Jan Kulczyński, Aleksander Bardini i inni
Wspaniale się stało, że telewizja pokazała przedstawienie Djordje Lebovica z roku 1971 pod tytułem Lalka w reżyserii Jana Kulczyńskiego.

Wspaniale się stało, że telewizja pokazała przedstawienie Djordje Lebovica z roku 1971 pod tytułem Lalka. w reżyserii Jana Kulczyńskiego.
Przedstawienie jest niezwykłe, niezwykłe są jego losy, niezwykłe aktorstwo.
Zdumiewająco współczesna kreacja Haliny Mikołajskiej.
A najbardziej niezwykły i godny szacunku jest reżyser tego spektaklu, profesor Jan Kulczyński.
Tak już bywa, że są ludzie skromni, mądrzy, utalentowani, taktowni i dobrzy.
Rzadko, ale jednak się zdarza.
Janek miał te wszystkie cechy. Przez lata sprawował funkcję dziekana Wydziału Reżyserii w warszawskiej Szkole Teatralnej, obecnie zwanej Akademią.
Osoby przez niego uczone to mniej więcej 50% wszystkich współczesnych reżyserek i reżyserów działających obecnie w teatrach na terenie Polski.
Jan Kulczyński nigdy się tym nie chwalił. Szczerze mówiąc, bywa mi przykro, gdy docenia się inne wielkości z tamtego czasu, chociaż niewątpliwie i tamte osoby zasługują na uznanie. Świetnie np., że jest Fundacja im Zygmunta Hübnera, ponieważ pan Zygmunt niewątpliwie na pamięć zasługuje. Smutno, że tak niewiele wydarzeń i miejsc upamiętniających dotyczy Adama Hanuszkiewicza, Erwina Axera, Aleksandra Bardiniego czy właśnie Jana Kulczyńskiego.
Ponieważ Jan Kulczyński miał doświadczenie zarówno reżyserskie jak i aktorskie, jego umiejętność prowadzenia aktorów była wręcz demoniczna.
W czasach, kiedy takie zabiegi jak obsadzanie kobiet w rolach męskich zdarzało się bardzo rzadko, Kulczyński potrafił wyreżyserować genialny Wieczór trzech Króli w skromnym, maleńkim teatrze Stara Prochownia.
Było to przedstawienie zdumiewające — pełne wdzięku zabawy i mądrości.
Zrealizował też w telewizji Wesele Stanisława Wyspiańskiego, które jeśli mam być szczery mimo gorszej jakości obrazu, cenię nieco wyżej niż film Andrzeja Wajdy.
Piękny plastycznie film pana Andrzeja niemiłosiernie obchodzi się z wierszem Wyspiańskiego.
W telewizyjnym Weselu reżyserowanym przez Jana Kulczyńskiego wiersz płynie w sposób nieskazitelny, a obsada jest najlepsza z możliwych.
Kulczyński potrafił mnóstwo, także dlatego, że był uczniem Aleksandra Bardiniego.
Ta silna grupa zwolenników reżyserii krytycznej, wnikliwej i jednocześnie pokornej wobec literatury, ścierała się w tamtych czasach z innym nurtem -bardziej progresywnym.
Adam Hanuszkiewicz należał do nurtu progresywnego. Goplanę posadził na motocykl a Gustawa-Konrada podwieszał na linie alpinistycznej.
W pewnym sensie można powiedzieć, że mu się opłaciło, bo o tych jego dokonaniach wówczas mówiło się dużo.
I znów – z perspektywy lat – odwaga Hanuszkiewicza jako twórcy i realizatora w nowo powstającym wówczas Teatrze Telewizji wydają mi się istotniejsze niż jego eksperymenty sceniczne.
Nie chciałbym, aby ten tekst był wyłącznie wspomnieniem o ludziach, których znałem i których odejście stało się dla mnie i dla wielu innych dojmującym ciosem.
Wkraczam więc teraz na teren słabo mi znany, czyli teren metodologii historii teatru.
Podejmuję to ryzyko z lękiem, bo jestem amatorem, ale amatorem ambitnie obserwującym rzekę wszelkich publikacji płynącą w tej dziedzinie.
Karol Estreicher, którego zabytkowe wydanie Historii Teatru Polskiego odziedziczyłem po znakomitym aktorze i reżyserze Wojciechu Skibińskim, pisał o tym co wiedział i widział.
Czasem informował czytelnika, że aktorka, pani X. miała na przedstawieniach nieumyte włosy, a pan Y. w roku 1882 był w Krakowie bożyszczem kobiet.
Często Estraicher pisze, że jakaś trupa zbankrutowała, bo antreprener źle prowadził intersa więc aktorzy poszli do innego fachowca.
Metodologia taka, choć do pewnego stopnia naturalna nie wydaje się obecnie (poza portalami plotkarskimi) zbyt częsta.
Króluje raczej podejście socjologiczne.
Szansę na szczegółowe opisanie mają zdarzenia teatralne, które liczą się dlatego, że odegrały lub zdaniem piszących historię powinny odegrać istotną rolę społeczną.
Wiadomo oczywiście, że Wesele Figara przyczyniło się do wybuchu rewolucji francuskiej a Dziady Dejmka to początek rewolty studentów w 68 roku.
W obu przypadkach oczywistość związku wydaje się niewątpliwa.
Jednak subtelne nici wiążące twórczość Kantora, Lupy, Hanuszkiewicza, Bardiniego czy Kulczyńskiego z jakąś wielką zmianą społeczną są już znacznie trudniejsze do wykrycia.
Kto na przykład zauważy, że gdyby nie brak uprzedzeń i gotowość do przyjmowania kobiet na Wydział Reżyserii przez profesora Kulczyńskiego, nasz dzisiejszy teatr wyglądałby inaczej?
Kto napisze, że jego nowatorski Wieczór trzech Króli, czy znakomita książka Rozbieranie Hamleta - miały wpływ na świadomość pokoleń twórców? Ba, mają do dzisiaj.
Kto doceni odwagę, jaka była potrzebna wówczas do zrealizowania Lalki, opowieści o niewolnicach seksualnych w niemieckich obozach koncentracyjnych?
Deifikacja wybitnych aktorów, często jeszcze za ich życia, postępuje sprawnie, bo przy znacznej dostępności do materiałów źródłowych oraz gotowości samych bohaterów do snucia wspomnień napisanie książki bywa dosyć proste.
Odkrycie roli, jaką znakomici artyści z drugiej strony rampy odegrali w zmienianiu się naszej rzeczywistości, wymaga solidnej pracy analitycznej.
Kiedy Joanna Krakowska zauważyła, że pierwszą reżyserką Kartoteki Różewicza była kobieta - Wanda Laskowska pomyślałem sobie, że świetnie się stało i że warto może przejrzeć niedawną historię polskiego teatru z nieco innej perspektywy.
Prześniona rewolucja naprawdę czeka na swoich wnikliwych badaczy.
Na przykład nie mam się z kim podzielić takim wspomnieniem: narada w sali Senatu Akademii Teatralnej. Rok przełomu.
Jest wiele osób, które koniecznie chcą się przyczynić do tego, aby rząd Mazowieckiego dostał wsparcie od ludzi kultury.
Ernest Bryl czyta kilka pomysłowych haseł - wierszy mających zmobilizować naród.
Wśród nich: „Jesteśmy wreszcie we własnym domu- nie stój, nie czekaj- pomóż!”.
Bardini patrzy na Kulczyńskiego, obaj uważają właśnie to hasło za najlepsze.
Bardini proponuje: „Może jeszcze dodać Co robić? Pomóż!” Ernest Bryl akceptuje zmianę.
Maja Komorowska i Zofia Kucówna deklarują chęć szybkiego przekazania wiadomości o haśle premierowi Mazowieckiemu.
Mariusz Walter instruuje Bardiniego, z kim trzeba rozmawiać w telewizji.
Pamiętam jeszcze parę szczegółów, ale czekam na telefony od historyków teatru.
Jak daleko stąd jak blisko.
<p class="text-align-right">16-04-2025</p>
Oglądasz zdjęcie 4 z 5