Nie warto bez przerwy
Bez mała rok temu Międzypokoleniowa Grupa Teatralna CHOREA pokazała spektakl Eden. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Pamiętam tę opowieść o cudzie obcowania z naturą blisko i codziennie. Opowieść o potrzebie chronienia umiejętności dostrzegania tego, co naturalne, a niekoniecznie spektakularne, wielkie i odległe. Opowieść o trosce, która nie jest podszyta agresją. Spektakl Pauza jest kontynuacją tamtej przygody – zarówno dla Międzypokoleniowej Grupy Chorei, jak i dla mnie, widza tego zespołu. Minął bez mała rok od mojego ostatniego spotkania z twórcami tego zespołu, a jakby to było wczoraj.
Napisałem ten wstęp i teraz drżę, że jest nadto lirycznie i zbyt osobiście. Ale skoro już i tak drżę, to dodam jeszcze, że oba spektakle mają moc czynienia z widzów przyjaciół zespołu. Są serdecznie proste i znajdują swój język na granicy tego, co wyuczone i improwizowane – zupełnie jak w przyjaźni, gdy rutyna miesza się z nieustanną ciekawością i zaskoczeniem. Dzieje się tak, bo amatorska grupa działająca przy „zawodowej” Chorei, zupełnie nie ukrywa swojej amatorszczyzny. Pomyłki i warsztatowe niedoskonałości przedstawień nie są tu ukrywane, stając się nawet znakiem rozpoznawalnym tej estetyki. Jeśli więc mówimy, że w teatrze, zwłaszcza w teatrze poszukującym, często niezawodowym, proces twórczy jest ważniejszy od dzieła, to i w tym wypadku nie możemy o tym nie wspomnieć. Pauza, ta pokazana premierowo na tegorocznym Festiwalu Retroperspektywy, nierzadko przypominała próbę otwartą, tak jak otwarta była jej forma, w której ostatnią sceną była po prostu rozmowa z twórcami. Co z oklaskami? Nie pamiętam, czy były. W końcu w takich działaniach, o społecznym, ale przede wszystkim przyjacielskim zacięciu, oklaski liczą się najmniej.
Pauza jest opowieścią o potrzebie przystanięcia, wzięcia oddechu, wyciszenia. Przypomniała mi, jak trzynaście lat temu, na Festiwalu Dialog-Wrocław Zygmunt Bauman opowiadał o błogosławionych korzyściach odrzucenia pędu życia. „Zwolnijmy!” – powtarzał, zachwycając się przy tym lenistwem głosek angielskiego wyrażenia „slow down”. Pauza, ta Chorei, jest refleksją o korzyściach z braku pośpiechu i żartem z hochsztaplerów, próbujących naszą tęsknotę za wyciszeniem i błogostanem spieniężyć za pomocą erzaców szczęścia.
Wszystko otwiera zaskakująco długa scena bez jakiegokolwiek ruchu: kilkanaście aktorek, w przepięknych, balowo-odświętnych strojach, w posągowych pozach wsłuchuje się w Duo des Fleurs Léo Delibesa. Aria jest po francusku, więc choć słynna, to pewno mało kto zda sobie sprawę, że jest tu śpiew o wonnym jaśminie i pachnącej róży, o łące i śpiewie ptaków. Jest więc trochę, jak w poprzednim spektaklu Eden. Ale i bez znajomości słów, ta niebezpiecznie długa sekwencja ma moc zmiany tętna. Po prostu chce się, by ta scena trwała, niezakłócona nadmiarem myśli i zadań. Minuta za minutą, a może i z nadzieją, że nic już w tym spektaklu się nie zmieni. Że obraz przetrwa.
A jednak. Z tej nadziei, że oto otwarto przed nami inną czasoprzestrzeń, z nadziei, że uciekliśmy w spektaklu do świata, który przecież nie istnieje, jesteśmy stopniowo wyprowadzani. Wraz z początku nieśpiesznymi i nieczęstymi przemarszami aktorek przez scenę. Dokądś idą. Coś mają do zrobienia. Gdzieś się na nie czeka. Nie wiem, czy Léo Delibes jeszcze gra w tle, ale postaci tego spektaklu nie znajdziemy już wśród róż i jaśminów. Z coraz bardziej maszynową precyzją, wykonują powtarzalnie nieznośne czynności. Domowe i pracowe. Te, typowo „kobiece”, i te „zarezerwowane dla mężczyzn”. Cóż to w zasadzie za różnica, skoro ich monotonia męczy tak samo? Skoro rytmiczny takt gestów nieubłagalnie odmierza czas, sprawiając, że jedna i druga chwila zlewają się w dziwaczną magmę? To właśnie nazywamy czasem uciekającym przez palce. Uciekającym, niczym złodziej naszego życia i prawa do obejrzenia się za siebie.
Brzmi to w moich zdaniach jak tania lekcja ezoteryki? Niezamierzenie. Międzypokoleniowa Grupa Teatralna CHOREA z ezoteryką bierze dowcipny rozbrat. Odgrywane tu wezwanie do ceremonii kakao i kobiecego kręgu, jest pierwszą rozprawą o szarlatańskich próbach wyrwania naiwnych z mechanicznego pędu życia. „Hmmmm, hmmmm, zapraszam do kręgu!” – nuci mantrycznie jedna z aktorek, nie kryjąc przy tym swojego dystansu do magicznego wezwania. Gapie zbierają się przed namiotem szamanki nieśpiesznie i z niedowierzaniem. Ich cienie rysują na scenie sylwetki jak ze słynnej jaskini Ateńczyka, który rozprawiał o niedostępności bezpośredniego spotkania z ideą. Scena jest dowcipna, ale w zaskakujący sposób pozbawiona szyderstw czy agresji. Może dlatego, że sam, niezręcznie tłumiony, śmiech aktorek jest przede wszystkim śmiechem z własnego spektaklu. Z desperackich prób zachowania powagi przez mistrzynię kręgu, ze wspomnień z prób do tej sceny.
Podobnie będzie zresztą w kolejnym epizodzie, gdy w kolejnym namiocie rozsiądzie się domorosła astrolożka, oferując ciekawskim usługi wróżbiarskie. Rolę będzie miała wyuczoną – szczęśliwy pech chciał, że ktoś z publiczności spontanicznie poprosił o kosmogram. Na nic zdadzą się wyryte na pamięć zdania… Do głosu dojdzie spontaniczność. Spektakl coraz mniej będzie „spektaklem”, coraz bardziej otwartą próbą, w której nikt do końca nie będzie wiedział, kto przyszedł grać, a kto tylko oglądać. Błogi jest ten chaos, zwłaszcza że w głowach wciąż tyka echo metronomu zmechanizowanych gestów codziennej pracy w jednej z wcześniejszych sekwencji. Naiwna jest ta obietnica, że patrząc w gwiazdy, znajdziemy odpowiedź na codzienne zabieganie.
Naiwna, jak wezwanie, by afirmować własne szczęście – tak modne na tak modnych (i kosztownych) kursach, a tu prowadzone przez aktorkę, która za wszelką cenę próbuje odegrać rolę postaci, w której powagę nie wierzy. „Jestem świeżo po kursie afirmacji w Budapeszcie” – krzyknie, nieskutecznie tłumiąc oznaki braku powagi. „Afirmujmy, afirmujmy” – wykrzyknie raz i drugi, wplatając w te zagajenia tanie nawijki o tym, by uwierzyć w szczęście. A później poinformuje, gdzie stoi kasa fiskalna, i że akceptowane są karty Visa oraz inne środki płatnicze. Wszystko na sprzedaż?
Trochę tak. Pauza, spektakl o potrzebie szukania spokoju, jest nie tylko żartem z naiwnych obietnic łatwego znalezienia szczęścia, ale także opowieścią o kupczeniu nadzieją na odnalezienie wewnętrznego pokoju. Bo przecież wszystkie te kręgi, afirmacje i kosmogramy, ulegają utowarowieniu. Nie wiemy zresztą, czy zaraz za to podrygiwanie z aktorkami, w którym właśnie uczestniczymy (tak, im dalej w las, tym więcej widzów zaczyna chodzić po scenie ramię w ramię z twórczyniami Pauzy), ktoś nam nie wystawi rachunku. Nie wiemy, czy to nagłe urwanie przedstawienia, bez finału, po którym można by klaskać, nie jest jak zdanie znane z czasów, gdy były jeszcze budki telefoniczne: „wrzuć monetę”. Wrzuć monetę, zapłać, by dalej się z nami bawić.
Przewrotne? Może raczej autoironiczne. Bo po tych opowieściach o kursach uszczęśliwiania, Międzypokoleniowa Grupa Teatralna CHOREA musi sama sobie (i nam) zadać pytanie, na ile to, w czym uczestniczyliśmy, nie jest erzacem nadziei na znalezienie chwili prawdziwego pokoju. Pauzy w codzienności zabiegania.
Za tę autoironię grupę cenię. Dzięki niej, jak myślę, z grupą się zaprzyjaźniam. Nawet, jeśli jej spektakle oglądam tak rzadko.
Oczywiście, oglądając, zastanawiam się nad rolą przypadku w tych spektaklach. Na ile jest programowy, na ile celowy. Zastanawiam się, czy struktura dzieląca przedstawienie na obrazy jest przywilejem wyboru, czy koniecznością (jakże trudno stworzyć spójną, trwającą kilka kwadransów fabułę!). Ale ta niepewność ma w tym wypadku coś z ciekawości. Jest to ciekawość, której nie znajdziemy w codzienności przerażonej próżnią. Codzienności bez miejsca na pauzy.
11-09-2024
Międzypokoleniowa Grupa Teatralna CHOREA z Łodzi
Pauza
reżyseria: Janusz Adam Biedrzycki
muzyka: Michał Rudkowski
światło: Tomasz Krukowski, Maciej Kobalczyk
dźwięk: Marcin Dobijański, Karol Skrzypiec
obsada: Barbara Całka-Lisek, Lucyna Przybylska, Halina Kaczorowska, Natalia Arabska, Zofia Kędra, Anastazja, Grażyna Kołtonik, Magdalena Knyt, Lilianna Filipczak, Barbara Iżeli, Alicja Kaźmierska, Jolanta Szadkowska, Anna Grabowska, Aleksandra Ziomek, Róża Kubasiewicz, Michalina Leszkiewicz, Aleksandra Pihan
premiera: 24.08.2024, Międzynarodowy Festiwal Teatralny Retroperspektywy
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.