Fajnie jest być dzieckiem!
Dlaczego jednego głośno krzyczącego malucha nazwiemy niegrzecznym, podczas gdy podobne zachowanie innego skwitujemy pobłażliwym: „przecież to tylko dziecko”? Jak to jest z tymi ograniczeniami, zakazami i nakazami? Co wolno, a czego nie należy robić? Anna Retoryk, reżyserując w będzińskim teatrze Pinokia, tworzy spektakl o dziecięcej ciekawości świata, nie tłumacząc nią braku wychowania. Próbuje raczej pokazać, że swoboda, którą rodzic podaruje dziecku, może przynieść coś dobrego i wartościowego.
Teatralna opowieść zaczyna się jak wiele jej podobnych – od słów „dawno, dawno temu”. Szybko jednak ta wyświechtana fraza zostaje (śpiewająco) zamieniona na określenie „w niedalekiej przeszłości”. To sygnał, że historia o drewnianym pajacyku imieniem Pinokio nosi w sobie uniwersalne, a więc również współczesne prawdy, które warto odkurzyć. Właśnie one mają stanowić głos w dyskusji na temat przygotowywania dzieci do dorosłości. Jest to co prawda głosik cichutki, niewdający się w słowne przepychanki ze zwolennikami bezstresowego wychowania, ale nie o wojowanie tutaj chodzi, a o samo podjęcie tematu. Twórcy budują świat przedstawiony wokół tezy, że dziecko najlepiej uczy się życia i podejmowania decyzji na własnych błędach. Przykład Pinokia doskonale tu pasuje. Pajacyk wystrugany z drewna przez Geppetta, próbując uniknąć obowiązku szkolnego, raz po raz ulega zgubnym pokusom. Zamiast pójścia do szkoły wybiera przedstawienie w teatrze lalek, zamiast powrotu do domu – pomnożenie cekinów obiecane przez chytrego Lisa i leniwego Kota czy wycieczkę do Krainy Zabawy. Złe wybory nie tylko narażają bohatera na niebezpieczeństwo, ale też obciążają go przykrymi konsekwencjami – traci otrzymane kosztowności, zostaje schwytany przez gospodarza za kradzież winogron, zamienia się w osła. Dzięki swoim błędom Pinokio zaczyna odróżniać dobro od zła. Uczy się, jak być prawdziwym chłopcem, którym – w nagrodę za poprawę swojego zachowania – w finale się staje.
Pinokio w Teatrze Dzieci Zagłębia im. Jana Dormana został oparty na XIX-wiecznej powieści Carla Collodiego, która od lat należy do klasyki literatury dziecięcej i obowiązującego kanonu lektur szkolnych. Nie warto jednak traktować tej adaptacji jako alternatywy dla książki, ponieważ teatralna wersja nieco różni się od literackiego pierwowzoru. Po pierwsze fabuła jest w niej skondensowana, poskładana z wybranych wydarzeń, które według twórców są ważne dla zachowania fabularnej spójności. Niestety w niektórych scenach z tego powodu pojawiają się braki w motywacjach postaci, a ciąg przyczynowo-skutkowy czasem się rwie. Bo niby skąd wiadomo, w jaki sposób Geppetto (Stefan Szulc) znalazł się w paszczy rekina? Dlaczego Pinokio musiał ogrzać się nad ogniem i spalił sobie stopę? Jak to się stało, że pajac zamienił się w osła? Odpowiedzi ze sceny nie padają, a towarzyszący bardziej spostrzegawczym młodym widzom dorośli muszą wyciągać z odmętów swojej pamięci fabularne szczegóły dawno przeczytanej historii. Po drugie będzińska wersja jest delikatnie wygładzona. Główny bohater na początku wcale nie jest krnąbrnym, złośliwym i egoistycznym pajacem jak jego literacki odpowiednik. Pinokio da się lubić, bo ma sympatyczne, wesołe usposobienie. Momentami jego niebywała naiwność i łatwowierność bywają irytujące, ale mimo wszystko kibicujemy bohaterowi we wszystkich jego poczynaniach. Wygładzenie widać również w warstwie fabularnej, między innymi w scenie rozmowy Pinokia z Gadającym Świerszczem (Patrycy Hauke), który w Będzinie nie zostaje zabity przez rozgniewanego pajacyka. Są jeszcze inne modyfikacje, takie jak na przykład zmiana profesji Geppetta. I tutaj brakuje konsekwencji – bohater dostaje łatkę właściciela teatru, ale ten fakt właściwie niczego nie zmienia. W teorii taki zabieg konkretyzuje miejsce akcji, czyniąc nim teatr, ale z perspektywy widza jest to prawie niezauważalne. Oczywiście, pierwsza scena (scena „narodzin” Pinokia) przypomina proces powstawania lalek w teatrze lalkowym, a umowna scenografia ma poruszać dziecięcą wyobraźnię, ale dla maluchów dobrze znających opowieść o drewnianym pajacyku, teatralne skojarzenia będą bardzo odległe. Koniec końców taka zmiana służy jedynie temu, żeby bardziej uwiarygodnić w oczach dzieciaków Stefana Szulca, obsadzonego w roli poczciwego staruszka.
Będzińska inscenizacja łączy plan żywy z planem lalkowym. Wybór konwencji nie dziwi, wszak niektórym trudno wyobrazić sobie spektakl o Pinokiu bez drewnianego pajacyka. Pajacyk być musi, więc jest. I to na nim, a właściwie na animującej go Ewie Zawadzie w dużej mierze spoczywa ciężar całego przedsięwzięcia. Aktorka utrzymuje go z wdziękiem, dając swojej postaci wyjątkową osobowość godną tytułowego bohatera. Bez niej, bez szczerego i autentycznego bohatera, ten spektakl byłby tylko jedną z tysiąca teatralnych bajek, które trudno nazwać wartymi obejrzenia. Pinokio Ewy Zawady nie jest chłopcem z nosem w smartfonie, a jednak jest widzowi bliski. Możemy nie rozumieć jego lekkomyślnych decyzji, a jednak patrzymy na niego pobłażliwie, kiwając głową ze zrozumieniem. To zasługa aktorki, która doskonale czuje koncepcję twórców. A poza tym dobrze radzi sobie w partiach wokalnych! Przyjemnie słucha się zwłaszcza drugiej piosenki w jej wykonaniu. Dobrą recenzję potwierdzają spontaniczne reakcje dzieci, które podczas oglądanego przeze mnie przedstawienia nagle i niespodziewanie zaczęły klaskać do rytmu niczym widownia na najprawdziwszym festiwalu piosenki. W ogóle będziński Pinokio jest bardzo muzyczny – sporo w nim tańca, melodii i dźwięków. Piosenki stanowią integralną całość z fabułą (większość z nich odwołuje się bezpośrednio do scenicznych zdarzeń), a ich żywiołowość wzbogaca sceniczny przekaz.
Oprócz nieco surowych, wykonanych z dbałością o detal lalek (Pinokio ma ruchomy nos, który „magicznie” wydłuża się, gdy kłamie!) w spektaklu wykorzystano realistyczne maski, które odmieniają aktorów nie do poznania. One też nie mają się podobać – są stworzone do innych celów. Zwłaszcza głowy zwierząt fantastycznie dookreślają charakter różnorodnych postaci, a w połączeniu z muzyką Pawła Sowy pomagają budować niepowtarzalną atmosferę. Gdy Pinokio nie chce wypić lekarstwa Wróżki, a na scenie pojawiają się aktorzy w maskach królików, przybywający, by zabrać go w zaświaty, czuję na plecach autentyczny dreszcz. To dobra przeciwwaga dla fabularnego wygładzenia, pokazująca, że młodego widza traktuje się w Będzinie poważnie.
Ładna ani kolorowa nie jest również scenografia Justyny Bernadetty Banasiak. Głównym jej elementem jest domek wykonany z drewnianej, niepomalowanej sklejki. Nie wygląda bardzo widowiskowo, ale na pewno nie można odmówić mu funkcjonalności. Dzięki temu, że umieszczono go na obrotowym podeście, z łatwością w parę chwil zmienia swoje zastosowanie. Raz jest sceną teatru lalek, innym razem wozem, który mknie do Krainy Zabawy. Sprawdza się jako kurnik i parawan dla aktorów, dzięki któremu „rozpalenie” ognia w teatrze nie stanowi żadnego problemu. Praktyczna dekoracja nabiera kolorów, gdy w ruch idą światła. Odpowiedzialna za wizualizacje Magdalena Grundwald może być z siebie dumna – w niektórych efektach świetlnych jest coś magicznego, budzącego zachwyt dzieci.
Pinokio w Będzinie to propozycja dla najmłodszych widzów z morałem, którego adresatami są przede wszystkim dorośli. To interesująca opowieść o tym, jak fajnie jest być dzieckiem w pełnym tego słowa znaczeniu.
10-04-2019
Teatr Dzieci Zagłębia im. Jana Dormana w Będzinie
Carlo Collodi
Pinokio
reżyseria: Anna Retoruk
muzyka: Paweł Sowa
scenografia: Justyna Bernadetta Banasiak
ruch sceniczny: Aleksandra Mandzikowska-Janko
reżyseria światła i wizualizacje: Magdalena Grunwald
gitara elektryczna: Wojciech Tabak
realizacja nagrań, miks i mastering: Tomasz Wójtowicz
obsada: Katarzyna Bała, Edyta Dziura, Agata Madejska, Joanna Rząp, Ewa Zawada, Patrycy Hauke, Jacek Mikołajczyk, Stefan Szulc
premiera: 23.03.2019
Oglądasz zdjęcie 4 z 5
Powiązane Teatry
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique. Duis cursus, mi quis viverra ornare, eros dolor interdum nulla, ut commodo diam libero vitae erat. Aenean faucibus nibh et justo cursus id rutrum lorem imperdiet. Nunc ut sem vitae risus tristique posuere.