Doszedłem do siebie, ale się nie zastałem

aAaAaA

On zachowuje się jak idiota, mówi jak idiota, wygląda jak idiota.

Niech was to jednak nie zwiedzie, on naprawdę jest idiotą.

(Cytat z filmu braci Marx)

Różnica między dobrym a złym aktorstwem jest dosyć łatwa do zauważenia.

Nie zmienia to faktu, że tak jak są ludzie, którzy mają kłopoty z rozróżnianiem dźwięków lub odróżnianiem kolorów, tak jakaś część ludzkości ma kłopoty z rozpoznawaniem złego i dobrego aktorstwa.

Dobre aktorstwo wymaga subtelności, wrażliwości, wewnętrznej głębi, jakiejś bardzo trudnej do nazwania charyzmy. W skład tej charyzmy wchodzą wdzięk, siła i wieloznaczność.

Nie dam słowa, że jest potrzebna inteligencja rozumiana w sposób oceniany za pomocą testów IQ, ale aktorstwo ma jednak swoją własną miarę inteligencji związaną na przykład ze sztuką żartobliwego improwizowania, dyskontowania przypadkowych zdarzeń i sytuacji, gotowością całego organizmu do spontanicznego reagowania.

Jest również aktorstwo idiotów.

J. B. Pristley, dwudziestowieczny pisarz i dramaturg brytyjski, jest autorem dwutomowego cyklu powieściowego Londyn i Poza miastem – zabawnej i w założeniu satyrycznej historii opisującej przygody dwóch profesorów oszustów, którzy wymyślili pseudonaukę.

Ta nauka to wiedza o tworzeniu swojego obrazu publicznego czyli – jak to się obecnie mówi – „dbałość o wizerunek publiczny”.

Powieść jest interesująca z kilku względów.

Należy do słabo reprezentowanego w Polsce gatunku, tak zwanej powieści akademickiej, w której – jak wiadomo – inteligentni i wykształceni ludzie, zwykle pracownicy jakiejś wyższej uczelni, okazują się zbieraniną sfrustrowanych osobników płci obojga, zagubionych w rozmaitych dramatach osobistych.

Co dziwniejsze, w latach trzydziestych ubiegłego stulecia opowieść o „tworzeniu wizerunku” jako poważnej dyscyplinie naukowej była źródłem wyrafinowanych kpin angielskiego autora, któremu nawet przez myśl nie przeszło, że to może być rodzaj realnej nauki, że ktoś może wziąć tę brednię na serio.

Dwaj profesorowie – oszuści, którzy otumaniają polityków i środowisko naukowe swoimi dyrdymałami, mają pełną świadomość, że, mówiąc wprost, wciskają kit nie całkiem ciemnemu ludowi.

Znakomita kpina – sprowadzamy naukę o komunikatach międzyludzkich do skrajnie prostackiej wizji. Tak trzymać ręce, tak się uśmiechać, w tym momencie krzyknąć.

To przecież jedynie niezbyt wiarygodna fikcja. Tak sądził autor wspomnianych powieści.

A równolegle toczyła się rzeczywistość.

Dwaj wyjątkowo niezdolni i głupi aktorzy sceny politycznej (trzeba być także skrajnym głupcem, aby uruchomić spektakl, który zniszczy miliony ludzi, a na ostatek zabije lub zmusi do samobójstwa nas samych), Hitler i Mussolini, zaczynali żenujące przedstawienia, stosując wszelkie banalne triki z podręcznika specjalistów od wizerunku.

Pristley znalazł się jako autor w dziwnej sytuacji – pisząc nie sądził, aby tak absurdalne wydarzenia, jakie opisał, mogły zajść naprawdę, a one zaszły i to zaszły dużo dalej, niż można się było spodziewać.

Mogą Szanowni Czytelnicy zaprotestować przeciw mojej dzisiejszej tezie, że początkiem złych czynów i złych zdarzeń jest złe aktorstwo, ale nie jest to moja teza autorska.

Pamiętają Pańswo Dyktatora Chaplina?

Pamiętacie Ricky’ego Gervaisa i Biuro?

To są wzorcowe opowieści o tym, jakim nieszczęściem dla świata jest żenujące aktorstwo.

*

Zacząłem pisać felieton przed piątkiem 28 lutego i zamierzałem pisać dalej, gdy właśnie w tym dniu, na oczach świata, dwaj panowie politycy skrytykowali prezydenta Ukrainy za niewłaściwy kostium i oświadczyli mu, że ma słabe karty.

Tak się składa, że jeden z nich jest prezydentem, a drugi wiceprezydentem imperium.

Jakim cudem postaci jak ze starych filmów o Jamesie Bondzie dostały te role (groteskowych czarnych charakterów), nie mam pojęcia, ale niewątpliwie padła kolejna granica fatalnego aktorstwa.

Zdumiewający pokaz pychy, arogancji, dobrego samopoczucia i braku samokrytycyzmu.

Wobec jakości tego przedstawienia przyzwoity aktor i przyzwoity człowiek, Zełenski, wyglądał na zagubionego, ale trudno mu się dziwić.

Potem pokazało się mnóstwo znawców, politologów, specjalistów, zawodowych oceniaczy, którzy ostrożnie usiłowali przewidzieć konsekwencje tego wydarzenia.

Niektórzy starali się być optymistami.

Nie mam ochoty na profetyzm, ale zwykle fatalne aktorstwo zwiastuje fatalne efekty końcowe.

Jak to pięknie sformułował Święty Tomasz: „Głupota jest grzechem”.

05-02-2025

Oglądasz zdjęcie 4 z 5