Gdzie indziej
Cyrograf na własnej skórze, reż. Grzegorz Jaremko, Dom Literatury w Gdańsku

fot. Kornelia Głowacka-Wolf
„Nazywam się Stanisława Przybyszewska i jestem aktorką” – mówi aktorka Agata Woźnicka i tym jednym zdaniem rozmontowuje świat, który rozpisany jest, jak być może zakładamy, na ciemnej scenie Domu Literatury w Gdańsku. Drewniana skrzynia, biurko, stosy książek, emaliowane miski z garściami strzykawek – szalona, wiecznie głodna Stacha pisze, czyta, ćpa i kocha Robespierre’a, a wszystko to dzieje się w zawilgotniałej gdańskiej norze. Taki wizerunek Przybyszewskiej wżarł się w naszą wyobraźnię. Mateusz Górniak (tekst) i Grzegorz Jaremko (reżyseria) nie kłócą się z nim, lecz traktują go jako jedną z egzystencjalnych ewentualności, które stały się udziałem Przybyszewskiej. I które wciąż są do jej dyspozycji. Bo w teatralno-literacko-muzycznym performansie spirytystycznym Cyrograf na własnej skórze wielowarstwowa przeszłość Stanisławy Przybyszewskiej miksuje się z jej równie pokomplikowaną teraźniejszością.
W 2024 roku w Domu Literatury w Gdańsku (wówczas funkcjonujący jeszcze jako projekt Gdańsk Miasto Literatury) zainicjowano cykl spotkań performatywnych. Pomysłodawcą był Marcin Hamkało, a produkcją kolejnych wydarzeń zajęły się: Natalia Osińska, Marta Flakowicz-Szczyrba (2024) i Katarzyna Andrulonis (2025). Nadrzędną ideą pomysłu była chęć znalezienia nowego formatu prezentacji literackiej dla tekstów kultury związanych z miastem i regionem, tych jednak, które nie stanowią pierwszego oczywistego wyboru – stąd w ramach cyklu performowano tekst naukowy („Krypta” Zbigniewa Majchrowskiego w reżyserii Katarzyny Dudzic-Grabińskiej z maja 2024 roku) czy poezję (Śladowisko w reżyserii Mariusza Babickiego z czerwca 2024 roku). Do tej pory zrealizowano łącznie dziewięć czytań, siedem w 2024 roku i dwa w 2025. Chociaż określenie „czytanie” nie oddaje w pełni charakteru tego, co przygotowuje się w ramach cyklu – to raczej przypadek performatywnych scenicznych zdarzeń, budowanych na styku słowa, dźwięku i namacalnych obiektów różnej proweniencji. Do końca tego roku Dom Literatury zrealizuje jeszcze jedno takie spotkanie – 12 grudnia odbędzie się performans wyreżyserowany przez Piotra Biedronia na podstawie eseju Kory Tei Kowalskiej Patrz pod nogi. O zbieraniu rzeczy.
W ciemnej przestrzeni Domu Literatury głębię sceny rozjaśnia zdjęcie czerwonego tramwaju. To pojazd o numerze bocznym 1501, niemal równo dziesięć lat temu pojechał w Gdańsk obdarzony imieniem patronki – Stanisławy Przybyszewskiej. I po kilku latach zepsuł się. Tak to już jest z tą naszą Stachą – zauważa transferująca jej wcielenia Agata Woźnicka. Wszystko, co z nią związane nagle rwie się, psuje, rozpada. Jak jej literatura, jak jej życie. Przybyszewska, „patronka spraw nieukończonych”, cały czas krąży po gdańskim krajobrazie, kapryśnie zmieniając punkty zagnieżdżenia. Jest jak zjawa, która wciąż straszy, mimo że opatrzyła się wszystkim. Ale w Gdańsku, „mieście szanującym duchy”, zawsze znajdzie się dla niej jakieś miejsce.
„Jak opowiedzieć takie życie?” – mówi bohaterka performansu Górniaka i Jaremki. Opowiedzieć jest trudno, bardziej słuszne wydaje się jego wywołanie. Dlatego spotkanie przygotowane w Domu Literatury przywołuje na myśl kolaż – w odpowiedzi na spirytystyczne zawołania, Przybyszewska ujawnia się w zdefektowanej, podstępnej narracji i w odbijającej ją scenicznej plastyce. Jest podróżującą po Europie dziewczynką, ambitną, rwącą się do literackiej pracy młodą kobietą, ale bywa też odurzoną morfiną stalkerką czy słabnącą z głodu fantastką. Demonem zrodzonym według „przepisu na rozpacz i tarapaty”. Górniak, Jaremko, Woźnicka i Justyna Banaszczyk, autorka świetnej ścieżki dźwiękowej performansu, budują krajobraz zapraszający kolejne awatary Przybyszewskiej, życzliwy wobec ich niespójności, ciekawy ich notorycznego niedokończenia. Bezpośrednią ich przewodniczką staje się Woźnicka – wyciągająca z czarnego kufra stroje i przewodząca doświadczenia, fantazje i wszystkie młodzieńcze ekscesy Przybyszewskiej. Bo Górniak i Jaremko odkrywają w niej niezależną pisarkę, intelektualistkę, ale też młodą dziewczynę i kobietę – tęskniącą do przygód, ekscytacji, impulsywną i chaotyczną, łatwowierną i rozmarzoną. Czuć w tym wszystkim pracę z postacią Przybyszewskiej, jej historią, jej niezwykłością i grafomaństwem. Górniak i Jaremko pracują ze Stachą po raz kolejny, ich świetne czytanie Pasiphaë otworzyło w 2024 roku cały cykl w Domu Literatury. Co najważniejsze, to drugie spotkanie nie trąci wyczerpaniem, wręcz przeciwnie – emanuje ciekawością, wnikliwością i krytycznym spojrzeniem.
Mapująca przestrzeń Domu Literatury Agata Woźnicka buduje kolejne stacje biografii Przybyszewskiej – Paryż, Wiedeń, Kraków, Poznań, wreszcie Gdańsk. Ciągły ruch, kolejne nawiedzenia. Performans/monodram trzyma świetny rytm, Jaremko nie przytłacza historii nadmiarem inscenizacyjnych gestów, lecz zawierza mocy Stanisławy, „ezoterycznie naładowanej” rozbójniczki i niestrudzonej wędrowczyni, upartej i namolnej. Dzięki świetnemu tekstowi Górniaka sekrety Przybyszewskiej, choć w większości nam znane, produkują i skutecznie podtrzymują sceniczne napięcie. Woźnicka wydeptuje krąg za kręgiem, jak w okultystycznym rytuale, a Stanisława objawia się nam raz jako wesoła „dusza” z miejskiej legendy, innym razem jako upiorna strzyga. Fascynująca i fascynująco przedstawione są tutaj jej niejednorodność, jej wielopostaciowość i permanentne wewnętrzne skłócenie. Znakomicie w tym mikrokosmosie odnajduje się Agata Woźnicka – utrzymująca swoją postać na granicy światów, świetnie operująca przygotowanym narzędziownikiem, cały czas w kontakcie z osobami uczestniczącymi w „dziadach”. Zresztą ta strategia balansowania na granicy światów, estetyk i języków, także szczególnego rodzaju intencja nieustannego dystansu wobec uruchamianych znaczeń (przy jednoczesnym ogromnym szacunku wobec nich!) zdawała się być wiodącą dla całego twórczego zespołu Cyrografu. Muszę przyznać – zadziałała znakomicie.
Zbiorowa (pop)wyobraźnia wpisała w postać Przybyszewskiej w odbierającą sprawczość i unieruchamiającą semantycznie antynomię – w kulturowych przedstawieniach Stacha jest skrajnie osobna, a jednocześnie sztywno sklejona i biograficznie zależna od postaci ojca, męża, Robespierre’a. Metoda przyjęta przez zespół gdańskiego spotkania performatywnego, sceniczna wariacja na temat opętania, nieoczekiwanie wyplątuje Przybyszewską z tego utwardzonego kulturowo układu. W Cyrografie na własnej skórze Stacha jest ultraosobna, wyzwolona z międzyludzkich zależności. To ona nonszalanckim gestem nawiguje po swojej biografii, ona przywołuje inne duchy, ona je odprawia. Ona do woli upcyklinguje własne losy. Górniak i Jaremko opowiadają zawodową bezsilność Przybyszewskiej, jej rodzinne tragedie, straty, jej biedę i wykluczenie. Mówią o tym wszystkim, co zniewalało ją jako kobietę, obywatelkę i autorkę, co odbierało jej sprawczość i głos. Ale zarazem udaje im się wyłuskać to, co stanowiło o unikalności Stachy i było jednocześnie całkowicie odrębne wobec wszystkiego i wszystkich. Uczestnicząc w tym spotkaniu, miałam głębokie wrażenie, że oto po raz pierwszy ktoś przyznaje się do tego, że o Stanisławie Przybyszewskiej nie da się opowiedzieć. I dlatego postanawia milczeć – oddając głos pozostawionym przez nią strzępom historii. Jest w tym wszystkim coś bardzo radykalnego, ale pojawiają się też narracyjna lekkość i bezpretensjonalność.
Spotkanie performatywne przegotowane przez Mateusza Górniaka i Grzegorza Jaremkę to intertekstualne zaduszki – trochę w klimacie oldschoolowej wieczornicy, trochę jak zabawa w spirytystyczny seans. A jednocześnie jest w tym wydarzeniu głęboka bliskość względem postaci Stanisławy Przybyszewskiej, jej pokracznych pism, dziwactw, jej wiecznego pikowania ku destrukcji. Twórcom gdańskiego czytania/monodramu udało się głośno wypowiedzieć paradoks Przybyszewskiej, tę obsesję każdego marzyciela-melancholika, którą swego czasu podkreśliła Maria Janion – jest tam, gdzie jej nie ma i nie ma jej tam, gdzie jest. „Zawsze gdzie indziej”.
Stacha bardzo chciała mieć pomnik, a jednocześnie roztrzaskiwała i demontowała każdy, który próbowano pobudować na jej cześć. Jakby to nieustanne „gdzie indziej” eksplodowało w niej lęk przed potencjalnym unieruchomieniem. Ten unikalny wieczór w Domu Literatury w Gdańsku, który, nigdy (?) się już nie powtórzy, chyba mógłby spełnić jej oczekiwania. No i jest jeszcze autobus numer 148, ale to już zupełnie inna opowieść.
Dom Literatury w Gdańsku
Cyrograf na własnej skórze
Reżyseria: Grzegorz Jaremko
Dramaturgia: Mateusz Górniak
Występuje: Agata Woźnicka
Muzyka: Justyna Banaszczyk
Premiera: 22 listopada 2025
Cyrograf na własnej skórze, reż. Grzegorz Jaremko, Dom Literatury w Gdańsku
Oglądasz zdjęcie 4 z 5














