto. Chcielibyśmy być docenieni tak jak nauczyciele – to konkretna, bardzo dobra propozycja.
06-03-2024
Adam Kuzycz-Berezowski – aktor, absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie (2007). Na scenie Teatru Współczesnego w Szczecinie zadebiutował 16 lat temu w Weselu Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Anny Augustynowicz rolą Poety, obecnie można go oglądać m.in. spektaklach SPARTAKUS. Miłość w czasach zarazy, Opowieści babć szeptane córkom przez matki czy Lalka (nagroda Bursztynowy Pierścień za rolę Stanisława Wokulskiego). Wiceprzewodniczący Komisji Zakładowej Związku Zawodowego Aktorów Polskich przy Teatrze Współczesnym.
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.