K/89: Palec

aAaAaA
Magiczny teatralny automat,
reż. Ondrej Spišák, Teatro Tatro

1.
Być może to wszystko przez nich. Gdzieś tak w okolicach Dnia Dziecka ubiegłego roku widziałem we Wrocławiu na festiwalu organizowanym przez Wrocławski Teatr Lalek kultowy spektakl Teatro Tatro Ondreja Spišáka Magiczny teatralny automat przygotowany bodaj jeszcze na olimpiadę w Vancouver. Przy teatralnym tarasie stała zaparkowana kolorowa ciężarówka przypominająca trochę samochód-bufet z hot-dogami lub lodami. Rozkładany bok tak zwanej paki posłużył za mikropodest, dalsza część sceny i kulisy były wewnątrz pojazdu, aktorzy pojawiali się też na dachu i między widzami. Obok ciężarówki kręcił się reżyser-maestro oraz biały miś. Jedna z zastawek wyobrażała tytułowy Magiczny Teatralny Automat – czyli maszynę do generowania scenek związanych z zimowymi dyscyplinami olimpijskimi. Z prawej strony wozu stało Koło Fortuny domowej roboty. Skoki narciarskie, curling, hokej, bobsleje, narciarski freestyle miały przypisany odpowiedni numerek. Dziecko-ochotnik kręciło tarczą, strzałka wskazywała na numer dyscypliny. Maszyna zaczynała dymić i chrzęścić, a po kilku minutach ekipa Teatro Tatro odgrywała krótką surrealną etiudę zainspirowaną wybranym sportem. W godzinę dawali radę zrealizować z pięć wylosowanych przez dzieci skeczy i opowieści. Byłem ciekaw, czy rzeczywiście zdają się na los, czy są w stanie grać je w dowolnej kolejności, powtarzać kiedy trzeba, bo jak na złość trafiła się znów ta sama dyscyplina. I czy mają tak zwane wyjście awaryjne. Mieli. Pierwsze dziecko zakręciło kołem i wypadły oczywiście skoki narciarskie. Dym, zgrzytanie, tytuł epizodu i zaczynamy. Jeden aktorów wlazł na dach z nartami i odegrał w miejscu skok najbardziej nieporadnego skoczka, takiego, przy którym słynny Eddie The Eagle to był prawdziwy fachura odbicia i mistrz telemarku. Lot narciarza urozmaicało nieoczekiwane spotkanie z czarnym ptakiem, animowanym przez innego Słowaka, skoczek przepędzał go niecierpliwie i wygrażał mu pięścią, niestety ptak wracał z dwa razy większą mamą i wtedy zaczynały się prawdziwe kłopoty. Trafienie kupą, dziobanie i lądowanie-katastrofa. Już. Kolejne dziecko kręci kołem i znów siódemka. Czyli skoki. To co, zagrają jeszcze raz to samo? Skądże. Spišák miał przygotowany inny wariant sceny. Ten sam skoczek, druga próba, ale tym razem niedawny pechowiec dogaduje się z ptakami, karmi je okruszynami z wyjętej z kieszeni kombinezonu kanapki, mama czarnego ptaszyska pomaga mu wzlecieć wysoko (skoczek chwyta ją za łapy i ląduje daleko). Rekord! Złoty medal! Koniec scenki. Do koła Fortuny podchodzi trzecie dziecko i chce kręcić… Wtedy jednak  aktywizują się reżyser-treser i aktor przebrany za niedźwiedzia polarnego.

Maestro grozi małej ochotniczce palcem: Drogie dziecko! Jeśli jeszcze raz wypadnie siódemka, to ten Biały Miś cię zje!

Miś robi zamach miotłą. Wybuch śmiechu. Groźba reasumpcji losowania. Uff! Na szczęście wypadła dwójka. Przedstawienie mogło ruszyć dalej. Maestro średnio jednak podobały się wylosowane numery, dlatego zarządził na finał scenkę ze swojej ulubionej dyscypliny: freestyle. Spektakl skończył się zgodnie ze scenariuszem.

Czasy takie, że wszystko się kojarzy z polskim sejmem. Nawet spektakle widziane przed wyborami. Nie dam głowy, ale zdawało mi się, że w tłumie pomiędzy dziećmi i rodzicami mógł stać pewien siwy korpulentny Pan w garniturze i diabolicznie się uśmiechać.

2.
O prawa do wystawienia fragmentu lub całości powieści Uległość Michela Houellebecqa wystąpiło trzynaście teatrów w Polsce. Stan na późną jesień 2015.

3.
Sejmowy Teatrzyk Brązowe Oczko przedstawia
Był 30 grudnia 2015 roku. Przez Sejm przepychano nową ustawą medialną. O godzinie 18.57 debata sięgnęła dna. Na mównicę sejmową wszedł poseł Piotr Kaleta (PiS) z polemiką wobec głosu Krzysztofa Mieszkowskiego (.Nowoczesna), który dopiero co chwalił media publiczne w Polsce, dziwił się, czemu PiS chce je zniszczyć. Poseł Kaleta (jakby opisała go słynna reporterka modowa Anna Śmigulec: „postawny czterdziestoparolatek, granatowa marynarka, czarny wąski krawat typu śledź, nieco wczorajsza biała koszula”) złożył  prześmiewczy wniosek o przerwę, „żeby pan Krzysztof Mieszkowski się trochę ogarnął”. Cytuję za relacją telewizyjną: „Ten człowiek nie potrafi założyć marynarki, nawet kiedy występuje także w naszym imieniu przy uchwale o solidarności z Francją [po zamachach w Paryżu]. Nie życzę sobie, żeby pan swoim brudnym, nie powiem gdzie trzymanym palcem mi groził”. Na sali śmiechy (prawa strona) i protesty połączone z buczeniem (lewa strona). Marszałek Kuchciński jednak reaguje, łamaną polszczyzną przywołuje posła Kaletę do porządku. Kamera pokazuje w ławach poselskich wstającego Mieszkowskiego. Dyrektor Teatru Polskiego ma na sobie cienką, modną, pikowaną marynareczkę typu przewodniczący Mao i rzeczywiście trzyma – uniesiony palec w górze. Jakby zgłaszał się do głosu lub wzorem rzymskich oratorów celował w sedno. Hipotezę, jakoby wykonywał znany z antycznej ikonografii gest rannego gladiatora proszącego przeciwnika/cesarza/widzów w amfiteatrze o łaskę – zdecydowanie odrzućmy. Jednak przypuszczalnie ten sam gest wykonywał podczas krytyki projektu PiS i stąd furia posła Kalety. Gesty z palcem grożącym, wskazującym na interlokutora nazywane są gestami batutowymi. „Batuty bardzo wyraźnie wiążą się z akcentami wypowiedzi oraz jej rytmem” – czytamy w literaturze fachowej. Wedle Anety Załazińskiej: „retorycznie są to jedne z najbardziej konfrontatywnych zachowań gestycznych, bardzo silnie negatywnie oddziałują na interlokutorów – zaostrzają spór”. Po obscenicznej szarży posła Kalety Krzysztof Mieszkowski wszedł na mównicę i ripostował w tym guście: „Proszę nie oceniać ludzi po wyglądzie, to jest właściwie kryterium rasistowskie”.

Powyższa scena dobrze ilustruje, z jakim zderzeniem cywilizacji mamy do czynienia w obecnym politycznym rozdaniu. Poseł Kaleta reprezentuje ziemię kaliską, jest przedsiębiorcą, pracował w gminie i ośrodku resocjalizacji, dwie kadencje temu był senatorem. Ostatnio głosowało na niego 6 848 osób. Mam nadzieję, że teraz się wstydzą. A może nie. Bo poseł Kaleta, sól tej ziemi, wyraził to, co zwykle czuje polski lud na widok dobrze ubranego, zadbanego inteligenta w okularach: „Długie włosy, znaczy się – pedał. Ma palec, to se go wsadza!”. Po aferze z pornoaktorami na scenie Teatru Polskiego pisowscy posłowie nie przebierają w obelżywych określeniach: podobno nazywają posła Mieszkowskiego sutenerem, polską Ciccioliną. To nawet byłoby zabawne, gdyby nie było przerażające. W połowie drugiego dziesięciolecia XXI wieku jedynym argumentem reprezentantów narodu – przepraszam, części narodu – w debacie z ludźmi kultury są skojarzenia obsceniczne. Nie, nie chcę powiedzieć, że Mieszkowski stał się obiektem pisowskich drwin w miejsce Anny Grodzkiej, bo w ich oczach spełnia kilka warunków definicji odmieńca i ofiary: jest wolny i nieskrępowany konwenansem.

Wersal się skończył! Mamy wojnę kulturową. Mieszkowski zresztą też zaczepia i upokarza ich świadomie. Pamiętacie to jego wystąpienie po expose premier Szydło, w którym wymienił kilkanaście nazwisk polskich twórców znanych i cenionych w Europie, żeby przypomnieć rządowi, że kultura jest jednym z najlepszych polskich towarów eksportowych? Posłowie z PiS-u (jak pewnie i z Platformy, i PSL) pewnie słyszeli je pierwszy raz w życiu. I zrozumieli tylko tyle, że on ich tą lista obraża. Feralny palec Krzysztofa Mieszkowskiego, palec, który w debacie o ustawie medialnej tak obrazowo zranił posła Kaletę (specjalnie dla Jacka Zembrzuskiego, fanatyka egzaminów maturalnych i w ogóle wyższego wykształcenia polemistów w debacie publicznej sprawdziłem, że poseł ukończył Pomaturalne Technikum Budowlane, co samo w sobie nie jest niczym nagannym, ale daje dość słabe alibi w rozmowie o kulturze i mediach), przywołuje jednak pewne teatralne asocjacje. Bo mówi Pijak w Ślubie: „I ja cię tym palicem dutknę!”. Czy jakoś tak, bo cytuję z pamięci. Palic Pijaka jest przeciwko patriarchalnemu i monarszemu porządkowi Ojca. Palic jest przeciwko fikcji i pozorowi. Pamiętam, jak Krzysztof Globisz u Jarockiego dźgał nim powietrze, jakby dziurę w niebie robił, jak rozkołysał nim sceniczny świat, jak ruszał nim aktorami w lewo i prawo, jak wreszcie uciekał przed nim, palicem wszechmocnym, Ojciec Jerzego Treli, jak sam się tym pijackim palicem zarażał, jak ten gest od Pijaka przejmował, czyniąc zeń kolumnę do podtrzymywania świata, ludzko-świński axis mundi

(Notabene o tym samym palicowym geście z wileńskiego spektaklu Jacka Zembrzuskiego z początku lat dziewięćdziesiątych dziennik „Lietuvos Rytas” napisał, że: „przypomina basztę ze wzgórza Giedymina, tak stoi prosto, odwiecznie i dumnie”! Jacek mówił potem w wywiadach, że bardzo chciał przypiąć do tego palca miniaturową litewską flagę, ale ówczesny dyrektor rosyjskojęzycznego teatru na Pohulance, gdzie ten Ślub powstawał, kategorycznie się nie zgodził i scena ta niestety przeszła do miejskiej legendy w formie nieco odbiegającej od pierwotnych intencji reżysera.)

Czym innym jest w takim razie palec Mieszkowskiego, tak drażniący pisowskich posłów, jak nie owym gombrowiczowskim palicem? Polska osiedlowa może i niewiele czyta i ogląda, ale intuicję obrazy lub jej braku ma. W tłumaczeniu sztuki Jakiś i Pupcze Hanocha Levina, zdradzającej niejakie powinowactwo ze Ślubem, palic oznacza męskie przyrodzenie, które odmawia Jakisiowi posłuszeństwa. Tymczasem palic Mieszkowskiego grozi karnej drużynie PiS-u. Nie pozwolimy! Nie wygracie! Zapamiętamy was! Palic z ręki posła .Nowoczesnej stoi dumnie na straży demokracji.

Na miejscu Krzysztofa machałbym tym palcem za każdym razem, zawsze na mównicy, zrobił z niego znak rozpoznawczy posła, temat każdego zdjęcia, każdej relacji telewizyjnej. Katon miał swoje „Ceterum censeo Carthaginem delendam esse”, Andrzej Lepper: „Balcerowicz musi odejść!”; Mieszkowski pokazywałby palec wrogom demokracji. Wskazujący lub środkowy – zależnie od sytuacji. Słowa zawsze przegrywają z mową ciała. Był gest Kozakiewicza, niech będzie palec Mieszkowskiego.

4.
Akurat w tym miejscu przypomniało mi się, że przełom roku to czas tych przeklętych rankingów, w których krytycy wskazują palcem, jakie spektakle w minionych dwunastu miesiącach były najlepsze i najważniejsze. Bo oni je widzieli, cenią i teraz polecają. Kołonotatnik jest wrogiem list przebojów i rankingów intelektualnej grozy. Zacytujmy tu jednak listę The best of the Polish progressive theatre, ułożoną przez Witolda Mrozka w „Gazecie Wyborczej”:
Kategoria: Najlepsze przedstawienie roku 2015
Teatr Polski w Bydgoszczy: Wojny których nie przeżyłam Agnieszki Jakimiak, reż. Weronika Szczawińska
Kategoria: Najlepsze przedstawienie o Kaliszu
Teatr Bogusławskiego w Kaliszu: Klęski w dziejach miasta Agnieszki Jakimiak, reż. Weronika Szczawińska
Kategoria:  Najlepszy spektakl zakazany sądownie
Komuna Warszawa: Teren badań Agnieszki Jakimiak, reż. Weronika Szczawińska
Kategoria: Najlepszy spektakl w repertuarze Narodowego Starego Teatru z zeszłego roku dedykowany Konradowi Swinarskiemu i grany stanowczo zbyt rzadko
Narodowy Stary Teatr w Krakowie: Geniusz w golfie Agnieszki Jakimiak, reż. Weronika Szczawińska

Zmyślam, ale tylko trochę, co potwierdzą wszyscy czytelnicy „Gazety Wyborczej” i noworocznego rankingu Mrozka. W twórczości krytycznej i rankingowej Witolda Mrozka obserwujemy działanie tak zwanego efektu przegięcia. Im częściej i mocniej Mrozek chwali, broni, promuje i nagradza teatr Weroniki Szczawińskiej, tym większą podejrzliwość i chęć weryfikacji to budzi. Zwłaszcza u kolegów krytyków. No i jest absolutnie przeciwskuteczne. O czym przekonał się swego czasu Roman Pawłowski. Fakt, odkrył i wylansował dramaturgię Ingmara Villqista, zachwycał się słusznie, ale kiedy Villqistowi zdarzyły się sztuki słabsze i chybione, gorzej wyreżyserowane i napisane, Pawłowski zachwytów nie zaprzestał. No i na jakiś czas przestaliśmy wierzyć w Ingmara Villqista. Wiarę odzyskujemy dopiero teraz, po latach.

Witek, ja również szanuję teatralne poszukiwania Weroniki Szczawińskiej, ale działają chyba jeszcze w tym kraju jacyś inni reżyserzy, prawda?

5.
Gdyby ranking Witolda Mrozka mógł być przedmiotem interpolacji poselskiej, Krzysztof Mieszkowski dostałby od marszałka Kuchcińskiego minutę na wypowiedź, a potem wyłączono by mu mikrofon. Ciekawi mnie, ile nazwisk zdołałby wymienić Krzysztof Mieszkowski w czasie tej jednej minuty (spróbujcie Państwo przeczytać poniższy zestaw tak szybko, żeby się zmieścić w 60 sekundach):
Krystian Lupa, Mikołaj Grabowski, Monika Strzępka, Krzysztof Warlikowski, Grzegorz Jarzyna, Ewelina Marciniak, Łukasz Czuj, Wojciech Kościelniak, Michał Borczuch, Remigiusz Brzyk, Marcin Liber, Anna Augustynowicz, Piotr Cieplak, Wiktor Rubin, Jacek Głomb, Magdalena Szpecht, Agata Biziuk, Radosław Rychcik, Iga Gancarczyk, Wojciech Faruga, Anna Karasińska, Katarzyna Szyngiera, Łukasz Twarkowski, Jędrzej Piaskowski, Michał Salwiński, Cezary Iber, Marta Górnicka, Anna Smolar, Krzysztof Garbaczewski, Julia Mark, Michał Kotański, Agata Dyczko, Małgorzata Warsicka, Bartosz Frąckowiak, Paweł Wodziński, Aneta Groszyńska, Judyta Berłowska, Piotr Kruszczyński, Lena Frankiewicz, Maciej Gorczyński, Wawrzyniec Kostrzewski, Tomasz Cyz, Michał Kmiecik, Zbigniew Brzoza, Marcin Hycnar, Bartek Żuro...

Marszałek Kuchciński: „Panie pośle, odbieram panu głos!”

6-01-2016

Oglądasz zdjęcie 4 z 5