Mił(o)ść
![](https://cdn.prod.website-files.com/674247043b5699e4f3d18d17/6792b2895894f9dd653cff4c_3441.avif)
Czasy są ciężkie, a publiczność łaknie dzisiaj rzeczy pięknych – usłyszałam podczas rozmowy o pracę. Cóż może być bardziej atrakcyjnego nad tematykę związaną z miłością? Decyzja zapadła, a ja udałam się radośnie do biblioteki celem znalezienia odpowiedniego materiału.
Do piętrowej biblioteki weszłam w samo południe. Czułam się jak kowboj przed pojedynkiem. Półki z książkami zalane były ostrym światłem. Odniosłam wrażenie, że mnie obserwują. Dla rozgrzewki i trochę z przekory postanowiłam przejrzeć literaturę ze słowem miłość w tytule. Zawsze przecież można zrobić adaptację, nawet gdyby to miał być podręcznik do matematyki. Matematyka miłości. Wzory, dowody, równania i powiązania. Pierwsza wpadła mi w ręce Miłość w czasach zarazy i od razu poczułam, że ten temat to przeznaczenie. Zaczęłam znosić książki na biurko. Miłość w czasach niepokoju, Miłość to czasownik, Miłość to piekielny pies i Miłość pod Psią Gwiazdą. Optymistycznie zabrzmiały tytuły: Wzór na miłość i O sztuce miłości. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy na biurku połączyły się grzbietami dwie pozycje: Miłość, sex i serce oraz Miłość, wolność i samotność. Następnie przyszła pora na ciężary: Test na miłość, Wojenna miłość, Miłość z kamienia, Miłość skazanych i Miłość silniejsza niż śmierć. Nie mogło obyć się bez: Miłość ponad czasem, Miłość do Boga i bliźniego oraz – tutaj wystąpił mi pot na czole – Miłość i odpowiedzialność. Spojrzałam na zegarek. Minęły już cztery godziny. Szybko przeszłam do tytułów lżejszych: Miłość w kroplach deszczu, Miłość po grecku, Miłość i smak halloumi. Czytając pierwsze strony tej ostatniej, natychmiast poczułam, że zgłodniałam. Głośno zaburczało mi w brzuchu. Rozejrzałam się po bibliotece, nikogo już w niej nie było. Wyciągnęłam orzechowego batonika z torby i chrupiąc go, zapatrzyłam się na zachodzące słońce. Wielka czerwona kula chowała się powoli za horyzont. Nagle na szklanej tafli załamał się promień słońca, oświetlając książkę o tytule: Miłość w czasie in vitro. Już chciałam po nią sięgnąć, ale wystraszył mnie dzwoniący w kieszeni moich sztruksów telefon. Próbując go jak najszybciej wyciszyć, zrzuciłam z biurka cienką broszurkę: Miłość online. Pomyślałam, że zachowuję się jak słonica w składzie porcelany. A ponieważ myśl to forma odczuwalna, rozprostowałam ręce jak plastyczne trąby i sięgnęłam po: Miłość i co dalej, oraz Miłość i inne klątwy. Wtedy, nie wiadomo skąd, między półkami mignęła mi biała postać. Przetarłam zmęczone oczy. Odniosłam wrażenie, że ta zjawa unosi się lekko nad ziemią. Niesiona ciekawością ostrożnie wstałam i podążyłam za nią. Przemknęła przez działy: ezoteryka, horror i kryminał. Na medycynie niekonwencjonalnej okazało się, że to bibliotekarka, która z dezaprobatą odniosła się do ilości piętrzących się na moim biurku książek. Speszona opuściłam wzrok. Na najniższej półce, pokryte grubym kurzem, zamajaczyły: Miłość i medycyna oraz Jak dawniej leczono Nathana Belofsky’ego. Poczułam, że trafiłam na właściwy trop.
Miłość. Historia prawdziwa – taki zaproponuję tytuł. Scenariusz będzie bazował na twierdzeniu Wielkiego Galena, który uważał zakochanie za chorobę, a za najlepszy środek zaradczy na nie – otwarcie hemoroidów. W jednej z pierwszych scen wybitni lekarze z VII wieku będą wieść spór na temat najlepszego lekarstwa na chorobę z miłości. Następnie na scenę wtargnie posuwistym krokiem Rhazes z Persji i w imponującym monologu wyliczy etapy zaburzenia. Zgodnie z faktami przytoczonymi w książce Jak dawniej leczono sugestywnie opisze, jak zapadają się oczy człowieka zakochanego, jak pękają żyłki – pajączki na białkach i wiotczeje tęczówka. Przerazi widzów wielkością zielonkawych pryszczy na języku, które pojawiają się w następstwie zakażenia. Opowie, w jaki sposób zakochane ciało więdnie i marszczy się. Potem przejdzie do nadmiernej bełkotliwości chorego, nadmieni, że w kolejnych etapach skóra nieszczęśnika pokrywa się pęcherzami, a w ostatnich słowach monologu, z patetyczną muzyką w tle, grzmiąc, spuentuje – „na koniec zakochany skazany jest na zagładę, wyje jak wilk i umiera”.
Inspirujący wydał mi się również spalony przez inkwizycję traktat Traicté de l'essence et guerison de l'Amour ou de la melancholie erotique Jacquesa Ferranda z 1610 roku. Wyobraziłam sobie, jak kochankowie, czytając go, drwią ukryci pod kołdrą: „Miłość jest podstępna. Zamienia krew w nasienie. Nasienie przez sekretne kanały w ciele przetacza się do mózgu. Mózg trzeba utrzymać w odpowiedniej wilgotności. Wilgotne od łez oczy zakochanego trzeba okładać tabliczkami z ołowiu. Krew trzeba upuszczać mu trzy do czterech razy w tygodniu. W przypadku silnej choroby z miłości, która zagraża przekształceniem się w wilkołactwo, trzeba upuszczać krew z żył na rękach do momentu wystąpienia całkowitej niewydolności serca. Czoło i twarz należy przeżegnać rozpalonym żelazem”. Kochająca się do szaleństwa para chichocze, czytając te słowa pod kołdrą, gdy w tym samym czasie przez scenę przechodzi sędziwy starzec, prawiąc mądrości dawnych pokoleń: „By zapobiec u kogoś erotycznej melancholii, należy sprawić, by zakochał się w innej osobie, a gdy zacznie spoglądać na nią zalotnie, natychmiast trzeba się postarać, by ją także jak najszybciej znielubił i zakochał się w trzeciej, i tak wielokrotnie, aż zupełnie zmęczy się miłością”. Miałam nadzieję, że uda mi się zrobić więcej notatek z tej arcyciekawej lektury, niestety stanęła nade mną zirytowana pani bibliotekarka, mówiąc, że już od 15 minut próbuje dać mi do zrozumienia, że mój czas się skończył. Przeprosiłam i zapewniłam, że już się zbieram. Kiedy odeszła, przewróciłam szybko kartkę, żeby móc złapać chociaż jeszcze kilka ciekawostek. Kolejny rozdział dotyczył leczenia bólem i strachem. Podobno przed rokiem 1800 wybuchła wśród rosyjskich żołnierzy epidemia i rosyjski generał wydał rozkaz, aby zakopać własne oddziały żywcem.
Wychodząc z biblioteki, nie myślałam już o spektaklu, ale o tym, że znalazłam lekarstwo na bolączki naszego świata. Miłość.
19-10-2022
Oglądasz zdjęcie 4 z 5