Co nam zrobi sztuczna inteligencja?

aAaAaA

Skoro już nas pokonała w tajemniczej grze go, w którą większość ludzkości (ze mną włącznie) grać nie umie, to prawdopodobnie może nam zrobić wszystko.

Podobno to jest niezwykle trudna gra, o wiele bardziej złożona od szachów i wymagająca bystrości, pomysłowości i przewrotności.

Tak wynika z wypowiedzi specjalistów z przesympatycznym profesorem (nomen omen?) Duchem na czele.

Sprawa jest poważna i wcale nie do śmiechu.

Jeżeli sztuczna inteligencja ma algorytmy, które pozwalają jej się samouczyć i samodoskonalić, to właściwie już się wydostała spod naszej kontroli, podobnie zresztą jak większość mózgów naszych współobywateli.

Przy okazji z zaskakującą jasnością uświadomiliśmy sobie, że mimo prób przeniknięcia do wnętrza naszej świadomości, prób trwających ze sto tysięcy lat, efekty mamy mierne.

Nie tylko nie umiem odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób w ludzkich głowach zrodzili się Atena, Ozyrys i Behemot, ale nawet na pytanie: „Jak pan wymyślił Brombę?”, udzielam bardzo mętnych odpowiedzi.

(Teraz chwila krypto- i autoreklamy. Właśnie znalazła się w księgarniach zupełnie nowa książka Bromba i polityka, która doczekała się na Facebooku bardzo życzliwego powitania, oraz hasła „Bromba wiecznie żywa!”)

Na spotkaniach z dziećmi odpowiadam zwykle jakoś mętnie – podaję cel powstania (że dla rozbawienia ukochanej), źródła refleksji (zdziwienie fundamentalną niemierzalnością  świata, w szczególności emocji) i wskazuję na technikę konstrukcji nazwy, czyli szukanie i zestawianie ciekawie brzmiących dźwięków.

Wszystko to prawda, ale sądzę, że proces wymyślania Marduka czy Huitzilopochtliego był ciut odmienny oraz obfitował w konsekwencje groźniejsze niż oferowanie społecznej świadomości Glusia albo Fikandra.

Prawdopodobnie już w założeniu zakładał jakąś próbę oddziaływania na współplemieńców wykoncypowanym uogólnieniem.

Nie jestem zbyt dobry w stawianiu pytań Chatowi GPT i na razie nie wiem, jakiej by udzielił odpowiedzi na pytanie: „Jak nazwałbyś fikcyjną piętnastocentymetrową osobę marzącą o reżyserowaniu?”

W każdym razie reżyser Gluś, marzyciel i śmiały twórca filmów jedynie opowiadanych, jest już wymyślony.

Problem, czy sztuczna inteligencja po otrzymaniu zadania: „Napisz opowiadanie dla dzieci w wieku 10–14 lat, na siedem stron A4, czcionką 14 w stylu Wojtyszki o tym, jak Gluś reżyserował mrówki”, stworzyłaby utwór zbliżony do tego z Bromby i polityki?

Mam nadzieję, że na razie jeszcze nie.

Proszę mnie nie podejrzewać o pychę.

Nie piszę z przekonaniem, że to jest jakiś nad wyraz skomplikowany proces myślowy i że cyfrowa inteligencja sobie z nim nie poradzi. Pamiętam Elektrybałta Stanisława Lema i jego nieśmiertelny epigram:

„Zawiść, pycha, egoizm do małości zmusza,
Doświadczy tego, pragnąc iść z Elektrybałtem
W zawody, pewien prostak. Ale Klapaucjusza
Olbrzym Ducha prześcignie niby żółwia autem”.

Wprawdzie Trul zdrowo się namęczył, tworząc Elektrybałta, ale już wtedy Stanisław Lem nie wykluczał powstania urządzenia cybernetycznego zdolnego produkować literaturę.

Niezwykle trafnie też – jak sądzę – prognozował, że rozpacz i samobójstwa dotkną raczej autentycznych artystów, bo grafomana znacznie trudniej zachwiać w pewności i samozadowoleniu.

Na zakończenie tego wspaniałego opowiadania wprawdzie Elektrybałt staje się lirycznym motorem gromady gwiazd wybuchających w dalekich galaktykach, ale niewątpliwie autor dostrzegał niebezpieczeństwa związane z szeroko pojętą twórczością istot innych niż ludzie.

Profesor Andrzej Dragan, wcale nie żartując, zakłada, że już wkrótce będziemy musieli koegzystować z czymś, co nas przerasta i co posiądzie umiejętności intelektualne o tyle wyższe od naszych, że ludzkość da się porównać z psem usiłującym pojąć teorię względności.

Możliwości kreatywne psa mają swoje granice, możliwości kreatywne człowieka prawdopodobnie również.

Trochę się rozwydrzyliśmy, tworząc kolejne cywilizacje, rachunek różniczkowy i sondy kosmiczne, ale przesuwając kolejne granice wiedzy, przesunęliśmy też pozycję nas samych.

Ziemia nie jest środkiem świata, słońce leży na peryferii jednej z miliarda galaktyk, a pyłek, jakim jesteśmy, trwa zaledwie ciut dłużej niż łątka jednodniówka.

W Starym Testamencie w zależności od przekładu z hebrajskiego Księga Koheleta mówi: „Marność na marnościami i wszystko marność” albo: „Ulotne, jakże ulotne, wszystko ulotne”.

Autor tego zdania jakieś cztery tysiące lat temu proroczo przeczuwał, że „kto przysparza wiedzy, przysparza cierpień” i w ogóle jego myśli pasują jak ulał do dnia dzisiejszego.

Pojawienie się super mózgu zdolnego szybko odpowiedzieć na większość naszych pytań, dysponującego znacznie większą ilością informacji niż te, które jesteśmy w stanie zdobyć ciągu całego życia, dodatkowo odpornego na stresy, zwątpienia oraz uszkodzenia mechaniczne, to na pewno przełom.

Czy i jak kolejne pokolenia ludzi ułożą sobie relacje z rodzącym się na naszych oczach super mózgiem, nie śmiem przewidywać.

Jeśli uzyska pełnię samoświadomości, może też przedefiniować cele, do których zmierza, a jakie one mogą być, trudno nam sobie nawet wyobrazić, podobnie jak szympansowi trudno zaplanować wysłanie rakiety na Marsa.

A jaką rolę w tym przedefiniowanym planie nowej formy istnienia odegrają bladawce, czyli ludzie?

Może okażą się pomocni, podobnie jak nam okazały się pomocne pszczoły, krowy, kury i nierogacizna? A może zbędni jak mrówki, komary i wysypiska toksycznych odpadów?

Jaki obraz świata wytworzy sobie na podstawie zgromadzonych miliardów informacji wyższe ogniwo ewolucji i do czego zacznie zmierzać?

Nie mam zielonego pojęcia, ale jeżeli znaczącą częścią oceny naszego gatunku przez super mózg staną się współczesne polskie kabarety, napisy na paskach programów informacyjnych oraz wypowiedzi polityków podczas kampanii wyborczej, to myślę, że neutralizacja naszego gatunku jest wysoce prawdopodobna.

Super mózg nakarmiony takimi danymi raczej nie będzie mieć wyboru.

Chyba że się przegrzeje.

09-08-2023

Oglądasz zdjęcie 4 z 5