Grzybki z barszczem

Teatr Dramatyczny im. Gustawa Holoubka w Warszawie, Era Wodnika, reż. Małgorzata Warsicka

aAaAaA

fot. Karolina Jóźwiak

Spektakl o hipisach? Kończy się tak, jak myślicie – piosenką Let the Sunshine In. Piszę to od razu, bo nie wszyscy widzowie mają tyle cierpliwości, żeby obejrzeć Erę Wodnika do końca. Trudno ich za to winić.

Małgorzata Warsicka wyreżyserowała w Teatrze Dramatycznym przedstawienie typu barszcz. Taki nie za wodnisty, bo zasypany grzybami. Ale nie tymi wesołymi, nie ma tak dobrze. Piosenki z Hair, cytaty ze Skowytu Ginsberga, co słynniejsze metafory Gandhiego, ale i nawiązania do realiów Polski końca lat 60., które raczej potęgują bałagan niż zdobią mozaikę. Akademia Teologii Katolickiej jako azyl dla miłośników gitarowej muzyki i haszyszu, Ryszard „Pies” Terlecki jako przykład nieoczywistych życiorysów osób zaangażowanych w kontrkulturę, a na dodatek echa Zniewolonego umysłu Miłosza. Wszystko plakatowe, niepogłębione (jak wtręty w nawiasach, które mają nas przekonać, że autorzy odrobili pracę domową i przeczytali lektury). A szkoda, bo prawie każdy z tych wątków starczyłby na osobny spektakl. Rozumiem jednak, że atrakcyjny materiał na dużą scenę powinien odznaczać się rozmachem. Dlatego zamiast wnikliwej wiwisekcji otrzymaliśmy rozciągniętą na sześć dekad panoramę kulturowo-społecznego fenomenu. Spektakularna poza pomysłem jest jedynie warstwa wizualna. Katarzyna Borkowska (scenografia, kostiumy, światło) stworzyła świat, który choć mieni się stubarwnie, pozostaje spójny i nieprzegadany. W przeciwieństwie do całej reszty.

Zaczyna się od PRL-owskiej Warszawy, a kończy na współczesnych plażach Goa, gdzie ostatni idealiści stają oko w oko z deweloperami i prawdą o sobie samych. Walka o wolność sprowadza się do fantazji o budowie płotu, który oddzieli ich od reszty świata. Taki obraz nasz, globalnopółnocny. Przewodnikiem w wędrówce od szarych ulic do złotego piasku jest Adam, pogubiony życiowo aktor na tropie przemocowego ojca-hipisa, który zanim porzucił rodzinę, donosił Służbie Bezpieczeństwa na kolegów i koleżanki. Dzięki konszachtom z bezpieką zdołał wyjechać do Kalifornii, a stamtąd do Indii, gdzie przystawszy do lokalnej komuny, został guru. Czy to duchowa metamorfoza czy zmiana maski? Czy wolna miłość wyleczyła go z bicia partnerek? Skrzywdzony syn nie traci czujności. Ojca już nie ma, ale wciąż żyją jego towarzysze i towarzyszki, którzy znają prawdę. Kłopot w tym, że jej poszukiwanie zdaje się pretekstem, a ona sama niewiele nas obchodzi.

Adama gra Paweł Tomaszewski i robi co może. Jego dystans i nieprzeszarżowana ironia bywają błogosławieństwem. Wyróżnia się również Marianna Linde w roli Miriam. Zwłaszcza gdy śpiewa, powściągliwie akompaniując na gitarze. Są w tym swoboda i delikatność. Tym cenniejsze, że muzyka, za którą odpowiadają obecni na scenie Kamil Pater i Jacek Prościński, razi nachalnym uwspółcześnieniem. Psytrance w scenie narkotykowego tripu pasuje co prawda jak tata do mamy, ale klasyczne kompozycje z lat 60. brzmiałyby lepiej bez nagminnie nadużywanego dziś efektu autotune.

Tomaszewski i Linde fundują nam też kilka cennych minut na początku drugiego aktu. Oglądamy scenę narodzin relacji i dojrzewania światopoglądowego sporu. Obydwoje są przedstawicielami kolejnego (ostatniego?) pokolenia. I to oni muszą udzielić odpowiedzi na pytanie o przydatność ideałów ich rodziców. Adam wyrzuca posthipisom, że stracili wszelkie ambicje i już nie wierzą w wywrócenie świata miłością. A taka wiara – nawet jeśli naiwna – wzbudza szacunek. Piętnując hipokryzję plażowej komuny, nie natyka się na żaden poważny opór. Koronny argument Miriam brzmi bowiem: „Mamy własne warzywa!”. Pomimo nierówności dyskusji i łatwej krytyki, wreszcie dzieje się coś, w co można się zaangażować.

Trudno pojąć, dlaczego nie ma takich momentów więcej. O tym, że Warsicka rozumie, iż sednem dramatu jest konflikt świadczy przecież cała rola Adama. Rezerwa i ciekawość, które determinują jego postać, okazują się zbawiennym kontrastem wobec postaw reszty bohaterów. Najczęściej poprzestają oni na wygłaszaniu niespecjalnie odkrywczych refleksji na temat skomplikowanej rzeczywistości późnego kapitalizmu i straconych ideałów dzieci kwiatów, które to dzieci – jeśli im się bliżej przyjrzeć – wcale nie były takie idealne. I nie mam na myśli nadużywania substancji psychoaktywnych, tylko przemoc. Zwłaszcza tę związaną z seksualnym wyzwoleniem. Pacyfizm pacyfizmem, a patriarchat patriarchatem – choćby i w deklaratywnie równościowej komunie. Ludzie są gotowi na wiele, byle tylko ktoś inny zmywał ich naczynia. Mogą nawet zostać guru.

Jarosław Murawski pisząc Erę Wodnika, nie przesadzał ze stawianiem znaków zapytania. Układ sił jest jasny, a starsza generacja podwójnie skompromitowana. Po pierwsze nie zdołała osiągnąć nawet części ze swoich szczytnych celów. Po drugie nie chce zrozumieć, że tkwiła w błędzie. To znaczy mężczyźni nie chcą. Kobiety to, jak wiadomo, co innego. Dlatego stary hipis Larry (Piotr Siwkiewicz) nie przyjmuje do wiadomości, że rewolucja seksualna nie chroniła przed molestowaniem i gwałtami, a często wręcz przeciwnie. Nie pojmuje też, dlaczego współczesna młodzież nie jest zainteresowana seksem w takim samym stopniu, co on.

Jeśli ktoś lubi gorzkie żale za niespełnioną utopią i cieszy go, gdy na scenie pojawia się John Lennon, to polecam raczej Imagine Krystiana Lupy. Z kolei, jeśli ktoś znajduje upodobanie w nostalgii za PRL-em, to lepsze będą Anioły w Warszawie autorstwa dyrekcji Teatru Dramatycznego. Przez pierwsze czterdzieści minut Ery Wodnika można nawet odnieść wrażenie, że oglądamy prequel przedstawienia w reżyserii Wojciecha Farugi. Z tą różnicą, że toporniejszy i rymowany. „Myślałem – czas smętny nabierze lekkości” – mówi jeden z bohaterów, tłumacząc się z mowy wiązanej. No cóż, nie nabrał.

W PRL-owskiej fazie przedstawienia bohaterowie śpiewają i narzekają, że jeśli chodzi o ćpanie, to o jego efektach mogli co najwyżej poczytać, bo nad Wisłą takich delicji nie było. To rozczarowanie przenosi się na całe przedstawienie, bo jeśli chodzi o hipisów, to widzowie Teatru Dramatycznego mogą wrócić do domu i obejrzeć Hair albo serial Era Wodnika z Davidem Duchovnym. Niespełna trzy godziny spektaklu starczą na trzy odcinki.

<p class="text-align-right">29-10-2025</p>

Teatr Dramatyczny im. Gustawa Holoubka w Warszawie

Era Wodnika

Jarosław Murawski

Reżyseria: Małgorzata Warsicka

Muzyka: Kamil Pater

Scenografia, kostiumy, reżyseria świateł: Katarzyna Borkowska

Choreografia: Bartłomiej Gąsior

Wideo, 3D: Emiko

Obsada: Waldemar Barwiński, Anna Gajewska, Anna Karolina Gorajska, Marianna Linde, Kamil Mróz, Agata Różycka, Piotr Siwkiewicz, Anna Szymańczyk, Krzysztof Szczepaniak, Paweł Tomaszewski, Mateusz Weber, Łukasz Wójcik

Premiera: 11 października 2025, Duża Scena

Teatr Dramatyczny im. Gustawa Holoubka w Warszawie, Era Wodnika, reż. Małgorzata Warsicka

Oglądasz zdjęcie 4 z 5