Kwadraciki
Agnieszka Berlińska, Szajna, Szajnisko. Portret zakulisowy, Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza, Warszawa 2024, 376 s.

„Kiedy ojciec mówił o nim per «Szajnisko», wiadomo było, że powie coś fajnego. Z Szajniskiem byłem…Szajnisko powiedział… Szajnisko to, Szajnisko tamto. […] Ale Szajnisko stawał się Szajną, kiedy ojciec go krytykował” – wspomina Aleksander Pszoniak, syn aktora Antoniego Pszoniaka. W domu aktora i Barbary Lasockiej bohater książki Agnieszki Berlińskiej był przez lata „czwartym domownikiem” (s. 240), a Pszoniak zagrał w najważniejszych warszawskich przedstawieniach Szajny, między innymi w Replice IV i Dantem. Nieprzypadkowo chyba w tytule biografii artysty autorka umieściła nie tylko jego nazwisko, ale również przydomek.
Portret zakulisowy przedstawia postać pełną sprzeczności i tajemniczą. Intencją książki Agnieszki Berlińskiej jest, moim zdaniem, nie próba rozwikłania owej tajemnicy, ale przedstawienia – w krótkich rozdziałach, niczym w krótkich filmowych ujęciach – pewnych sytuacji, a raczej wyobrażenia o nich, wspomnień, anegdot, rekonstrukcji okoliczności poszczególnych zdarzeń. W pięćdziesięciu pięciu rozdziałach autorka nie tylko rekonstruuje to, co znalazła w dokumentach, relacjach, przytacza fakty, opinie i ustalenia zawarte wcześniej w książkach poświęconych bohaterowi (a było ich niemało), ale przede wszystkim przytacza rozmowy, jakie sama przeprowadziła.
Niewątpliwą zaletą biografii jest właśnie jej reporterski charakter, odsłaniający drogę Berlińskiej w poznawaniu – ostatecznie niedokonanym – Józefa Szajny. Pierwszy z rozdziałów nosi tytuł Pierwsza serwetka i wydaje się właśnie początkiem opowieści nie o samym Szajnie, ale o tym, jak został zapamiętany. Stanisław Brudny, wieloletni przyjaciel artysty, wspomina, że zapełniał serwetki, czekając na kelnera, kawę, posiłek. A Berlińska pisze: „Kompulsywnie zapisywał strzępy wspomnień, złote myśli, olśnienia. Flashbaki z obozu. Jakieś zdanie, którego nie chciał zapomnieć. Złośliwy komentarz. Dialogi ze scenariusza, nad którym pracował” (s. 8). Zapiski z serwetek towarzyszą czytelnikowi aż do końca lektury tej biografii.
Książkę przeczytałam jednym tchem. Berlińska w krótkich ujęciach przedstawia kolejne sytuacje, zdarzenia, nie obciąża odbiorcy nadmiarem faktów, co nie znaczy, że przytacza ich niewiele. Przeciwnie, ale umieszczone zostały pośród znakomicie zakreślonego pejzażu czasów. W pierwszym rozdziale autorka nie tylko cytuje prośbę Szajny, skierowaną do Jerzego Fąfary, autora jego wojennej biografii („Niech pan wykleja kwadraciki. Kwadracik przy kwadraciku aż ułożą się w jakąś całość”), ale sama stwierdza: „To nie może być uporządkowana historia” (s. 8).
To „nieuporządkowanie” ma jednak bardzo precyzyjną dramaturgię. Berlińska skupia się ma okresie dyrekcji Józefa Szajny w Teatrze Studio, drugi rozdział (Mnie już nie ma!) opowiada o jego odejściu w 1981 roku, po nieco ponad dziesięciu latach od objęcia stanowiska. „Dyrektor stoi na krawędzi sceny” – tak rozpoczyna się opowieść o spotkaniu z zespołem w listopadzie 1980. Już w tym rozdziale można dostrzec strategię autorki: buduje kolejne sceny, przytaczając nie tylko relacje bezpośrednich świadków zdarzeń, ale również dokumenty, z których wyciąga wnioski niekiedy odbiegające od tego, do co dotąd wiedziano lub przypuszczano. Sięga po dzienniki (na przykład Marii Czanerle), potem również cytuje recenzje z kolejnych przedstawień – zarówno te pozytywne, jak i wprost atakujące estetykę Szajny. Berlińska, dodając kolejne kwadraciki, nie dąży do ułożenia całości. Raczej pozwala czytelnikowi łączyć niektóre z nich, intepretować kolejne fragmenty obrazu.
To wielka zaleta tej książki: opisuje się nie człowieka, ale sytuacje czy zdarzenia będące jego udziałem. Autorka nie tylko nie ocenia, ale czasem nawet nie nazywa pewnych zachowań, stanów, reakcji. Jedynie sugeruje, snuje przypuszczenia, stwierdza fakty, których nie komentuje (na przykład: „Nazwisko Grotowskiego nie pojawia się na żadnej serwetce”, s. 68). Jeśli pojawia się wprost formułowana ocena działań czy charakteru Szajny – to w relacjach tych, którzy zetknęli się z nim bezpośrednio. Berlińska nie uzurpuje sobie prawa do jednoznacznych stwierdzeń czy ocen – to kolejny walor biografii. Pobyt Szajny w obozie opisany został na kilkunastu stronach, ale doświadczenie wojenne ciąży nad opowieścią o całym jego życiu, całej twórczości.
„Jeżeli o wyobraźni można mówić, że ma szybkość, to wyobraźnia Szajny ma szybkość rakiety międzyplanetarnej” – stwierdził w audycji poświęconej artyście Andrzej Marzecki (s. 213). Rozmówcy Berlińskiej mówią o jego niezwykłej kreatywności, ale również o szorstkości, z jaką potrafił traktować współpracowników. O wybuchach gniewu, niekiedy o braku lojalności wobec współtwórców. O konformizmie, jaki mu niekiedy zarzucano. I wreszcie o zainteresowaniu seksem, które „było straszne. Wyżerało go od środka” (s. 194). Ostatni z tematów pojawia się jednak w książce tylko dwukrotnie – po raz drugi w niewielkim akapicie, w którym autorka pisze o niepokojach żony Bożeny Sierosławskiej.
Książka Berlińskiej ma jeszcze jedną cechę, która wydaje mi się szczególnie cenna – powściągliwość, ujawniającą się nie tylko w opisywaniu życia osobistego Szajny, ale również w kreśleniu politycznych uwarunkowań jego decyzji. I w ocenie jego późniejszej, coraz chłodniej ocenianej, twórczości, ostatnich – uważanych za nieudane – przedstawień.
Ostatnie lata życia artysty zrelacjonowane są krótko, ale – jak rozumiem – założeniem było skupienie się na okresie dyrekcji w Studio. Interpretuję tę autorską decyzję również inaczej: kilkadziesiąt lat temu nazwisko reżysera wymieniano jednym tchem obok nazwisk Grotowskiego i Kantora. Potem jednak, z dekady na dekadę znaczenie Szajny w polskiej historii teatru słabło. Książka Berlińskiej pozwoliła mi po części zrozumieć fenomen jego twórczości i fenomen jej recepcji.
<p class="text-align-right">12-11-2025</p>
Agnieszka Berlińska, Szajna, Szajnisko. Portret zakulisowy, Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza, Warszawa 2024, 376 s.
Oglądasz zdjęcie 4 z 5








