K 85/Kadencja i substancja

aAaAaA

„Złe jest to wszystko i skończy się źle” – powiada klasyk. Niecierpliwie czekamy na rozstrzygnięcie losów Jana Klaty, dyrektora Narodowego Starego Teatru. Podejrzewamy, że jest na celowniku nowej władzy. Jakieś kroki przeciwko niemu już zostały podjęte, nie wiadomo tylko, czy to zasłona dymna, harce wstępne czy decydujący atak. Pozwolę sobie przedstawić pięć najbardziej prawdopodobnych teorii na temat tego, co „oni” zrobią.

Hipoteza 1
Z dużej chmury mały deszcz

A jednak… Jan Klata zostaje do końca kadencji. Jedyna kara, jaka spotyka teatr, to uszczuplenie dotacji, nieustanna połajanka w prawicowych mediach, jawne zbieranie haków, bo a nuż nagle znajdzie się administracyjno-ekonomiczny pretekst do wcześniejszej zmiany. Gdyby rzeczywiście tak się potoczyły wypadki, słynną już misję Konrada Szczebiota należałoby postrzegać jako ministerialny akt łaski. Wanda Zwinogrodzka z wicepremierem Glińskim mogli przecież zamówić ocenę artystycznego poziomu dyrekcji Jana Klaty od Andrzeja Horubały lub Jacka Zembrzuskiego. Albo ulepić z nieżyczliwych recenzji, zawsze się takie znajdą przy obecnym rozstrzale opinii. Mogli. A zamówili ją u rozsądnego młodego autora, niekojarzonego dotąd z prawicowymi harcownikami. Czyli – nie taka władza okrutna, jak ją malują. I prawa przestrzega. I da człowiekowi szanse na poprawę… Albo zwyczajnie rozumie, że nie da się otworzyć aż tylu frontów na raz. Ważniejsza w końcu jest pacyfikacja Trybunału i odzyskanie telewizji. Narodowy Stary Teatr może poczekać. Aż do odpowiedzialności za tę scenę dojrzeją odpowiednie kadry. Za dwa lata na miejsce Jana Klaty będą mogli zgodnie z prawem zgłosić nawet konia Kaliguli.


Hipoteza 2
Hardcore

1 stycznia 2016 roku dyrektorem Starego zostaje Jerzy Zelnik. Duże prawdopodobieństwo tej teorii wynika z tego, że jako jedyny z osób pojawiających się w otoczeniu Naczelnika nie dostał jeszcze nic. A przecież prowadził konferencję prasową poświęconą polityce kulturalnej PiS, mówił jednym głosem z Jarosławem Kaczyńskim. Godnie zniósł radiowe ciosy i telefoniczne prowokacje ze strony Lizuta i Wojewódzkiego. Zelnik kilka tygodni temu przyjechał do Krakowa, wybrał się na Wroga ludu i demonstracyjnie wyszedł podczas stand-upu Juliusza Chrząstowskiego, najpewniej prowadził też jakieś tajne konsultacje z krakowskimi środowiskami. Z grupą Gadomskiego i Markowskiego i tak zwanym salonem. To po co był ten rekonesans? Chyba nie z czystej miłości do progresywnego teatru! Pokażcie mi warszawskiego aktora starszego pokolenia, który dobrowolnie jedzie do Krakowa na Klatę! Więc od nowego roku do Starego przychodzi Zelnik, a Klatę zwalniają pod pretekstem nieprawidłowości proceduralnych przy konkursie, za dumping cen biletów, za niegospodarność, szarganie świętości, z powodów wyższej konieczności dziejowej (niepotrzebne skreślić). Odejście Klaty zbiega się w czasie z czystką w telewizji, media opozycyjne nie nadążają z relacjonowaniem obu kryzysów, pucz w Starym Teatrze zostaje przykryty bardziej spektakularnym przejęciem TVP. Dyrektorem jest Jerzy Zelnik i co nam zrobicie? Klata może co najwyżej odwołać się do sądu pracy i nawet wygrać, ale kto by tam wykonywał jego postanowienia, skoro wola narodu jest taka, by Klaty nie było. Ten scenariusz ma jednak podstawową słabość. Jerzy Zelnik nie ma ludzi – reżyserów, aktorów, dramatopisarzy, którzy by z nim przyszli do Starego na miejsce zwolnionych lub demonstracyjnie składających wymówienia członków zespołu. Wystarczy spojrzeć na listę współpracowników i afisz z czasów jego dyrekcji w Teatrze Nowym w Łodzi, by zrozumieć, że nie da się tej mizerii powtórzyć w Krakowie. A co z premierami zaplanowanymi przez Klatę na drugą połowę sezonu? Tak po prostu anuluje się umowy – już zapewne podpisane – z duetami Janiczak i Rubin, Strzępka i Demirski? I co w zamian? Ile tytułów zejdzie nieodwracalnie z antywspólnotowego repertuaru Klaty? I czym je szybko zastąpić? Gościnnymi występami? Wieczernicami patriotycznymi? Niskobudżetowymi produkcjami grupy „represjonowanych” dotąd twórców? Nawet prawicowy Teatr Narodowy musi mieć repertuar. Na co komu pusty gmach?


Hipoteza 3
Gambit królewski

Skoro Zelnik nie przejdzie, bo nie ma armat, a wyrok na Klatę zapadł, władza stawia na twórcę umiarkowanego, przewidywalnego, niechętnemu nowemu teatrowi, aczkolwiek z sukcesami artystycznymi i doświadczeniem dyrektorskim. I koniecznie z Krakowa. Puśćmy wodze fantazji. A jeśli zeszłotygodniowy tekst najlepiej poinformowanego dziennikarza pod Wawelem, Wacława Krupińskiego, dokonującego znamiennej wolty i wnioskującego o pozostawienie Klaty na stanowisku, ale odebranie jego scenie narodowego statusu i przeniesienie dofinansowania wraz z przymiotnikiem do Teatru im. Juliusza Słowackiego, nie był tylko felietonistyczną szarżą? Takie teksty nigdy nie ukazują się bezkarnie i ni pri czom. A może chodziło o wskazanie, że jest w Krakowie dyrektor, który uspokoi nastroje, który prowadzi teatr ze statecznym repertuarem, lubiany przez widzów i wcale nie zamknięty na młodych twórców. Krzysztof Orzechowski kończący po wielu latach chyba swoją przygodę z dyrekcją Słowackiego mógłby się, jak mawia Jerzy Pilch „godnie przesiąść”. Dyrekcja w Starym byłaby pięknym zwieńczeniem kariery. Salony krakowskie przyklasnęłyby temu rozwiązaniu z ulgą, a i dobry, mieszczański widz wróciłby na Jagiellońską. Orzechowski przyjąłby propozycję pod hasłem ratowania substancji. Jeśli Klata jest nie do ocalenia, a Zelnik oznacza śmierć artystyczną teatru, ocalić trzeba miejsce, aktorów, tradycję, część repertuaru. Owszem, byłoby to robienie Teatru Słowackiego w Teatrze Starym. Ale może o to właśnie chodzi? Nie słyszałem o żadnych protestach przeciwko spektaklom za dyrekcji Orzechowskiego, nawet gdy miał w swoim repertuarze Porcelankę Dudy-Gracz, przedstawienie obyczajowo o całe gołe niebo radykalniejsze od wszystkich produkcji Klaty. I może to rozwiązanie właśnie postuluje w swym tekście w zakamuflowany sposób Wacław Krupiński. Nie mam żadnych dowodów, że tak może być, że Krzysztof Orzechowski podjąłby się tego zadania z błogosławieństwem nowego ministra, ale… Spekuluję, że część zespołu Starego Teatru, zdając sobie sprawę z grozy sytuacji i chcąc ratować cokolwiek, przystałaby na taki deal: w końcu to tylko jeden trudny szef zastąpiony innym trudnym szefem.


Hipoteza 4
Casus Hanuszkiewicz

Nieoczekiwanie, bo jednak PiS lubi zaskakiwać, na miejsce Jana Klaty przychodzi twórca młodego pokolenia, markowy, popularny, ba, nawet o lekko lewicowej inklinacji. Też z hasłem rozsądnej kontynuacji, aczkolwiek z lekką korektą kursu na ustach. I mamy sytuację jak z warszawskiego Teatru Narodowego po marcu i Dziadach, kiedy Kazimierza Dejmka zastąpił Adam Hanuszkiewicz. Tak, spadło na niego odium, środowisko czuło niesmak. Ale Hanuszkiewicz robił swoje i jakieś racje stały po jego stronie. Po kilku latach mógł nawet powiedzieć – wygrałem! Przekonałem was swoją konsekwencją, programem, stylem. Czy Redbad Klynstra, nie tak dawno jeszcze wzięty reżyser, kultowy aktor od Krauzego, Jarzyny, Warlikowskiego, artysta o poglądach zdecydowanie prawicowych, ale niekojarzący się nijak z teatralną konserwą, odmówiłby przejęcia teatru po Klacie? Też w pewnym sensie ratowałby przed totalnym rozpiżem teatr, młodych twórców, aktorów. Byłby „ich”, ale i trochę „nasz”.


Hipoteza 5
Sąd Boży

Po rozjemczej interwencji Pana Prezydenta Dudy ustalono by na najwyższym szczeblu, że bitwę o Stary Teatr rozstrzygnie bezpośrednie, fizyczne starcie między Janem Klatą a Jerzym Zelnikiem. Byłby to podpowiedziany przez Jarosława Marka Rymkiewicza staropolski Sąd Boży. Obaj panowie mogliby się na przykład okładać różańcami. Wódz Cymbrów i Teutonów tuż przed bitwą z Rzymianami pod Vercellae wyzwał Gajusza Mariusza na pojedynek o Italię. Niestety, Mariusz odmówił. Gdyby postąpił inaczej, Jerzy Zelnik miałby piękny wzorzec osobowy do naśladowania.

*

Jeśli jednak spełnią się te najczarniejsze scenariusze, poczujemy naprawdę, co to znaczy bezsilność. No bo co będzie można realnie uczynić?

Podpiszemy siedemset pięćdziesiąty list protestacyjny. Zabierze głos Stowarzyszenie Dyrektorów Scen Polskich. ZASP. Obywatele Kultury. Instytut Teatralny. Profesorowie i autorytety. Ba, nawet Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Pójdziemy na wiec pod teatrem. Nawet trzy dni pod rząd. Przyniesiemy gwizdki i wuwuzele. Naprzeciw będzie stała jakaś kontrdemonstracja. Może się nawet poszarpiemy. Ja bym się poszarpał. Wygenerujemy w Internecie milion złośliwych jak jasna cholera memów. Pójdzie fala hejtu na Fejsie. Poczujemy wyższość moralną nad panem ministrem. Załamiemy ręce z powodu kolejnego nadużycia prawa i dobrego obyczaju. Napiszemy ostre teksty publicystyczne. Część aktorów z zespołu, zwłaszcza tych młodszych, bez rodzin i kredytów, odejdzie w proteście. Komuś bardziej nieprzejednanemu wpadnie do głowy strajk okupacyjny. Nowego dyrektora wniosą do gabinetu ochroniarze, jak ongi Grzegorza Królikiewicza do Teatru Nowego za łódzkiej prezydentury Kropiwnickiego. Tyle że nie będzie to straż miejska, a BOR lub prawicowi aktywiści. Zaalarmujemy Europę. „Theater Heute” opublikuje artykuł solidarnościowy. Na festiwalu w Tampere Klata zostanie powitany burzą oklasków, w rumuńskim Sibiu ogłoszą minutę ciszy za Starym Teatrem.

Co dalej? Jestem sobie w stanie wyobrazić bojkot Starego. Niepisanie o jego premierach, drwiny z dyrekcji na konferencjach prasowych. Palenie zniczy pod teatrem, seryjne odmowy współpracy ze strony reżyserów, autorów, tłumaczy i stowarzyszeń twórczych. No, ale to na dłuższą metę jednak dziecinada. Jedność środowiska potrwa chwilę. Jak zawsze. Zaczną się pojawiać pierwsze dylematy, jak dalej trzeba się zachować w tej sytuacji. Niby wszyscy zadeklarują, że będą bronić i protestować. Problemem będzie jednak skala i gorliwość tego protestu. Jan Klata zadarł z tyloma osobami i środowiskami, że dla wielu sam fakt, a nie tryb odwołania dyrektora Starego stanie się powodem do satysfakcji. Cichej, bo cichej, ale jednak.

Bojkot Starego pod nową dyrekcją będzie oznaczał śmierć tej sceny, nowa dyrekcja – pełzającą degradację artystycznego prestiżu. Dobrego wyjścia nie znajdziemy. Bo mówiąc szczerze: niewiele możemy. Jeśli Klatę odwołają, to zostaje nam obrona werbalna i gesty w przestrzeni symbolicznej. O co będzie ta walka? O ciągłość kariery Jana Klaty? O spektakularny gest artystycznego męczeństwa? O przyzwoitość i dotrzymanie umowy ze strony rządu i ministra, bo kadencja to jednak kadencja?

Stary Teatr to dziś instytucja, nad którą wisi nieunikniony wyrok. PiS potrzebuje symbolicznej zmiany. Teraz lub za dwa lata. Klata nie ocaleje. Zaoranie teatru w jedną stronę skutkuje zaoraniem w drugą. I nie ma tu nic do rzeczy fakt, że PiS widzi u Klaty kontrowersje i obcość kulturową, której nie ma. Pomijając radykalne wypowiedzi w wywiadach, pod względem formy teatralnej Jan Klata jest w tym samym punkcie, co w czasach, gdy wnikliwe i pełne troski o Polskę rozmowy z nim publikowała Joanna Lichocka. Nazywając sprawę po imieniu: balastem Klaty nie jest brak sukcesów artystycznych ani brak wizji reformy Starego Teatru, ani tym bardziej antypolskość, obrazoburczość czy nawet nieumiejętność zarządzania „zasobami ludzkimi”. W krucjacie przeciwko Klacie jest tyle furii, bo prawica czuje się jak odtrącony kochanek. Mógł być nasz, bo katolik, ale nie chciał. To teraz będzie miał za swoje.

9-12-2015

Oglądasz zdjęcie 4 z 5

Powiązane Teatry

Logo of Narodowy Stary Teatr im. Heleny ModrzejewskiejNarodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.